Boże, dlaczego tu jest taki gorąc? Obudziłam się przygnieciona ciezkim, gorącym ciałem. W pierwszej chwili, chciałam przytulić się do Seana, ale wtedy przypomniał mi się jego szept. ''Co ty ze mną zrobiłaś Mar?''. To były jego słowa, jakby to wszystko była moja wina. Co prawda, może i była, ale czasu nie cofnę. Musi ze mną żyć. Jednak do niczego nie będę go zmuszać, nie będzie ze mną z przymusu. Zostawię go w spokoju. Będę obok, ale nie przy nim. Może wtedy Veronica będzie milsza. Wyplątalam się spod oplatających mnie ramion i spojrzałam na zegarek, była dopiero szósta dwadzieścia. Wstałam i po porannej toalecie, ubralam się w czarne jeansy i niebieską koszulę. Po cichu zeszlam, na dol. W kuchni nie było nikogo , każdy spał. Postanowiłam zrobić im śniadanie w ramach rekompensaty za uratowanie życia i dom. Właśnie. Dom. Co z babcią?! W pierwszej chwili chciałam się zerwać i do niej pobiec, ale co ja jej powiem? Cześć babciu przepraszam, że nie dawałam znaku życia przez dwa dni, ale sprawy się pokomplikowaly i teraz jestem wilkolakiem! No super! Westchnęlam. Zrezygnowana wzięłam się za robienie jedzenia. Nim się obejrzałam na stole stał talerz ze stosem złotych naleśników. Nalalam też soku, postawiłam syrop klonowy i owoce. Potem po cichu wróciłam na górę. Sean cały czas spał. Szybko się spakowalam. Zostawiłam też liścik, że postawiłam wrócić do domu. Zbieglam na dół i wyszłam. W nocy musiał padać deszcz, bo powietrze było rześkie i wilgotne. Skierowalam się do lasu i po kwadransie stałam pod domem. Gdy weszłam było cicho. Babcia pewnie spala była przecież wpół do ósmej. Właśnie schodzilam po schodach, aż za moimi plecami odezwał się głos.
- Mar? To ty?
- Babciu, ja...
Ona podbiegla do mnie i mocno mnie przytulila.
- Wiem, już wszystko wiem. Będzie dobrze... - mowila, a ja płakałam na jej bluzkę. Jak może być dobrze? I jak ona może wiedzieć?!
- B...babciu to nie wszystko, j...ja nie... Nie jestem już dawną Mar. Ja, ja jestem..
- Wilkolakiem, tak wiem.
- C...co? Jak?
- Pamiętasz, jak wróciłaś do domu i zastałas tu Seana? Zawsze tu przychodził. Moi rodzice byli wilkolakami. Wiem o wszystkim wcześniej niż ten chłopak.
- Naprawdę?
- Tak i pomogę ci.
- Nie wiem co ja bym bez ciebie zrobiła.
- Hahaha, ja też się nad tym zastanawiam. Idź odpocząć, wyspij się porządnie.
- Dobrze, a zatem dobranoc.
Powiedziałam i poszłam do siebie. Jak tylko położyłam głowę na poduszce, tak szybko zasnelam. Obudziło mnie ciche uderzenie w okno. Unioslam głowę, a w okno ponownie uderzył kamień tym razem towarzyszył mu szept
- Mar! Psst! Mar! Podejdź do okna.- siedziałam na łóżku, z zamiarem przeczekania.
- Mareena! Wiem, że nie śpisz więc otwórz to cholerne okno!- warknąl. Westchnęlam ciężko i podeszłam, by uchylić okno.
- Czego chcesz? Jest trzecia w nocy idioto.- warknęłam
- Zważaj na buzię. Musimy pogadać, mogę wejść?
- Nie mamy o czym gadać. Wydaje mi się, że już wszystko usłyszałam wczoraj w nocy.
- O co ci chodzi?- zapytał z szeroko otwartymi oczami.
- Nie wiem co z tobą, zrobilam. Przepraszam, że namieszalam ci w życiu i za to, że jesteś na mnie skazany do końca. Nie będę ci wchodzić w drogę. Możesz sobie alfować sam.- powiedziałam że stoickim spokojem.
- Mar, co ty wygadujesz?! - powiedział i w jednej sekundzie znalazł się na drzewie kilka centymetrów od mojej twarzy.
- Kiedy mówiłem to wczoraj w nocy, chodziło mi o to, że owinęlaś mnie sobie wokół palca, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Miałem wiele dziewczyn, najczęściej były to po prostu... Jednorazowe wyskoki, czasem dłuższe relacje. Zawsze dziewczyny się o mnie staraly, ja nie musiałem nic robić. Z tobą jest inaczej. Już pierwszego dnia na mnie wrzeszczalas. Inne były potulne i nigdy by się ze mną nie klocily. Tym razem to ja musiałem o ciebie zabiegać. To było dla mnie nowe.
- Mam zacząć bić brawo?- zadrwilam
- Widzisz właśnie o tym mówię. Mar, jesteś jedyna w swoim rodzaju. Już za nim zostalas wilkolakiem ja... Wtedy byłem tobą zauroczony, a teraz, czuję, że moje uczucie do ciebie się pogłębia. Nie możesz myśleć, że jestem z tobą z przymusu, bo tak nie jest. To mój wybór. To... Nasz wybór, Mar. - powiedział i w tej właśnie chwili poczułam jak jego usta dotknęły moje. To był delikatny i słodki pocałunek. To była obietnica czegoś co ma być. Przez chwilę stałam jak sparalizowana nie wiedząc co robić, ale potem oddałam pocałunek. Nie wiem ile tak staliśmy (to znaczy ja stałam, on ciągle był na gałęzi). Po kilku minutach Sean wetchnął.
- Muszę już iść. Wyspij się, jutro szkoła. Do zobaczenia, Mar.- szepnal i pocałowal mnie w czoło, kiedy otworzyłam oczy jego już nie było. Właśnie miałam zamykać okno, gdy to usłyszałam. Przeciągle wycie, niedaleko, z tego co podpowiadały mi moje wilcze zmysły, był to oczywiście Sean na naszej polance. Słuchałam jego pieśni do końca, a potem zamknęłam okno i znów poszłam do łóżka. Po chwili odpłynęlam do krainy Morfeusza sniąc o moim wilku. Śniąc o Seanie.
CZYTASZ
The Moon Light ✔[poprawiane]
Loup-garou"(...) - Nadal nie zrozumiałaś? Wydajesz się mądrzejsza. - mówiąc to uśmiechnął się z wyższością. Nie no, teraz to przegiął na maksa. - Czy ty myślisz, że cały świat jest stworzony tylko dla ciebie? Jesteś najbardziej okropnym, chamskim i wredym ch...