- Mam go!- pieknego niedzielnego poranka usłyszałam słowa Benjamina, wydobywające się zza ściany. Odruchowo spojrzalam w strone wyjścia z salonu, gdzie od razu pojawił się uśbiechnięty chłopak. Minął zaledwie tydzień, a on już namierzył Nick'a. Ben jest genialny!
***
- Gdzie Kyle?- zapytalam,wchodzac do opuszczonej fabryki. Dwóch napakowanych ochroniarzy spojrzało po sobie, a nastepnie oby dwoje kiwnęli z rezygnacją. Westchnełam na znak zirytowania i weszłam w głąb budynku. Ku mojemu zdziwiwniu, brata znalazłam w pokoju z bronią.- Konstruujesz bombe atomową? Czy czuścisz broń?- zapytałam, podchodząc bliżej niego. Widziałam jak składa jakis pistolet, który widzę pierwszy raz w życiu.- Nowy?
- Tak, twój.- powiedział, po czym podał mu broń, pokazujac jak mam go użyć.
- Dlaczego mój?- zadałam pytanie, gdy stanęłam na strzelnicy i celowałam do celu. Kyle głośno nabrał powietrza, a nastepnie polożył mi na ramieniu swoją dłon.
- Chyba ci się przyda, nie sądzisz?- chodziło mu o zabicie Nick'a. Tak, napewno o to chodziło. Ma racje, tym pistoletem go zabije. Już niedługo.
- Dziękuje.- wtuliłam się w brata, jak najmocniej umiałam. Ten zasmial mi się we włosy, po czym odwzwjemnił uścisk. Cieszę się, że go mam. I pomimo bólu jaki mi zgotował, kocham go i nienwyobrażam sobie innego człowieka, na jego miejscu.
***
Wygładzałam dłońmi granatową sukienke na ramiaczkach, przed kolano. Była bez zbędnych ozdób, czy też falban. Sam material sprawial wrażenie znakomitej kreacji, którą oszpecić nożna ozdobami.
Przyglądałam się sobie w wielkim lustrze, wspominajac jak to było jeszcze pół roku temu. Wtedy byl ze mną Josh. Teraz go nie ma. Nie winie go o to, że zmarł. Że odszedł, uciekł, poddał się. Może ja sama, równiez bym tak postąpiła.Gdy byłam pewna, że wyglądam znośnie, przybliżyłam twarz do odbijającej mnie, powłoki, po czym pomalowalam błyszczekiem usta. Gdy chciałam się odsunąć, mój wzrok pochwycił skrawek papieru, wystajacego zza szkła. Przy pomocy noża, wyciągnęłam go. Było to zdjęcie. Moje i Josh'a. Siedzieliśmy razem w parku, chyba tego wieczoru, gdy uratował mnie przed psem.
Tak
To na bank było zrobione wtedy.Odwrocilam fotografie, czując, że nie przypadkowo się tam znalazła.
Na zawsze, twoim bohaterem.
Moje oczy były wielkości pięciozłotówek. Ktokolwiek je tu włożył, powinien wiedzieć, że to nie jest w żaden sposób zabawne, urocze, kochane, czy coś w tym stylu.
Wsadziłam zdjęcie do torebki, po czym pojechałam na kolację, do mojego brata. Błagał mnie, bym dzisiaj z nim i Carolyn, zjadła tę kolację. Nie rozumiem, po co ja mu tam potrzebna, ale niech bedzie. Ten jeden raz.
Gdy podjechałam pod jego mieszkanie, wydawało mi sie, że ktoś cały czas mnie obserwuje. Nie rozumiem, może to tylko moje paranoje?
Weszłam do, pachnącego lokum mojego brata. Powędrowałam do salonu, gdzie zakochańce o czymś zawzięcie rozmawiali. Gdy mnie zauważyli, wielkie uśmiechy pojawiły sie na ich twarzach. Carolyn podeszła do mnie pierwsza, przywitała sie i poszła do kuchni przygotować resztę jedzenia.
- Dziękuje, że przyszłaś siostra, to dla mnie naprawdę ważny wieczór.- jakaś lampka zaświeciła sie w mojej głowie. Coś mi sie wydawało, że wiem dlaczego ten wieczór jest taki wany.
Około dwudziestej pierwszej, Kyle wstał od stołu i zbliżył sie do swojej dziewczyny. Klęknął przed nią, a jej stanęły w oczach łzy.
-Carolyn ja wiem, że nie znamy sie zbyt długo i, że jestesmy ze sobą bardzo krótko, ale mimo to ja wiem, że jesteś tą jedyną. Że chce spedzić z tobą resztę życia, mieć dzieci i zestarzeć się. Ja..- zawachał się przez moment, zapewne zastanawiając się, czy zadac TO pytanie. Po chwili zza pleców wyjął pudełeczko i otworzył je.- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
CZYTASZ
Pomimo Bólu || P.M
Teen FictionJosh- młody dziewiętnastolatek, kochany przez rodziców, zdradzony przez dziewczynę. Przeprowadza się z rodzicami i siostra do Seattle. Nie dopuszcza do siebie uczuć, dopóki nie poznaje Rosie ( Fait ) Waters. Rosie- dziewietnastolatka, jej rodzice...