Nie chciałam, czekać na windę, więc szybko zeszłam po schodach, pięć pięter niżej. Dopiero tam złapałam "metalową puszkę", weszłam do niej i kliknęłam guzik z numerem zero. Kiedy winda zatrzymała się, wybiegłam na korytarz i ruszyłam w stronę wyjścia.
Chmury, które wcześniej zobaczyłam, zrobiły się jeszcze ciemniejsze. W głębi serca liczyłam na to, że zdążę dotrzeć do domu przed deszczem, ale niestety tak się nie stało. Gdy tylko zeszłam ze schodów przed budynkiem, zaczęło lać. Szłam w moich różowych szpilkach najszybciej jak umiałam, ale mnie to nie wystarczało.
Chciałam uciec od tego miejsca jak najprędzej, więc zaczęłam biec. Jednak zatrzymało mnie czerwone światło na przejściu dla pieszych. Kiedy zmieniło się ono na zielone ruszyłam dalej. Mój dom od biurowca oddzielał mały park. Wybiegłam na alejkę pokrytą żwirem. Bardzo źle się biegło, ale ja nie zwracałam na to uwagi.
Byłam już cała przemoczona, sukienka i włosy lepiły się do mojego mokrego ciała.
Na ścieżce były kałuże i patyki przyniesione przez wiatr. Biegłam dalej chociaż nogi już odmawiała mi posłuszeństwa. Z jednej strony miałam ochotę się zatrzymać, a z drugiej biec dalej, aby uciec. Uciec od tego co mnie spotkało. Można powiedzieć, że moje "marzenia" się w pewnym sensie spełniły. Biegnąc, połknęłam się o... nawet nie wiem o co. Po prostu nagle okazało się, że klęczałam w kałuży. Było mi mokro, zimno i bolały mnie nogi. Nie podniosłam się, tylko płakałam. Po policzkach spływały łzy, które łączyły się ze strugami deszczu.- Nic pani nie jest? - Usłyszałam męski głos za plecami.
- Zostaw mnie!
- Coś panią boli? - Mężczyzna był natarczywy.
-Nie!
- Może pani wstać?
-Tak!
- To dlaczego pani tego nie zrobi?- Facet stawał się coraz bardziej upierdliwy.
- Bo mam taki kaprys. Nie chcę wstawać tak samo jak, nie chcę z panem rozmawiać.
- To dlaczego, pani, to robi?
- Bo mam taki kaprys. - Poczułam, jak wkłada mi ręce pod pachy i próbuje mnie podnieść. - Zostaw mnie!
- Chcę pani pomóc.
- Nie potrzebuje pomocy! Widzisz!? - Podniosłam się z klęczek, ciągle krzycząc, ale musiałam wyładować swoje emocje.
- To skoro pani już się podniosła, to odprowadzę panią do domu.
- NIE CHCE TWOJEJ POMOCY!!! - Moje nerwy osiągnęły apogeum, więc po prostu dałam mu z liścia i pobiegłam.
Zatrzymałam się jeszcze na chwilę, żeby pokazać mu język i ruszyłam dalej. Alejka parkowa już się kończyła, więc przede mną, między drzewami, dało się dostrzec światła samochodów.
Biegłam dalej, a w głowie wciąż szumiał mi głos Patricka i jego obrzydliwa propozycja. Nie mogłam pojąć, jak można być, aż tak nienormalnym, żeby oferować dziewczynie seks w zamian za pracę. Nie mieściło mi się to w głowie, a wspomnienia, które przewijały się jak film w mojej pamięci, sprawiły, że ponownie zalałam się łzami.
Mokre włosy zasłoniły mi twarz, a zapłakane oczy nie ułatwia widoczności. Miałam do tego zdarte kolano i łokieć. Moje obcasy, o dziwo, nie połamały się. Były tylko zdarte. Biegnąc dalej przed siebie nie zauważyłam tego, że park jest za mną, a przejście dla pieszych przede mną. Przez co nie zwróciłam uwagi na światła. Nagle usłyszałam pisk opon, krzyki przechodniów i ból. Okropny, przeszywając ból. Czułam również na sobie ciężar. Chciałam sprawdzić, co się stało, ale nie byłam w stanie poruszyć się.
- Masz szczęście, że za tobą pobiegłem. Gdyby nie ja już byś leżała tutaj martwa.
- Zostaw mnie w spokoju!!! - Mężczyzna pomógł mi, podnieść się z asfaltu.
- Nie mogę, beze mnie nie przeżyjesz. - Znowu oberwał w twarz.
Co za arogancki dupek!
Tym razem nie oglądałam się na niego, tylko ruszyłam dalej, biegiem. Biegłam w stronę domu, który był tylko jedną przecznice dalej.
CZYTASZ
Deszczowa miłość
RomanceZnasz to uczucie, kiedy po raz setny spóźniasz się do pracy? Ida zna je bardzo dobrze. Zawsze pilna pracownica, która skrupulatnie wypełnia swoje zadania, wykorzystuje daną jej ostatnią szansę. Musi wybrać między ulubioną pracą i "nadgodzinami" u sz...