Dzisiaj się nie spóźniłam, a nawet przyszłam przed czasem. Poprzedniego dnia wcześnie położyłam się spać i rano nie miałam problemu z pobudką. Zdążyłam się na spokojnie wyszykować i nawet zjadłam śniadanie.
Na zegarku wskazówki pokazały ósmą, więc poszłam naszykować kawę do Wayvesa. Czarna, bez cukru. Tak samo paskudna jak on. Akurat zalałam kubek wrzątkiem, gdy rozdzwonił się telefon.
- Ida Lao, sekretarka... - zaczęłam, ale głos mi urwał.
- Wiem, że to ty! Lao, do mnie. - Usłyszałam i połączenie zostało przerwane.
- Teraz to ja już nie wiem, o co mu chodzi. Dzisiaj nic nie zrobiłam - szepnęłam do dziewczyn i sięgnęłam po tacę z kubkiem kawy.
- Dasz radę, nie daj mu się! - wykrzyknęła Alice i puściła mi oczko.
- Postaram się.
Za drzwiami powitał mnie szczery uśmiech Blanki, ale dziewczyna, jak tylko zobaczyła moją posępną minę, spochmurniała.
Weszłam po schodach i znowu stanęłam przed tymi cholernymi drzwiami.
Nasz budynek miał dwadzieścia jeden pięter, winda dojeżdżała do dwudziestego, a na ostatnie można było dostać się tylko schodami. Zresztą tam był tylko i wyłącznie pokój prezesa.
- Szefie, co się stało? - zapytałam niepewnie, gdy weszłam do środka.
Wayves stał odwrócony do okna i już drugi raz z rzędu nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Podeszłam do biurka, postawiłam na nim tacę i usiadłam na białym fotelu.
- Panno Lao, nie dostałem jeszcze dokumentów, o które prosiłem kilka dni temu.
- Przecież dostarczyłam je panu wczoraj - odpowiedziałam głupio.
- Nie te - rzekł krótko i odwrócił się w moją stronę.
W jednej chwili jego wyraz twarzy uległ diametralnej zmianie. Zdziwienie połączone z lekkim uśmiechem wstąpiło na jego twarz, zajmując miejsce złości i powadze. Już kilka razy zdarzało mu się na mój widok zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni, ale nigdy nie zwracałam na to uwagi.
- Proszę się nie spieszyć kilka dni dłużej nie zrobi mi różnicy - dodał.
- Panie prezesie, wszystko będzie gotowe na dzisiaj oraz dopięte na ostatni guzik jeszcze przed przerwą obiadową. - Chciałam wstać, ale szef mnie zatrzymał.
- Panno Lao, proszę cię nie tak oficjalnie. Patrick... - Mężczyzna podszedł do mnie i wyciągnął swoją prawą dłoń.
- Ida - rzekłam niepewnie, ale podałam mu rękę, a on ją mocno uścisnął i pociągnął tak, że musiałam się podnieść.
- Pięknie wyglądasz, Ido. - Był wyjątkowo blisko mnie. Czułam się bardzo dziwnie w tak dwuznacznej sytuacji.
- Dziękuję.... Ale ja już muszę wracać do pracy.
- Czemu się tak spieszysz? Przecież oboje wiemy, że wcale nie masz tak dużo pracy. - Patrick stał teraz za mną, a jego ręce spoczywały na moich ramionach. - Może skusisz się na małą kawę i ciasto? Ja stawiam - szepnął w moje blond włosy.
Odsunęłam się od niego i poprawiłam czarną sukienkę, która wcale się nie pogniotła.
- Ja już lepiej pójdę. Do widzenia panie... znaczy Patricku. - Spróbowałam się lekko uśmiechnąć, ale mi to nie wyszło.
CZYTASZ
Deszczowa miłość
RomanceZnasz to uczucie, kiedy po raz setny spóźniasz się do pracy? Ida zna je bardzo dobrze. Zawsze pilna pracownica, która skrupulatnie wypełnia swoje zadania, wykorzystuje daną jej ostatnią szansę. Musi wybrać między ulubioną pracą i "nadgodzinami" u sz...