21# Apple scent

557 74 2
                                    

Lauren's POV

Znacie ten moment w którym wszystko się sypie i macie wrażenie, że już nigdy się nie podniesiecie. Ja znam, tylko u mnie nie chodzi o to, że nie dam rady stanąć na nogi ale o to, że bardzo tego nie chcę. Może po prostu szczęście nie jest mi pisane i tyle. Nie będę walczyć bo jest to dla mnie bez sensu. Wolę się zamknąć w sobie. Może to błąd ale ja już tak mam, że popełniam je nadmiernie i nigdy się z nich nie wygrzebuje. Bo jaki to ma sens przecież tak też da się żyć. Prawda?

Minęły dwa dni od kiedy Camila przyszła do mnie i od kiedy ją spławiłam. Chciałam, tak bardzo chciałam się do niej odwrócić, ale nie mogłam. Wtedy wszystko bym popsuła. Ostatniego wieczoru widziałam ją jak stała w szybie, spoglądając na mnie. Jej postura odbijała się w szybie okna i od razu mogłam ją rozpoznać mimo, że nie widziałam twarzy.

Dziś zdecydowałam się na szybką akcję. Wczoraj rozmawiałam z lekarzem powiedział, że mój stan poprawia się. Miałam obrócić te słowa przeciwko. Z samego rana ubrałam ciuchy, które przyniosła mi na początku DJ. Potem poprosiłam aby już więcej nie przychodziła. Całkiem długo z nią rozmawiałam i wszystko wytłumaczyłam. Zrozumiała moje postępowanie i nie miała zamiaru się wtrącać za co byłam jej wdzięczna.

Udałam się do gabinetu mojego lekarza. Układając sobie zdania w głowie. Znając życie wszystko potoczy się inaczej. Zapukałam, a kiedy usłyszałam ciche "Proszę" weszłam do środka. Spotkałam przerażone spojrzenie mężczyzny i od razu przeszłam do rzeczy.

- Żądam natychmiastowego wypisu. - Powiedziałam na co mój głos wypadł zbyt gniewnie, odchrząknęłam.

- To jest nie możliwe, nie wyleczyliśmy jeszcze Pani do końca. - Wstał ze swojego krzesła przypatrując mi się.

- Nie pierwszy raz zostałam zmasakrowana, przechodziłam prze gorsze rzeczy i wylizywałam się z gorszych ran, jednak nigdy w szpitalu. Zawsze dawałam sobie radę sama i teraz tak będzie. Żądam natychmiastowego wypisu. - Warknęłam. No i nie wyszło tak jak chciałam.

Mężczyzna zgodził się. Siedziałam w poczekalni może z dwadzieścia minut. Następnie, pomocna pani pielęgniarka założyła mi coś na rękę i zmieniła opatrunek oraz podała kulę o którą mogłam się oprzeć i która ułatwiała mi chodzenie.

Udałam się ponownie.do gabinetu, odebrać papiery. W duchu modliłam się aby nie spotkać Camili. Kiedy zobaczyłam, że nie ma jej w sali Shawna weszłam do niego.

- Hej... jak się czujesz? - Zapytałam zaciskając szczęki z bólu. Spoglądał na mnie ze zdziwieniem, zapewne musiałam wyglądać bardzo blado a oczy miałam podkrążone.

- Przyszłam się pożegnać. Wypisałam się na własne żądanie. - Uprzedziłam jego pytania. Ale nie spodziewałam się jego reakcji.

- Rozmawiałaś z Camilą. - Zapytał, a ja nie musiałam szukać odpowiedzi.

- Nie. Myślę, że im szybciej zapomni tym lepiej. - Spuściłam wzrok nie mogąc już patrzeć na jego rozczarowanie. On również odwrócił spojrzenie.

- No cóż. - Zaczęłam pewniej zwracając na siebie jego uwagę i udając, że wszystko jest okej. - Będzie mi ciebie brakowało, młody. - Stwierdziłam i delikatnie uderzyłam go w ramie.

- Ja za tobą też będę tęsknić, stara. - Oboje się zaśmialiśmy, wymieniliśmy uściski i opuściłam go na zawsze nie zwracając uwagi na smutek w jego oczach. Podniosłam głowę do góry dumna, z decyzji. Tak już musiało być i nie mogę tego zmienić, ale zdaje sobie sprawę, że jutro może być lepsze.

Kiedy opuściłam szpital, łzy same zaczęły tworzyć stróżki na moich policzkach, usidłam na krawężniku wpadając w szloch.
Boże. Dlaczego? Przecież ja nie chce.
Zdałam sobie sprawę.

Są takie słowa, które nie mówi się głośno, są takie tajemnice, o których nie wiedzą nawet najbliższym, są takie wspomnienia, o których chce się zapomnieć.

Camila, była osobą, która coś we mnie zmieniła. Osłabiła mój umysł. Wyciągnęła przeróżne emocje na wierzch. Przekroczyła mur, który zbudowałam wokoło siebie. Roztrzaskała moją duszę. Jej ciało potrafiło doprowadzić mnie do szału, w jej oczach mogłam się zatracić. Pytanie od kiedy? Przecież robiłam wszystko aby się od niej odsunąć a tak naprawdę coraz bardziej jej pragnęłam.

Udawałam, że wszystko jest dobrze, kiedy tak naprawdę łamało mi serce.

I dlaczego nie mogę wstać? I dlaczego krok jest taki trudny. No przecież chcę ją zostawić. No wmawiam sobie to cały czas! Więc dlaczego, tak bardzo chce zostać a dlaczego nie mogę.
Błąd.
Mogę, ale chcę ją opuścić bo zdaje sobie sprawę, że tylko zniszczę jej życie.

I przed moim oczom ponownie pojawia się ten potwór. Ten sam, który wisiał nade mną kiedy leżałam przykuta do łóżka. Ten sam który chciał posilić się moim strachem, a potem bólem.
Proszę kurwa bardzo, teraz możesz najeść się do syta.

Moje serce opływa w bólu, mój umysł skąpany w strachu, a ciało trzęsie się z nadmiaru emocji.

Jego czarne oczy pochłaniają wszystkie pozostałości po dobru. Jego okrutny długi jęzor okalecza moje policzki, a ostre pazury zapętlają się na mojej szyi. Czuję się jakby unosił moje ciało. Moje plecy wykrzywiają się w łuk i nic już nie mogę zrobić.

Czekoladowe oczy, które mnie odciągają, malinowe usta, które mnie podniecają, kręcone włosy, które łaskoczą moją twarz i gorące ciało, które mi przypomina o rzeczywistości. Na powiekach zamiast, mojego odbicia potwora widzę ją. Camilę. Kiedy je uchylam widzę błękitne niebo a kiedy brakuje mi brunetki znów zamykam i za każdym razem ona maluje się na moich powiekach. Teraz już wiem co do mnie należy co powinnam zrobić.
Jestem gotowa. I nawet jeśli ona tego nie chce, a nawet jeśli tego pragnie. Nie ma to dla mnie znaczenia. Nawet jeśli ją to zrani.

Jestem pieprzoną socjopatką, która myśli wyłącznie o sobie. Nic na to nie poradzę.

Zrywam się na równe nogi kiedy ból sprawia, że pragnę ponownie upaść, ale dość tego. Zbyt wiele upadków zaliczyłam, nie tym razem. Spojrzałam na swoje udo, szwy musiały pęknąć co na jeansowej tkaninie powoli zaczęła pojawiać się plamka, która rosła z każdą chwilą. Syknęłam zacisnęłam powieki otarłam łzy. Zazgrzytałam zębami podniosłam głowę. Uspokoiłam się, zebrałam wszystkie siły. Otwierając drzwi zaczęłam przeciskać się przez nieduży tłum ludzi.

Przepychałam się nawet nie mówiąc przepraszam. Szłam przed siebie delikatnie kuśtykając.

Ta chwila, ten moment zmienię wszystko i nie będzie odwrotu. Później ukarze się za własną głupotę. Teraz się to nie liczy.

Jestem na odpowiednim piętrze, na odpowiednim korytarzu idę, rozglądam się.

Widzę ją, ze spuszczoną głową wychodzi z sali swojego brata. Może jej powiedział. Nie zważam na nic. Dziewczyna mnie nie widzi, ale ja kuśtykam w jej stronę mocno obejmuję. Przytulam i nie chcę wypuścić. Chowam głowę w zgłębieniu szyi. Czekam na reakcję i czekam, nadal nie puszczam.

Rozkoszuję się wonią jej skóry. Czy to jabłko? Kocham ten zapach.

___

Strasznie przepraszam, że taki nuuudny... w następnych rozdziałach postaram się to naprawić... mam nadzieję, że część druga równie bardzo wam się spodoba... wraz ze współautorką jesteśmy w trakcie tworzenia, czekajcie cierpliwie.

W tym czasie możecie zostawić gwiazdkę, albo jakiś komentarz... trzymajcie się cieplutko...

Explicit ||Camren||Where stories live. Discover now