- Jak ja przeżyje? - zapytałam samą siebie w lustrze w łazience.
Dziś był mój pierwszy dzień w nowym liceum. Mój entuzjazm jest wprost niewiarygodny (wyczujcie ten sarkazm). Westchnęłam. Muszę jakoś wyglądać. Wzięłam błyskawiczny prysznic, wysuszyłam włosy, które postanowiłam zostawić rozpuszczone. Umyłam zęby i twarz, a na koniec wytuszowałam lekko rzęsy. Z szafy wygrzebałam biały t-shirt do tego czarne rurki i jeansowa kamizelka. Jeszcze tylko plecak i zbiegłam na dół. Od razu poczułam zapach naleśników. Na ustach zagościł mi wielki uśmiech.
- Cześć cudotwórczyni. - powiedziałam podziwiając talerz pełen naleśników, obok nich stał dzbanek z sokiem pomarańczowym i masło orzechowe. Czy trzeba czegoś więcej?
- Dzień dobry Mar. Nie przesadzaj z tymi komplementami, bo mi wejdzie w krew - powiedziała ze śmiechem.
Usiadłam do stołu i zaczęłam wsuwać. Rzuciłam się na jedzenie, jakbym go nie widziała przez miesiąc. Kiedy kończyłam jeść, spojrzałam na zegarek stojący na lodówce. 7:40?! Boże nie zdążę! Jeszcze na piechotę?! Szybko zerwałam się z krzesła, założyłam kurtkę i moje trampki, bez których się nie ruszałam i wyszłam z domu, uprzednio żegnając się z babcią. Drogę znałam, bo babcia mi ją wcześniej pokazała, więc nie było problemu. Liceum Eastwood High było dość spore. Duży, szary, po części przeszklony budynek otaczał park, a na prawo znajdowało się boisko, które nawet teraz było zapełnione. Weszłam do budynku z nosem w mapce szkoły, chcąc znaleźć w tej plątaninie sekretariat, gdy na kogoś wpadłam.
- Oj! Strasznie przepraszam. Nie zauważyłam cię, ale ze mnie niezdara. - powiedziałam próbując się wytłumaczyć, co marnie mi szło.
- Nic się nie stało. Tak w ogóle to cześć. Jestem Natalie, albo krócej Nat, a ty? Jakoś nigdy cię nie widziałam, jesteś nowa? - zapytała. Była to zielonooka, raczej wysoka dziewczyna o szczerym uśmiechu z aparatem, który swoją drogą był mega słodki i tylko dodawał jej uroku i brązowymi lokami do ramion.
- Tak to mój pierwszy dzień. - uśmiechnęłam się nerwowo. - Jestem Mareena, ale wszyscy mówią na mnie Mar.
- Okej, Mar co cię sprowadzilo do naszego małego miasteczka?
- Ja... Miałam niedawno wypadek... Moi rodzice n...nie żyją, dlatego przeniosłam się tutaj, by mieszkać z babcią. - wydukałam niepewnie.
- O Boże, tak mi przykro! - mówiąc to rzuciła się na mnie w uścisku prawie mnie dusząc (dosłownie).
- Do jakiej klasy będziesz chodzić? - zapytała z nadzieją w oczach.
- Hm... Z tego co widzę do II AD...
- Ja chodzę do tej samej! Ale fajnie! Oprowadzę cię po szkole, zaraz, co masz pierwsze? - wiedziałam już, że dziewczyna lubi mówić.
- Właśnie w tej sprawie mam zgłosić się do sekretariatu, ale nie wiem gdzie jest, może mogłabyś...
- Och, no jasne! Chodź za mną. - wykrzyknęła i ruszyła korytarzem. Zatrzymałyśmy się pod pokojem sto dwudziestym.
Zapukałam i weszłam wraz z Nat do pomieszczenia.
- Dzień dobry ja...
- Panna Larsson, prawda? Dzień dobry, wchodź proszę, mam tu dla ciebie plan i kod szafki. Tu jest jeszcze lista dzięki, której nauczyciele wydadzą ci książki. Mam nadzieję, że ci się u nas spodoba. O, widzę, że poznałas już nawet pannę Parker... No dobrze to na tyle, Natalie zaprowadź Mareenę do klasy, tylko się pośpieszcie, bo już po dzwonku. - kiedy skończyła swój monolog wiedziałam, że przy tej kobiecie, gadulstwo Natalie jest praktycznie na poziomie zerowym.
- T...tak, to d...do widzenia. - wydukałam i wyszłam z Nat na korytarz.
- Mam tylko jedno słowo WOW. Ta kobieta nawija z prędkością karabinu maszynowego.
- Pani Cooper? Ta, to najbardziej rozgadana osoba w całym mieście. Ojej, to już po ósmej! Co masz pierwsze?Spojrzałam na listę z wykazem przedmiotów.
- Hm... Z tego co widzę, sala 103, pan Peterson.
- Nie tak źle, Peterson jest ok, wystarczy, że będziesz cicho i od czasu do czasu się zgłosisz, a masz spokój. - powiedziała.
Nim się obejrzałam byłyśmy pod salą 103. Nie powiem, obleciał mnie strach.
- Okej, ja mam teraz chemię z powodu projektu, więc cię zostawiam. Spotakjmy się za trzy godziny na stołówce, może być?
- Tak, nie ma sprawy - usmiechnęłam się.
- Nie martw się nie będzie tak źle! No nic ja lecę, pa! - rzuciła i już jej nie było.
Dobra czas wejść do tego piekła na ziemi. Zrobiłam wdech i otworzyłam drzwi do klasy.
- Dlatego właśnie Shakespeare jest jednym z najważniejszych pisarzy literatury angielskiej... O witam, panna Larsson, jak mniemam? - zaskrzeczał niski, łysiejący, okularnik, zapewne pan Peterson.
- Tak, dzień dobry, przepraszam za spóźnienie nie mogłam znaleźć klasy. - czułam na sobie wzrok całej klasy, no świetnie moje policzki miały pewnie teraz kolor dorodnego buraka.
- Lizus! - syknął jakiś chłopak z końca.
Czułam rosnące zażenowanie.
- Cicho! To Mareena Larsson, będzie chodzić z wami do klasy, mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło. Mareeno proszę zajmij miejsce. - na te słowa rozejrzałam się po klasie. Jedyne wolne miejsce było obok, złotowłosego chłopaka, z niespotykanymi oczami, w bluzie. Był umięśniony i przystojny, ale jak dla mnie zbyt lalusiowaty. Pomimo tego, sprawiał wrażenie miłego. Szybko zajęłam miejsce obok i się rozpakowałam.
- Hej, jestem Matthew. - powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Cześć, moje imię już pewnie znasz. Mareena. - odparłam.
- Masz bardzo nispotykany kolor oczu wiesz? - wypaliłam bezmyślnie. Chłopak momentalnie się spiął i zacisnął zęby. Aż tak go wkurzyłam?
- Tak sądzisz? Takie mam i koniec.
- Dobra, dobra. - postanowiłam już nie wracać do tego tematu. Lekcja zleciała szybko, jak i cały dzień.
Około szesnastej wszyscy wyszli ze szkoły. Tylko ja zostałam, bo musiałam odebrać jeszcze kartę identyfikacji, a teraz mocowałam się z tą chorą szafką, która za cholerę nie chciała się otworzyć. Nagle ktoś powiedział:
- Mogę do cholery wiedzieć co robisz z tą szafką!? - warknął stojący za mną, jak domyślałam się po głosie chłopak.
Odwrociłam się i ujrzałam wysokiego, doskonale umięśnionego chłopaka, z burzą czarnych włosów i złotymi oczami. Na rękach i szyi widniało kilka tatuaży, ale byłam pewna, że pod czarną koszulką skrywa ich więcej. Był najprzystojniejszym chłopakiem na świecie, a na pewno w mieście. Z rozmarzenia wyrwał mnie jego głos.
- Widzę, że nie rozumiesz, a więc jeszcze raz, zapytałem co do cholery robisz z moją szafką.- wbił we mnie swój ciskająy gromy wzrok.
- Jak to TWOJĄ? To moja szafka. - odpowiedziałam.
-No to jesteś w błędzie, na twojej karcie jest numer 311, a nie 317. Twoja jest naprzeciwko. Czy teraz łaskawie możesz się ruszyć?- odburknął, a ja czułam, że moje policzki płoną, z drugiej strony byłam wściekła. Nie moja wina, że ostatnia jedynka najzwyczajniej się rozmazała. Jak takie bóstwo może być takim chamem! Myśli, że jak jest przystojny to może wszystko.
- Nadal nie zrozumiałaś? Wydajesz się madrzejsza. - mówiąc to uśmiechnął się z wyższością. Nie no, teraz to przegiął na maksa.
- Czy ty myślisz, że cały świat jest stworzony tylko dla ciebie? Jesteś najbardziej okropnym, chamskim i wredym chłopakiem jakiego znam! Nie moja wina, że rozmazała się ta jedynka, każdy mógł się pomylić, do cholery! - dobra przyznaje, poniosło mnie, ale co ja zrobię? Jest chamem i tyle.
- Co ty do mnie powiedziałaś?- wysyczał przez zaciśnięte zeby.
- To co słyszałeś, mam powtórzyć? - warknęłam w odpowiedzi i ruszyłam do domu nie chowając w końcu rzeczy do szafki.
- A tą twoją żałosną szafkę to sobie wsadź w dupę! - krzyknęłam na odchodne i wyszłam
trzaskając drzwiami. Mocno. Niech ma.
Wróciłam do domu już nieco spokojniejsza. Podsumowując. Mam już jedną przyjaciółkę (chyba) i jednego wroga (to na 100%). Mogło być gorzej, pomyślałam. Tak mój pierwszy dzień się skończył. Teraz czekały mnie zadania domowe i trening. No nic, jak to mówią co cię nie zabije to cię wzmocni. Zobaczmy...
CZYTASZ
The Moon Light ✔[poprawiane]
مستذئب"(...) - Nadal nie zrozumiałaś? Wydajesz się mądrzejsza. - mówiąc to uśmiechnął się z wyższością. Nie no, teraz to przegiął na maksa. - Czy ty myślisz, że cały świat jest stworzony tylko dla ciebie? Jesteś najbardziej okropnym, chamskim i wredym ch...