Jechaliśmy samochodem trzymając się za ręce. Nie wiedziałam gdzie mnie zabiera. Po około godzinie rozmyślań nad tym co się dzieje zatrzymaliśmy się pod piękną willą. Była to budowla w stylu wiktoriańskim przerobiona na salę bankietową. Sean pomógł mi wysiąść z auta. Wokoło pełno było migoczących delikatną poświatą lampionów. Wziął mnie za rękę i uśmiechnął szeroko.
-Gdzie, gdzie my jesteśmy?- zapytałam z ciekawością.
-Na balu. Pomyślałem, że potrzebny ci odpoczynek od... Od tego wszystkiego... Mnie już dawno, by to przerosło.
-Nie jest źle. Jakoś się trzymam. Możemy już wchodzić?- spytalam chcąc zakończyć temat.
Tak naprawdę wciąż mnie to bolało i nie chciałam o tym rozmawiać.
-Tak, oczywiście.- powiedział, ale w jego oczach widziałam, że to nieskończona rozmowa.
Szliśmy po kamiennej drużce pomiędzy krzewami róż herbacianych, które upoiły mnie swoim słodkim zapachem. Dotarliśmy do dużych, dwuskrzydłowych, zdobionych drzwi, które były otwarte. Zamurowalo mnie. Nie mogłam nic powiedzieć. Sala była przecudowna. Na środku sufitu wisiał ogromny, wspaniały kryształowy żyrandol. Dawał refleksy na ścianach. Marmurowe podłogi i filary nadawały iście królewską atmosferę. Surowe piękno łagodzily wszechobecne świece.
-To miejsce jest...
-Niesamowite prawda?
-Tak, aż brak mi słów. Moim marzeniem jest mieć taki żyrandol w domu.
-Tak, jasne, jak cię będzie stać.- zasmial się
-Możesz się śmiać, ale jeszcze zobaczysz. - naszą rozmowę przerwał kelner z tacą pełną złotego szampana.
Sean wziął dla nas kieliszki i skierował się na dalej na beżowe kanapy. Zajęlismy miejsca. Koło Seana siedziała jakas dziewczyna robiąca dosłownie wszystko, by zwrócił na nią uwagę ( jak każda w promieniu kilku kilometrów), ale on nawet na nią nie spojrzał. Jego wzrok był utkwiony we mnie. W pewnym momencie złapał mnie za rękę i zapytal
-Zatańczysz?
-Tak, ale ostrzegam, że tancerz ze mnie kiepski.
-Spokojnie mam ubezpieczenie.
Roześmialam sie, a on mi zawtórował. Poszliśmy na parkiet, a muzyka zmieniła się wolną i delikatną. Chłopak objął mnie w pasie, a ja zarzucilam mu ręce na szyję. O dziwo taniec z nim przychodził mi łatwo. Może dlatego, że przy Seanie zapominalam o stresie, zakłopotaniu czy wstydzie. Ufalam mu. Wtuliłam się w niego, a głowę położyłam na jego sercu. Wsłuchalam się w nie. Biło mocno i miarowo. Poczułam jak opiera podbródek na moich włosach.
-Czy właściwie jesteśmy parą? - wypalilam
Dreczylo mnie to od dłuższego czasu. Może on nie czuje tego samego? Cały czas miałam obawy , że robi to tylko dla tego, że musi. Bo tak trzeba. Jest na mnie skazany.
-Powinienem na ciebie nakrzyczec za to pytanie.
-Może i tak, ale tego nie zrobisz. Nigdy na mnie nie krzyczysz. -
No przynajmniej od naszego pierwszego spotkania przy szafkach
-Dostanę odpowiedz na mojej pytanie?- zapytałam słodko się uśmiechając
Wziął mnie za rękę i poprowadził przez parkiet. Lawirując pomiędzy ludźmi wyszliśmy do ogrodu. Wielkiego ogrodu. Wszędzie rosły róże. Najpiękniejsze odmiany jakie w życiu widziałam.
-Uwielbiam róże.
-Tak? A jaki jest twój ulubiony kolor?
-Niebieski.- mówiąc to spojrzałam na rozłozysty i wysoki krzew błękitnych kwiatów. Nagle Sean powiedzial
-Zamknij oczy.
-Po co? Chcesz mnie wrzucić do fontanny?
-Nie, ale to też jest ciekawy pomysł. Po prostu zamknij na chwilę oczy.
-Dobrze.-przymknęlam oczy, ale po chwili uchylilam powieke. No co? Byłam straaasznie ciekawska.
-Mar ja wszystko widzę!
-Już. Już nie podglądam. Obiecuję.
Po jakiś dwóch minutach, przede mną wyczulam Seana.
-Możesz otworzyć.
Unioslam powieki i... Przede mną stał chłopak z bukietem niebieskich róż.
-Ja... Są piękne. Dziękuję ci, ale Sean przecież tak nie można. To jest czyjś ogród.
-Nic się stało. Kilka róż na cały ogród to mało. Chodź.- powiedział i poprowadził na kamienną ławkę przy fontannie. Usiadł na przeciwko mnie, a jego rozbawioną minę zastąpiła powaga.
-Mar posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze?
Skinęlam głową.
-Wiem co myślisz. Nadal, pomimo wszystko, że jestem z tobą z przymusu, że tak musi być. Mylisz sie. Już przed całą sprawą ja... Ja zacząłem coś do ciebie czuć. Musiałem się o ciebie starać. To było wyzwanie, biorąc pod uwagę twój charakter. To, że jesteś wilkiem i do tego alfą to szczęście. Wielkie szczęście. Na początku mnie to... Przytłoczyło. Sądziłem, że nie jestem gotowy. Zranilem wiele dziewczyn i nie chciałem tego dla ciebie. Jednak kiedy zdarzyło się to porwanie... Przestałem funkcjonować, żyć. Tylko egzystowalem. Postawiłem wszystkich na nogi, szukałem, tropilem. Byle cię odnaleźć. Uratować. Oni cię katowali, a ja nic nie mogłem zrobić. To było jak tortura. Bałem sie. Bałem się, że cię stracę, że już nie zobaczę twojej malej, ale jednocześnie wielkiej osoby. Twoich oczu. Nie usłyszę twojego głosu. Wtedy... Wtedy zrozumialem. Zrozumiałem, że... Że cię kocham Mar. Nie tylko teraz w tej chwili, ale zawsze. Tak późno to do mnie dotarło. Przepraszam cię, za wszystko. Przepraszam, bo cię kocham.
Wiedzialm, że to prawda. Wszystko mówiły jego czy. Po moich policzkach zaczęły wpływać łzy. Nie smutku. Szczęścia. Chłopak ścieral je delikatnie opuszkami palców.
-Ja też cię kocham Sean. Od początku. Od samego początku.
-Dzięki Bogu. Bałem się, że mnie już nie zechcesz.
-Chcę. Bardzo. Każdego dnia. Obiecaj.
-Obiecuję. Będziemy razem. Każdego dnia.- powiedział i wtedy mnie pocałował. Wyrażał tym swoją rozpacz po tym jak mnie stracił i swoją radość, że mnie odnalazł. Oddawałam pocałunki z pasją. Kiedy się od siebie oderwalismy spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Wracamy?- spytalam
-Wracamy.-odparł i ujął moja dłoń.
Jadąc samochodem trzymał rękę na moim kolanie. Na twarzy miałam wielki uśmiech. Nawet nie wiem kiedy zasnęlam. Wychwycilam jeszcze tylko szept
-Kocham cię, Mar.
CZYTASZ
The Moon Light ✔[poprawiane]
Hombres Lobo"(...) - Nadal nie zrozumiałaś? Wydajesz się mądrzejsza. - mówiąc to uśmiechnął się z wyższością. Nie no, teraz to przegiął na maksa. - Czy ty myślisz, że cały świat jest stworzony tylko dla ciebie? Jesteś najbardziej okropnym, chamskim i wredym ch...