22. Strach się bać

5.8K 441 20
                                    

- Nie będziemy czekać w nieskończoność. Nie możemy pozwolić, aby komuś coś się stało, dlatego od dziś codziennie będa wzmożone patrole. Po dwie osoby...
- Sean, dostałem wiadomość. Spotkanie, dzisiaj w nocy, po zamknięciu Royal'sa. Mamy być wszyscy. - oznajmił Matthew.
- Możesz ich namierzyć? Na wszelki wypadek?
- Wiesz, nie przeceniaj mnie za bardzo.
Alfa westchnął.
- Za godzinę wszyscy, na dole. - powiedział i wyszedł.
Już miałam ruszyć za nim, kiedy odezwał się głos w mojej głowie

Chcę być na chwilę sam... Muszę wszystko przemyśleć

Och. Dobrze, jak chcesz.

Nie będę ukrywać, że mnie to zabolało. Bardzo. Ale co miałam zrobić? Nie będę gnać za nim na złamanie karku. Nie to nie. Och, kogo ja oszukuje? Skierowalam się do swojego pokoju. Postanowiłam zadzwonić do Nat i babci. Moja przyjaciółka będzie wściekła, bo nie dawalam znaku życia od trzech dni. Eh, jakie to trudne pogodzić tak różne, dwa życia. Wzięłam głęboki oddech. Z babcią nie będzie źle. Codziennie wysyłam jej sms-y. Najpierw Nat. Wybrałam numer i czekałam. Odebrała po trzech sygnałach.
- Nat?
- Czy ty myslisz, że możesz urwać się bez słowa na trzy dni, a potem tak po prostu sobie dzwonić?! Nie dawalas znaku życia! Nie odbieralas, nie odpisywalas! Odkąd masz to nowe, lepsze życie zapomnialas o nas. O zwykłych ludziach. Teraz pewnie jestem dla ciebie utrapieniem, co? Masz mnie gdzieś!
- J...jak możesz wypowiedzieć się na temat, o którym nie masz żadnego pojęcia! Nic nie wiesz, a osądzasz! LEPSZE?! Wcale nie jest lepsze. Ty też się zmieniłas. Nawet nie wiesz jak , się czuje, ale masz rację, łatwiej zapomnieć! - powiedziałam z żalem i rozłączylam się.
Po moich policzkach slpynęly łzy. Nic nie wie.
Wybrałam numer babci.
- Halo?
- Babcia? To ja, Mar.
- Czesc, kochanie. O co chodzi? Czy ty płaczesz?
Niezawodna babcia, nic się przed nią nie ukryje.
- Wszystko się sypie. Pokłocilam się z Nat, Sean gdzieś zniknął, pojawiły się nowe problemy... Co ja mam robić? Nie mam siły.
- Życie nie jest usłane rózami. Czasem musi być źle, by było dobrze. Wierzę w ciebie.
- Dzięki babciu, postaram się. Dzisiaj dam z siebie wszystko. Wygram tą bitwę.
- No jasne, że tak.- rozesmiala się.
- Do zobaczenia. Muszę kończyć zaraz wychodzimy na spotkanie z Aleksandrem.
- Oczywiście. Już nie przeszkadzam. Pa, Mar. Będzie dobrze.
Powiedziała i rozlaczyla się. Z moich oczu wyrwaly się ostatnie łzy. Poszłam do garderoby. Założyłam czarne jeansy i taką samą bluzkę z długimi rękawami. Pomimo, że wyglądają normalnie, są termiczne. Nawet, nie wiecie, jak zimno robi się w nocy. Włosy związalam w kucyk. Do kostki doczepilam sztylety i byłam gotowa. Gdy wyszłam na korytarz, wszyscy to wchodzili to wychodzili z domu. Ubrali się podobnie. Zakładam, że każdy wziął jakiś środek ostrożności (czyt. noże, sztylety itp.). W końcu Chris przekazał, że mamy już iść do aut. Było ich cztery. Dwa nasze i dwa grupy Aarona. Już złapałam za klamkę, gdy zostałam przyparta do drzwi.
- Przepraszam, zachowałem się jak idiota, chciałaś dobrze. - Już chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwal
- Poczekaj, skarbie to nie koniec. Cara dobierała się do mnie, ale do niczego nie doszło. Spławilem ją.
- Że jak?! - nie dał mi dokończyć, bo zamknął mi usta pocałunkiem. Zatracilam się całkowicie. Wokół rozległy się gwizdy i pośpieszenia, ale miałam to gdzieś. Był tylko on i jego dotyk. W końcu się od siebie odsunęlismy. Spojrzał mi w oczy i złożył pocałunek na czole.
- Kocham cię, nie działaj dziś pochopnie, ok?
- Też cię kocham i to samo tyczy się ciebie.- złapał mnie za rękę i otworzył drzwi do SUV'a. Cara ma szczęście, że jedzie drugim wozem, potem sobie z nią pogadam. Czy do rozmowy zalicza pojedynek na noże? Tak, chyba tak. Sean przez całą drogę trzymał mnie za rękę.
Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Moi przyjaciele wyskoczyli z wozów. Rozejrzalam się wokół. Byliśmy przy barze Royal's , otaczał nas las. Sciemnilo się. Na ogół kochałam lasy, ale kiedy się w nich sciemnialo czułam się nieswojo. Wytęzylam wszystkie zmysły, czułam się, jakby ktoś nas obserwował. Sean dał znak i ruszyliśmy do drzwi. Za nim był Aaron. Drzwi były otwarte. Więc, pewnie są w środku. Każdy się spiąl. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Może wcale nie mają tych "pokojowych" zamiarów.
Drzwi otworzyły się na oscież. Weszliśmy do środka i wtedy zaczęło się piekło...





______________
Hej, znów kończę w takim momencie. Wiem i przepraszam, ale to dla emocji i napięcia.
Proszę o gwiazdki, bo dajmy na to rozdział czyta ponad 100 osób, a tylko no nie wiem np. 36 daje gwiazdki. Czy to znaczy, że reszcie się nie podoba? Proszę nie bądźcie cichymi czytelnikami. To was nic nie kosztuje. Dziękuję tym, którzy gwiazdkuja i komentują. To wy mnie motywujecie.
💟

The Moon Light ✔[poprawiane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz