Camila's POV
Ze snu obudziło mnie pikanie maszyny, dziewczyna która leżała obok mnie budziła się ze śpiączki, lecz pielęgniarka nie kazała jej się ruszać. Kurde jak ja bym miała taka rurę w gardle pewnie bym rzygneła na tą panią, ale ona znowu zasnęła? serio ? Jak to lubi. Znów zrobiło mi się nie dobrze i zawołałam pielęgniarkę.
-Przepraszam- ta sama starsza pani podeszła do mnie i spojrzała pytająco.- mam pytanie
-tak ?
-Jak długo tu jeszcze będę i czy mogła by mi pani dać coś na ból głowy bo mnie...strasznie boli i kręci...mi się w niej. - kobieta w białym fartuchu zamazała mi kompletnie, a ja po prostu bezwładnie wkroczyłam do krainy snów.
Otworzyłam oczy, stałam na polanie a przede mna był las. Słyszałam z niego odgłosy, coś lub ktoś kazał mi tam iść. Weszłam...jestem coraz głębiej, słońce próbowało przebić zielona warstwę liści. Promienie ogrzewały moje ciało przez co poczułam ciepło, lecz nie takie zwykłe ciepło... Ciepło takie od serca prosto z domu...
-Kochanie pospiesz się ona zaraz będzie! - Słyszałam głos kobiety nie dało się ukryć entuzjazmu w jej słowach.
-Już wszystko gotowe chodź - Głos mężczyzny był mi tak dobrze znany, lecz nie mogłam przypomnieć sobie kto to był. Weszłam jeszcze głębiej, a słońce poraziło moje gałki oczne przez co nic nie widziałam.
-Witaj kochanie - miły głos kobiety otaczal moje ciało. Czułam ich wzrok na sobie. -Tak dawno ciebie nie widzieliśmy. Zabrałam ręce z twarzy, ponieważ słońce przestało świecić mi prosto w twarz. Ujrzałam ich.. Po dziesięciu latach w końcu ich widzę.
- Mamo...tato...- moje oczy zmieniały się w ocean łez. Momentalnie podbiegłam do nich zatrzymując ich w uścisku przepełnionym moich uczuć które skrywałam w sobie od paru lat, miesięcy, tygodni, dni i godzin - tak bardzo tęskniłam - mój szloch można było usłyszeć w całym lesie w tym momencie nie byłam w stanie ukryć emocji. Po prostu zdjęłam z siebie maskę która nosiłam od ich śmierci.
-Już kochanie jesteś z nami... -Przerwała i pocałowała mnie w czubek głowy -... Nic ci nie grozi - po chwili zrozumiałam, że oni nie są prawdziwi, oni nie żyją czyli jeśli ich widzę to ja też nie żyje?
-Co się stało promyczku? -Mój tato zawsze tak na mnie mówił gdy byłam mała. Na te słowa pojawił się na mojej twarzy chwilowy uśmiech, tak szybko znikł jak się pojawił.
- Skoro wy nie żyjecie to ja też nie żyje... - Spojrzałam na nich pytająco. Z ich twarzy można było wyczytać wszystko.
-Nie cieszysz się? - Zapytał mnie tato a ja zmarszczyłam brwi. Mam się cieszyć bo umarłam i zostawiłam mojego młodszego braciszka?.Znów to samo. Obudziłam się cała spocona, trzęsące dłonie.. ba trzęsące ciało. To nie było jedno z moich ulubionych przeżyć ale można się przyzwyczaić.
-Camilo spokojnie...halo jesteś z nami? -otarłam łzy i pokiwałam głową na znak potwierdzenia, pielęgniarka spojrzała na mnie ze współczuciem ale co ona mogła o tym wiedzieć ? nie straciła rodziców i nie była przetrzymywana w jakieś starej szopie czy co to tam było, nie zraniła osoby w której się zauroczyła.
-Witaj Camilo -lekarz poświecił mi latarką w oczy i momentalnie zaczęła bolec mnie głowa
-Ałć...może pan już nie świecić tą latarką...głowa mnie boli- zamknęłam oczy i oparłam się o poduszkę.
-Wybacz, ale muszę cię zbadać...bez powodu nie mdlejesz- spojrzał na mnie lekarz jak bym miała mu o czymś powiedzieć, ale o co mu mogło...aa no tak.
-Nie! nie jestem w ciąży...- od razu wstałam do pozycji siedzącej i popatrzyłam na niego zmarszczonymi brwiami.
-Dobrze, ale i tak musimy zrobić prześwietlenie głowy i USG brzucha- znów położyłam się, lecz czułam się zmęczona.
-tak..tak mogę już..pójść spać?- znów to samo mdleje. O nie nie tym razem Camila otwórz oczy wiem, że dasz rade, jak powiedziałam tak zrobiłam.- nie chce już zasypiać...panie doktorze niech pan coś zrobi...proszę- łzy napływały się do moich oczu, a lekarz złapał mnie za ramie i na chwile odszedł. Wtuliłam się w poduszkę i pozwoliłam łzą opuścić moje oczy.
-Zabieramy panią na badania- powiedział lekarz, a pielęgniarki odblokowały kółka w moim łóżku. Wyjeżdżając spojrzałam na dziewczynę która leżała obok mnie.
-Lauren...- podniosłam się i podbiegłam do łóżka, łzy nie miały opamiętania leciały po moich puliczkach .- przepraszam...tak bardzo cię przepraszam- zaczęłam szlochać a lekarz odciągnął mnie od zielonookiej i kazał wrócić na łóżko, gdy to zrobiłam szloch się jeszcze bardziej powiększył. Pielęgniarka dała mi lek uspokajający i kontynuowali badania.
-Panie doktorze...- młody lekarz spojrzał na mnie pytająco a na wciąż leżałam nieruchomo na łóżku.
-Czy mógłby Pan przenieść mnie na inną sale? - zamknęłam oczy by powstrzymać łzy, ale one i tak zleciały, więc zrezygnowana otworzyłam je na nowo.
- Myślałem, że zapyta pani o wyniki...- nie dokończył bo mu przerwałam siadając jak poparzena i spojrzałam na niego moimi czerwonymi oczami od płaczu
-Gdybym mogła dawno wypisala bym się skąd, ale jestem tu że względu na mojego brata który wczoraj przeszedł poważna operacje i bardziej martwi się o mnie niż o siebie - powiedziałam wszystko na jednym wydechu a do oczy znów nabrały się łzy, lecz tym razem pozwoliłam im zlecieć.
-Dobrze....przeniosę pani do sali obok... Może panią to nie interesować ale pani wyniki są złe i musimy robić egk głowy by potwierdzić diagnozę, jeśli kochasz swego brata to walcz do cholery jasnej...- kucał przede mną i mówił prawdę...muszę walczyć dla mojego brata. Potem wyjedziemy i ułożymy sobie życie na nowo.
-Dobrze... Okej... Zrobię co trzeba i będę walczyć...dla ciebie braciszku -ostatnie słowa powiedziałam szeptem. Lekarz odszedł a ja postanowiłam pojechać do mojego brata.
-Przepraszam czy mogła by pani przywieźć wózek? - Popatrzyłam na starsza panią która już była pod moim łóżkiem z wózkiem. - Dziękuję..- uśmiechnęłam się. Oczywiście sztucznie...nie róbcie sb nadzieji, że wrócę do tego co było przed podaniem Lo...
-Hej braciszku jak się trzymasz?? - Podjechałam wózkiem pod łóżko i złapałam go za reke. Tym razem mój uśmiech był szczery, gdy to widzę wszystko jest szczere.
-U mnie wszystko w porządku - pokiwał głową i zagryzł górna warge. Już wiedziałam o co chodzi gdy zauważyłam łzy w jego ciemnych oczach.
-O nie...lekarz ci powiedział? - Jego łzy leciały po puliku a ja zaczęłam szlochac. Mocno przyciągając go do siebie mówiłam mu do ucha.
-Ejj...wszystko będzie dobrze to jeszcze nie jest potwierdzone...pewnie to zwykły uraz który mam po tym jak ten koleś mnie męczył w szopie... Spokojnie jestem tu. - Wciąż płakał a ja nie mogłam nic poradzić, więc położyłam się koło niego i wtuliłam głowę w jego tors i już się trochę uspokoił. Po chwili oddaliśmy się krainie snu.
YOU ARE READING
Explicit ||Camren||
FanfictionAdrenalina, gniew, smutek, zamieszanie, to wszystko siedzi w głowie Lauren. Wyścigi samochodowe to jej praca i odskocznia od rzeczywistości. Pewnego dnia gdy miała wyścig stało się coś czego nie mogła wymazać ze swojego umysłu dręczyło ją sumienie...