20. Czas na ring

6K 477 8
                                    

Sean POV

-Jak chcesz! Zawsze zaczynasz!-warknąlem i wyszedłem trzaskając drzwiami.
Czułem jej smutek, ale jednocześnie wściekłość. Chciałem się odwrócić i ją przytulić, żeby tylko się uśmiechnęła...
Jednak moje nogi prowadziły mnie dalej. Wybieglem z domu i przemieniając się, wpadłem do lasu. Nie wiedziałem ile tak pędzilem. W końcu znalazłem się na polanie. NASZEJ polanie. Z wściekłości rozwalilem drzewo. Z mojej ręki poplynęla krew.
-Cholera!-krzyknąlem i usiadłem na trawie.
Wiem, że zachowałem się jak dupek w stosunku do Mar, nie przedstawiając jej Carze. To moja była, ale rozstalismy się przyjaźni. Znam ja od dawna. Kilka tygodni po tym jak z nią zerwalem zniknęła. Nie wiem czemu ja rzuciłem. Może dlatego , że szło to za bardzo do przodu? Nie. To nie było dla mnie, wolałem zostawić dziewczynę, zanim narobi sobie nadzieję na coś więcej. Mareena to inna historia. Nie może się równać z Carą. Jest przecież moją przeznaczoną. Widziałem wczoraj, jak przystawial się do niej ten idiota Aaron. Jeśli ją tknie... Muszę wracać. Przeprosić Mar. Nie mogę znieść tego, jak ja zranilem. Przemienilem się i ruszyłem do mojej dziewczyny. W kilka minut znalazłem się przed domem, i zamurowalo mnie. Dosłownie.
-Zabiję!- wrzasnąlem

Mar POV

Było już dość późno, ale wszyscy postanowiliśmy wyjść na zewnątrz. Chłopcy chcieli zagrać w baseball. Zapytałam czy mogę z nimi. Wolałam to niż kolejną pogadanke z Carą. Podeszłam do Matta.
-Hej, mógłbyś mnie nauczyć jak w to grać?-z baseball'a byłam zielona
W oczach chłopaka ujrzałam przerażenie. Palant. Pomyślałam.
-Ja ją nauczę.
Odwrocilam się, a za moimi plecami stał nie kto inny jak Aaron.
-Dzięki, stary. Nie mam cierpliwości.-powiedział Matt i szybko się oddalił
-Dupek. Nie ma cierpliwości? Jeszcze mu pokaże.
-Z pewnością-zasmial się-Chodź zejdzmy na bok.
Złapał mnie za rękę i pociągnął na skraj wielkiej polany, na której stał dom Seana. Była większa niż ta, na której przesiadywalam z alfą. Spojrzałam na jego rękę i speszylam się. Wyrwalam dłoń, z jego uścisku. Spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział.
-Będziesz pałkarzem. Trzymaj. Lekko ugnij kolana. O tak. Dobrze. A teraz pewnie trzymaj kij. Nie trochę bardziej do góry. Poczekaj pomogę ci.-podszedł do mnie i stanął za mną. Czułam jego oddech na szyi. Nie podobała mi się ta bliskość. Jednak siedziałam cicho. Jedną rękę położył na mojej dłoni, a druga przełożył przeze mnie tak, że praktycznie mnie obejmował. Poczułam się niepewnie. Już miałam mu przyłożyć, gdy rozległ się krzyk. Wiedziałam czyj.
-Zabiję!- wrzasnąl Sean i podbiegl do nas.
Aaron szybko zdjął ze mnie ręce i dumnie się wyprostowal. Pojedynek dwóch alf. Czas na ring.
-Ty idioto! Jak śmiałeś się do niej zbliżać! Ona jest moja! Czego nie rozumiesz!?
-Wyluzuj trochę. Nie widziałem, żeby protestowala. Ty byłeś bardzo zajęty... Nie dokończył, zwalil się na ziemię. Z nosa polała się krew.
-Coś ty zrobił?!-krzyknął Aaron i podniósł się z ziemi.
Nie zdążył nic zrobić, a mój zazdrosny alfa znów walnął go pięścią w szczękę. Chłopak znowu padł na ziemię. Sean nachylil, aby podnieść go za kołnierz, ale w tym momencie Aaron powalił go na trawę. Przyłożył mu żebra.
-Sean!-krzyknęlam
Chłopak nie został mu dłużny i po chwili cała twarz Aarona splywala krwią.
-Rozdzielcie ich! Matt, Christian!
Chłopcy podbiegli i próbowali odciągnąć rozwscieczonych przeciwników. Chris dostał w brzuchu od Seana, który nie dał się obezwladnic. Jednak podbiegl i Paul, razem we dwójkę udało im się wykręcić mu ręce i odseparowac od Aarona.
-Zaprowadzcie ich do domu trzeba opatrzyć te rany. Tylko Seana z dala od Aarona! - Cara pobiegla za swoim bratem . Z dołu wzięłam apteczke i poszłam na górę. Sean stał oparty o umywalkę w łazience. Byłam wściekła, przecież nadal byliśmy skłóceni. Podeszłam do niego i zaczęłam opatrywac jego rany. Kłykcie miał poranione, pod okiem kilka zadrapan, na zebrach wykwitl wielki fioletowy siniak. Pracowałam w milczeniu, on też się odzywal. Co jakiś czas tylko trochę syczal z bólu. Kiedy skończyłam tylko na niego spojrzałam i wyszlam. Apteczke odłożyłam na miejsce i skierowalam się na dwór. Ledwo zeszlam z patio, a już wisialam glową w dół. To ten idiota, przełożył mnie sobie przez ramię.
-Masz mnie postawić! W tej chwili!-wrzasnęlam
-Nie!
-Nie żartuję! Ale to już!-przypadkowo uderzylam go kolanem w żebra, na co zasyczal z bólu. Masz za swoje. Pomyślałam, ale jednocześnie przestałam walczyć. Przecież pomimo wszystko go kochałam. W końcu poczułam, że się zatrzymał. Byliśmy na polance.
Delikatnie zsunąl mnie z siebie. W jednej sekundzie przyparł mnie do drzewa i zamknął mi usta w pocałunku. Na początku udawalam niewzruszoną, ale po chwili oddawalam pocałunki. Oparł ręce po bokach mojej głowy, przez co byłam unieruchomiona. Kiedy się od siebie oderwalismy oparł czoło o moje i spojrzał mi w oczy.
-Przepraszam. Przepraszam za wszystko. Kocham cię.-wyszeptal
Wrócił mój Sean. Chłopak, w którym się zakochałam.
-Zachowaleś się jak palant, ale wybaczam. Też cię kocham.
-Jeżeli on cię jeszcze raz dotknie... Jeśli choć na ciebie spojrzy to nie ręczę za siebie.
-To samo mogę powiedzieć o tobie i Carze. Wiesz, że mi groziła?
-Co?!
Złapałam go za szyję, a on od razu skupił na mnie uwagę.
-Spokojnie, nic się stało. Ważne, że już wszystko sobie wyjasnilismy. Żadnych tajemnic?
-Żadnych. Obiecuję. Poczekaj tu. - powiedział i odszedł w kilka kroków do dużego drzewa.
-Co ty tam masz?-zapytałam
-Niespodziankę. Twoja babcia mi pomogła. Mam wszystko to co lubisz.
-Piknik?! Naprawdę? Boże, uwielbiam cię.
-Tak, to wiem.-zasmial się kiedy zdzielilam do w ramię.
Rozłożył koc w niebieską kratę, a na nie postawił kosz z jedzeniem.
-Chodź do mnie-podał mi rękę.
Usiadlam koło niego, a on oparł się plecami o drzewo i objął mnie ramionami. Wtulilam się w niego.
Każda dziewczyna powinna mieć swojego Seanna Rayman'a. Aby tylko nie mojego! Swojego nie oddam.
-Spójrz.-wskazał ręką nad drzewami. Słońce przybrało piękny malinowo-ognisty kolor.
-Piękne.
-Tak... Wiesz, już dawno nie byłem taki szczęśliwy.
-Tak to moja zasługa.-rozesmial się glosno
-Jesteś wspaniała. Wiesz o tym?
-Oczywiście, ciągle mi to mówisz.
Pocałował mnie w czubek głowy. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, śmiejąc się, jedząc i po prostu ciesząc się sobą.
-Zaraz zajdzie słońce. Powinniśmy wracać.
Westchnęlam, ale wstałam i pomoglam mu złożyć koc. Oczywiście musiał nieść wszystko sam, bo jak to on mówi, ja kobieta, on mężczyzna.
Do domu wróciliśmy trzymając się za ręce.

The Moon Light ✔[poprawiane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz