25# The end

772 67 29
                                    

<Na końcu rozdziału, dość ważna informacja.>

Lauren's POV

Minęły dwa tygodnie odkąd ostatni raz widziałam Camile, zapłakaną wtuloną w Shawn'a. Brunetkę, którą mimo krótkiej znajomości pokochałam. Dziewczynę, która miała prawo nienawidzić potwora jakim się stałam. Mimo, że jeszcze zawalczę o nią, zdaję sobie sprawę, że już nigdy więcej mogę nie zobaczyć szczęścia w jej oczach.

W sumie to nigdy nie mogła podziwiać go z bliska, ona przy mnie nigdy nie była radosna. Szczery uśmiech mogłam zobaczyć na jej twarzy, tylko wtedy kiedy zobaczyła jaki dom jej podarowałam. Pamiętam. Jeszcze tydzień temu.

Stałam w starym wiatraku, który był naprzeciwko jej domu. Jedynie łzy szczęścia spływały po moich policzkach. Kiedy widziałam uradowane rodzeństwo. Shawn pierwsze co to doskoczył do swojego samochodu, który pozwoliłam sobie stuningować. Natomiast Camila pobiegła do swojego pokoju. Po chwili wracając do brata. I odjeżdżając spod budynku.

Popełniłam w życiu tak wiele błędów, wyrządziłam tyle zła. Przepraszam wszystkich, których zawiodłam. Zdaję sobie sprawę jakim potworem jestem, wciąż nie mogę wymazać tego widoku z pamięci. Jednak za każdym razem kiedy zamykam oczy widzę JĄ i jest mi lepiej.

Nie jestem słaba. Prawda? Walczyłam bardzo długo... upadłam, ale podniosę się. Nie chce być uważana za słabą. Ja naprawdę chciałam coś osiągnąć.

Kilka dni później

W pomieszczeniu trwała głucha cisz. Siedziałam na starej zniszczonej kanapie. Zaciągałam dym do płuc, rozkoszowałam się spokojem. W kącie leżała nieduża torba. Ściany w tym pomieszczeniu były obskurne, zachodzące grzybem, brudne. Stare mieszkanie Dinah w którym miałam pozwolenie na to, aby poczekać.

W sumie później to już nie wiele pamiętam. Krzyki. Z hukiem w biegli do mieszkania powalając mnie na ziemię. Coś mówili, ale mi było już wszystko jedno. Pustka wypełniała moją głowę, jak i serce. Po części nie wiedziałam co się dzieje. Zakuta w kajdanki zostałam pociągnięta na zewnątrz, do samochodu policyjnego.

Potem dostałam adwokata. Dla wyjaśnienia nie zostałam skazana na 2 lata przez morderstwo. Nie ja zabiłam Jo. Project, tak miał na imię mój przyjaciel. Wmówiłam mu, że chce tylko pogadać z Jo. Nie uwierzył mi, rozładował moją broń i kiedy ja nacisnęłam spust, mój pistolet nie wypalił ale jego. On odebrał mi jedyną możliwość na zemstę. Potem mówił, że nie zniósł by tego. Nie chciał abym tak upadła.

Teraz idę z beżową tacką w rękach. Ubrana w pomarańczowy kombinezon. Za to, że ktoś wrobił mnie z narkotykami. Podrzucił je do mojego gabinetu i anonimowo zgłosił.

Miałam podkrążone oczy. Głowę spuszczoną. Usiadłam w jednej z pustych ławek, wpatrując się w obrzydliwą zieloną papkę. Ugasiłam pragnienie kubkiem zimnej, wody i odsunęłam resztę "posiłku".

Kiedy przede mną wylądowała nieduża czekoladowa babeczka podniosłam wzrok spoglądając na karmelowe oczy blondwłosej, króciutko obciętej dziewczyny. Na jej ramionach malowały się przeróżne tatuaże, których nawet nie próbowała ukryć.

- Jestem Shayla. - Przedstawiła się siadając na przeciwko. Nie odpowiedziałam, postanowiłam wpatrywać się w babeczkę, którą postawiła przede mną. Zachęciła mnie. Zjadłam więc ją. Dużo rozmawiałyśmy, zdawała się, że chce pomóc. Wydawała się być miła. Na początku.

Tydzień później

Znów rozmawiałam z Shaylą. Była dla mnie strasznie miła. Powiedziała, że chce się później spotkać tylko musi jeszcze coś załatwić. Umówiłyśmy się, że spotkamy się w szklarni. Kiedy wybiła godzina naszego spotkania w drodze na miejsce ujrzałam swojego wroga.

"Nie idź tam." Wyszeptała, nie zatrzymując się szła dalej. Nie widziałam w jej oczach tego samego gniewu co pierwszego dnia mojej odsiadki i każdego następnego.

Głupia!

Zignorowałam jej słowa. Przedzierając się przez zimne podmuchy powietrza, dostałam się do małego oddzielnego budynku. W środku było o wiele więcej miejsca niż mogło się wydawać. Całe pomieszczenie wyłożone było deskami i praktycznie na każdej ze ścian stały jakieś szafki.

Nawet nie zauważyłam kiedy one wszystkie mnie otoczyły. Wiedziałam co to oznacza. Nie miałam zamiaru się bronić. Upadłam na kolana jeszcze zanim którakolwiek wymierzyła cios. Od razu usłyszałam docinki i śmiechy.

Zacisnęłam pięści i wtedy się zaczęło. Najpierw, dominująca czarnowłosa wymierzyła prawy sierpowy. Zabolało a w ustach poczułam smak krwi. Nie upadłam, dlatego zaraz potem poczułam pchnięcie za moimi plecami. Było zbyt silne abym zdołała się utrzymać. Zaczęły okładać mnie dłońmi, kopały. A ja nie ruchomo leżałam na ziemi przyjmując każdy cios. Należało mi się.

Pogodziłam się z porażką. Wśród napastniczek głównie były meksykanki. Widać miały dzięki temu niezły ubaw. Zamknęłam oczy godząc się ze swoją egzekucją. Jednak kiedy przestały i poczułam zimną dłoń na moim karku otworzyłam oczy. Wszystko tak bardzo mnie bolało. Prawdopodobnie miałam złamane żebra. Z głowy leciała krew jak i z nosa. Czułam ją wszędzie nawet w ustach.

Nade mną widziałam zmartwioną twarz starszej ciemnowłosej kobiety. Dużo starszej. Miała ona beżowe spodnie, szarą bluzę a na szyi przewieszone okulary. Coś mówiła. Nie mogłam jej zrozumieć, jakby urwał mi się film.

Obudziłam się następnego dnia. W swojej pryczy. Wszystko mnie bolało. Zebrałam siły i udałam się w stronę stołówki. Ochroniarze mimo, że patrzyli się na mnie nic nie powiedzieli. Na stołówce słyszałam szepty z każdej strony. Kiedy stałam w kolejce, usłyszałam oschły głos.

- Ty! - Mężczyzna wskazał mnie. - Będziesz od teraz pracować na kuchni. Ruszaj się. - Powiedział i wskazał mi drogę. Udałam się tam. Kiedy znalazłam się już w wyznaczonym pomieszczeniu, wszystkie oczy zatrzymały się na mojej osobie. Podeszła do mnie ta sama kobieta, która poprzedniego wieczoru prawdopodobnie uratowała mi życie.

- Jestem Black. To przez włos. Od teraz wszystkie te dziewczęta są twoją rodziną.- Mówiła z rosyjskim akcentem, po czym kazała mi się zabrać za zmywanie garów. W tym momencie poznałam wiele, miłych osób. Tego dnia wszystko się zmieniło. Jak w więzieniu mogą być tak mili ludzie? Nie przestawałam myśleć o Camili. Dziewczyna błądziła po mojej głowie cały czas. Jednak kiedy jej obraz zaczął się rozmazywać. Pozostał mi już sam płacz.

___ 

Wiem, że nie tego oczekiwaliście. Wiem, że każdy chciał przeczytać szczęśliwe zakończenie... bardzo was za to przepraszam.

Od kilku lat, odkąd zaczęłam pisać jakiekolwiek opowiadania, moim marzeniem jest, aby napisać takie opowiadanie/książkę, która będzie wywierać na czytelniku wiele emocji. Jednak mimo, że piszę już od dawna i w sumie mam jakieś 4 inne nieopublikowane opowiadania, jestem amatorką i to co napiszę nigdy nie będzie idealne. 

To ostatni rozdział części pierwszej. Drugą część zaczęłam już pisać, lecz ze względu, że druga autorka odeszła nie mam pewności, że dam radę sama skończyć i czy druga część zostanie opublikowana, kiedykolwiek. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 07, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Explicit ||Camren||Where stories live. Discover now