Od Mar i Seana
Minęło osiem lat odkąd moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Skończyłam liceum, zdobyłam dyplom i w tym momencie ja, Mareena Rayman jestem najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi.
Zaskoczeni moim nazwiskiem? Otóż od kilku lat byłam usatysfakcjonowaną mężatką. Sean oświadczył mi się na pierwszym roku studiów. Najpierw powiedziałam "nie" - po to, aby mnie błagał. Co rzecz jasna uczynił, a ja się zgodziłam. Siedem miesięcy później odbył się nasz ślub i wesele. Niezbyt huczna ceremonia z udziałem bliskich i przyjaciół.
Mieszkaliśmy w naszym pięknym zakątku, który tętni życiem. Na codzień jestem chirurgiem w pobliskim szpitalu. Albo raczej byłam, ponieważ aktualnie siedzę w domu na zwolnieniu z powodu... Ciąży. Tak ja i Sean spodziewamy się trzeciego już dziecka. Do tej pory dorobiliśmy się siedmioletniej Amandy i czteroletniego Davida. W drodze był kolejny chłopiec, myślę że damy mu na imię Aston.
- Ty tak myślisz. Ja cały czas obstawiam przy Michaelu.
Hej, właśnie przyszedł do sypialni Sean.
- Ha! Dobre sobie, marz dalej.
Będzie Aston, tak się składa, że...
- Ej!Tutaj Sean. Właśnie zabrałem mojej upartej żonie papier i długopis. Oczywiście, że nasz syn będzie miał na imię Michael. To tylko kwestia czasu, aż ją przekonam, a wierzcie mi mam swoje sposoby.
- Nieprawda, a teraz oddawaj co zabrałeś!
- Narzekasz? Bo brzmisz, jakbyś właśnie narzekała.
To te jej hormony. Od początku ciąży się tak zachowuje.
- Będę narzekała, jeśli w ciągu godziny nie dostanę pudełka lodów i masła orzechowego!
Widzicie? Mówiłem.
- Zaraz pojadę do sklepu.
Szkoda, że jej teraz nie widzicie. Stoi przy lodówce wyjadając mój ulubiony jogurt proteinowy. Ale dla swojego zdrowia się nie odzywam.
Wracając do tematu. Od czasu, gdy wataha Alexandra i Amona została zlikwidowana wreszcie żyjemy pełnią życia. Tak jak Mar, skończyłem liceum, studia, aby w końcu zostać stróżem prawa w dziale kryminalistyki. We wakacje uczę ludzi survivalu. Kocham adrenalinę. Chociaż z ciężarną żoną i dwójką małych diabłów w domu nie mogę powiedzieć, że mi jej brak.
Oho. Mar skończył się jogurt, pewnie zaraz wyrwie mi...To znowu ja, Mar. Wyobrażacie sobie, że skończył mi się jogurt? Szaleństwo.
- Sean, pragnę ci przypomnieć, że zostało ci czterdzieści jeden minut na dostarczenie mi moich lodów!
- Już idę skarbie. Czekoladowe tak?
- Co?! Czekoladowe były wczoraj. Dzisiaj truskawkowe. Albo waniliowe... Nie, czekaj! Sorbet! Kup mi sorbet!
- Oczywiście - westchnął mój mąż.
No, drogie panie trzeba sobie radzić w potrzebie. Na czym to ja skończyłam? A no tak. Widzę, że Sean już wam powiedział czym się zajmuje, więc może przejdźmy do sfory i naszych przyjaciół. Zapewne ucieszy was wieść, iż nadal trzymamy się razem. Nat związała się z - uwaga - Mattem i zamieszkali niedaleko nas. Dorobili się, jak narazie małej Judith. Natalie została tancerką, a jej mąż nauczycielem wychowania fizycznego.
Christian podniósł się na nogi, ale niebyt często nas odwiedza. Woli samotne życie w wielkiej metropolii, jaką jest Boston. Tam mieszka i pracuje jako informatyk. Jak potoczyły się losy Veronici? Została modelką i znalazła swojego mate, sławnego futbolistę z prestiżowej ligi. Mieszkają w swoim apartamentowcu w Nowym Jorku, ale przyjeżdżają do nas na święta. Wyobraźcie sobie, że doszłyśmy do porozumienia! Można powiedzieć o kiełkującej przyjaźni.
Nie wspomniałam też o mojej niezawodnej babci, która po długiej namowie zamieszkała z nami. Bardzo nam pomaga i opiekuje się dziećmi, kiedy jesteśmy w pracy. Jak widzicie wszystko się ułożyło.
- Wróciłem! Mam sorbet, masło orzechowe i jogurty.
- To co tak tam stoisz? Przynieś je tutaj.
Ach, ci mężczyzni.
Mój przystojny mąż wchodzi właśnie do pokoju w poprzecieranych dzinsach i czarnych t-shircie z zakupami. Zabieram mu torbę i sadowie się na podłodze, kiedy nagle przechodzi mnie dobrze znany ból.
- Hm... Kochanie? Chyba zaczynam rodzić.
Szkoda, że nie widzicie tej jego przerażonej miny, kiedy biegnie do szafy po torbę i zaraz pomaga mi wstać.
- O Boże, o Boże. To już. To naprawdę już. Nie wierzę...
Tak, teraz muszę przygotować się na wywód tego panikarza i czekający mnie poród, więc pozwolicie, że zakończę już ten list.
Idźcie i cieszcie się otaczającym was światem. A my? Żyjemy pełnią życia i mamy dla was radę. Żyjcie i wy.________________
Jeeej! Epilog! Z wielkim uśmiechem mogę powiedzieć, że zakonczyłam tą oto książkę. Chcę wam gorąco podziękować za wasze motywujące komentarze, a przede wszystkim tym osobom, które stale komentowały dodając mi wiary w to co robię.
A teraz proszę was o jedno. Skoro to już ostatni rozdział to niech każdy czytelnik zostawi po sobie komentarz. Taki znak, że doceniacie moją pracę.
______________________________A TERAZ NIESPODZIANKA
Mam tutaj okładkę nowej książki "Miłość na niby", do której już teraz was zapraszam, a znajdziecie ją na moim profilu, lub w zakładce losowo.
To tyle. See you soon.
Margaret1410
CZYTASZ
The Moon Light ✔[poprawiane]
Werewolf"(...) - Nadal nie zrozumiałaś? Wydajesz się mądrzejsza. - mówiąc to uśmiechnął się z wyższością. Nie no, teraz to przegiął na maksa. - Czy ty myślisz, że cały świat jest stworzony tylko dla ciebie? Jesteś najbardziej okropnym, chamskim i wredym ch...