9

2.8K 125 9
                                    

Mimo że dochodziła już 12 w nocy podeszłam jeszcze do pokoju Lewego, aby się z nim pożegnać przed wyjściem. Akurat brał prysznic więc postanowiłam, że poleżę sobie na jego wygodnym łóżku. 10 minut później wreszcie raczył wyjść z tej jebanej łazienki w samym ręczniku spoczywającym na jego biodrach.

- O, Paula, wystraszyłaś mnie.

- Przyszłam się pożegnać, bo jadę do Elizy i Izy. - Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo przycisnął mocno usta do moich. Dźwięki odrywanych od siebie w łapczywych pocałunkach warg wypełniały przestrzeń. Moja dłoń powędrowała do jego włosów, palce lekko oplotły ciemne kosmyki, by zaraz zwęzić uścisk wokół nich. Robert mruknął z aprobatą. Dystans między naszymi rozedrganymi ciałami całkiem znikł, moje piersi mocno przyciśnięte były do jego wyrzeźbionego torsu. Lekko pociągnęłam go za włosy, odchylając głowę, tym samym robiąc sobie dostęp do jego szyi.

- Musisz dzisiaj wychodzić? - krótko wymamrotał.

- Muszę... ale jutro też jest dzień. No i noc. - zaśmiałam się.

Godzinę później...

- Jesteś z LEWANDOWSKIM?! -Skinęłam głową.

Dziewczyny były wyraźnie zdumione, tym co im przed chwilą opowiedziałam. Oblegałyśmy pokój dziewczyn, wszędzie leżały poduszki. Tak jak przewidywałam, film odszedł w zapomnienie, gdy wymieniałyśmy się informacjami, zapychając lodami.

- A ty... ty... No wiesz...? - wybełkotała z pełną buzią Izka. Poczułam jak się czerwienię, gdy potwierdziłam to, co wydarzyło się w mojej sypialni wczoraj. Dzieliłyśmy się praktycznie wszystkim, to utwierdzało naszą przyjaźń. Ekran telefonu spoczywającego na oparciu zaświecił się, co przyciągnęło moją uwagę. Mignęło imię Roberta, zanim otwarłam wiadomość.


Od:Robert

Już tęsknie :(

Dziewczyny uśmiechnęły się do mnie, by po chwili przenieść ciekawskie spojrzenia na mój telefon.

- Co to było? - zapytała Eliza, ukazując szeroki rząd białych zębów.

- Nic. Um. Muszę do ubikacji. - szybko wyrzucałam z siebie słowa. Podniosłam się i pośpiesznie ruszyłam w stronę łazienki. Zaklęłam w duchu, gdy zdałam sobie sprawę, że nie wzięłam telefonu. Wróciłam kilka minut później. Przywitała mnie cisza, ale za chwilę po pokoju rozległ się niekontrolowany chichot. Kurde, widziały SMSa. Momentalnie chwyciłam do ręki telefon. Moje oczy rozpostarły się szerzej, kiedy przeglądałam wysłane wiadomości, ku mojemu przerażeniu okazało się, że odpisały Robertowi.


Do:Robert

Ja jeszcze bardziej <33 Jak się zobaczymy, to...

Nie, ja nie wierzę co one właśnie wysłały. Teraz Lewy myśli że jestem na niego napalona, japierdole.

Podniosłam głowę. - O mój Boże, nie wierzę, że to zrobiłyście! - krzyknęłam szybko. Ich śmiech został zakłócony ledwie słyszalną wibracją. Opuściłam wzrok na ekran telefonu. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, kiedy otwarłam wiadomość.


Od:Robert

W takim razie zaraz po ciebie jadę :D

3 godziny później...

Zostałam ciasno opleciona w uścisku, kiedy żegnałam się z przyjaciółką.

- Mogę ci wezwać taksówkę. - kolejny raz nasunęła Zoe. - Nie trzeba.- posłałam jej uśmiech - Jadę autobusem. Wyszłam za próg ich hotelu i odwróciłam się, kiedy znowu usłyszałam jej głos. - I jesteś pewna, że nie chcesz zostać na noc? Sięgnęłam dłonią jej ramienia i lekko potarłam. - Serio. Dam sobie radę. - No dobra. Napisz mi jak dotrzesz na miejsce. - zrobiła pauzę i rzuciła mi zaczepne spojrzenie - Oczywiście, jeżeli nie będziesz zbyt zajęta Robertem. Mruknęłam do niej, żeby się zamknęła, na co odpowiedziała mi śmiechem. Pożegnałyśmy się i ruszyłam w krótki spacer, na przystanek autobusowy. Mocniej owinęłam się swetrem, kiedy poczułam silniejszy powiew wiatru. Niebo rozświetlone było księżycem, a droga prowadząca do hotelu lekko majaczącymi latarniami. Równo zaparkowane samochody stały przed domami. Widziałam jak w kilku mieszkaniach gasną światła, kiedy przechodziłam obok nich. Wyszłam za róg w panującym mroku, mój wzrok przyciągnął rozświetlony szyld jakiegoś pubu. Z otwartych drzwi rozległ się głośny, nieprzyjemny śmiech. Przyspieszyłam kroku, by jak najszybciej oddalić się od zaprawionej alkoholem atmosfery. Trącona dziwnym uczuciem, spojrzałam drugi raz w stronę zaciemnionej alejki obok baru. Nawet z drugiego końca ulicy rozpoznałam jego wysoką sylwetkę. Zastygłam w miejscu. Widziałam, że sytuacja jest dość napięta, a wzajemny stosunek mężczyzn do siebie raczej defensywny. Cały czas obserwowałam grupkę stojącą w zacienionym miejscu, kiedy nagle Szczęsny mocno odepchnął, któregoś z nich. Nie wiedziałam, co mam robić. Rozum podpowiadał mi, żebym po prostu stamtąd odeszła, ale nie mogłam. Mój oddech spłycił się i przyspieszył, kiedy jeden z mężczyzn przyparł Wojtka do ściany, a drugi wymierzył silne uderzenie w jego brzuch. - WOJTEK!



No i mamy dosyć makabryczne zakończenie rozdziału.

Tak btw. to już 3 rozdział dzisiaj XDDD Jutro też postaram się dodać minimum jeden :>

xx pontycherry

Attacker | Robert Lewandowski | PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz