Rozdział 2

3.9K 244 36
                                    

Dzisiaj się nie spóźniłam, a nawet przyszłam przed czasem. Poprzedniego dnia wcześnie położyłam się spać i rano nie miałam problemu z pobudką. Zdążyłam się na spokojnie wyszykować i nawet zjadłam śniadanie.

Na zegarku wskazówki pokazały ósmą, więc poszłam naszykować kawę do Wayvesa. Czarna, bez cukru. Tak samo paskudna jak on. Akurat zalałam kubek wrzątkiem, gdy rozdzwonił się telefon.

- Ida Lao, sekretarka... - zaczęłam, ale głos mi urwał.

- Wiem, że to ty! Lao, do mnie. - Usłyszałam i połączenie zostało przerwane.

- Teraz to ja już nie wiem, o co mu chodzi. Dzisiaj nic nie zrobiłam - szepnęłam do dziewczyn i sięgnęłam po tacę z kubkiem kawy.

- Dasz radę, nie daj mu się! - wykrzyknęła Alice i puściła mi oczko.

- Postaram się.

Za drzwiami powitał mnie szczery uśmiech Blanki, ale dziewczyna, jak tylko zobaczyła moją posępną minę, spochmurniała.

Weszłam po schodach i znowu stanęłam przed tymi cholernymi drzwiami.

Nasz budynek miał dwadzieścia jeden pięter, winda dojeżdżała do dwudziestego, a na ostatnie można było dostać się tylko schodami. Zresztą tam był tylko i wyłącznie pokój prezesa.

- Szefie, co się stało? - zapytałam niepewnie, gdy weszłam do środka.

Wayves stał odwrócony do okna i już drugi raz z rzędu nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Podeszłam do biurka, postawiłam na nim tacę i usiadłam na białym fotelu.

- Panno Lao, nie dostałem jeszcze dokumentów, o które prosiłem kilka dni temu.

- Przecież dostarczyłam je panu wczoraj - odpowiedziałam głupio.

- Nie te - rzekł krótko i odwrócił się w moją stronę.

W jednej chwili jego wyraz twarzy uległ diametralnej zmianie. Zdziwienie połączone z lekkim uśmiechem wstąpiło na jego twarz, zajmując miejsce złości i powadze. Już kilka razy zdarzało mu się na mój widok zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni, ale nigdy nie zwracałam na to uwagi.

- Proszę się nie spieszyć kilka dni dłużej nie zrobi mi różnicy - dodał.

- Panie prezesie, wszystko będzie gotowe na dzisiaj oraz dopięte na ostatni guzik jeszcze przed przerwą obiadową. - Chciałam wstać, ale szef mnie zatrzymał.

- Panno Lao, proszę cię nie tak oficjalnie. Patrick... - Mężczyzna podszedł do mnie i wyciągnął swoją prawą dłoń.

- Ida - rzekłam niepewnie, ale podałam mu rękę, a on ją mocno uścisnął i pociągnął tak, że musiałam się podnieść.

- Pięknie wyglądasz, Ido. - Był wyjątkowo blisko mnie. Czułam się bardzo dziwnie w tak dwuznacznej sytuacji.

- Dziękuję.... Ale ja już muszę wracać do pracy.

- Czemu się tak spieszysz? Przecież oboje wiemy, że wcale nie masz tak dużo pracy. - Patrick stał teraz za mną, a jego ręce spoczywały na moich ramionach. - Może skusisz się na małą kawę i ciasto? Ja stawiam - szepnął w moje blond włosy.

Odsunęłam się od niego i poprawiłam czarną sukienkę, która wcale się nie pogniotła.

- Ja już lepiej pójdę. Do widzenia panie... znaczy Patricku. - Spróbowałam się lekko uśmiechnąć, ale mi to nie wyszło.

Deszczowa miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz