Obudziłam się rano pół-przytomna, z ogromnym kacem... Nic z wczoraj nie pamiętam, to totalnie dołujące uczucie. Nie wiesz co się z tobą działo, z kim rozmawiałaś, co robiłaś, ugh! Obróciłam się aby spojrzeć na Roberta, lecz jego tam nie było. Zobaczyłam na stoliczku nocnym jakąś małą kartę, przeturlałam się na drugi koniec łóżka niczym zwinna tygrysica. Och ironio!
"Jestem na treningu, wrócę o 15.
Kocham cię, Robert.
p.s. śniadanie stoi na stole :)"
Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. On tak cudownie o mnie dba. Nie mogę sobie wyobrazić większego szczęścia, bo on jest moim największym. Wstałam z łóżka. Niechętnie wywlokłam się z naszego mega wygodnego łóżka. Serio - jest tak wygodne, że mogłabym w nim leżeć całe życie. Ruszyłam do łazienki i umyłam zęby. rozczesałam włosy iubrałam się w pierwsze co wpadło mi w ręce. Czarne rurki, białe konwersy i do tegoszara bluza z kapturem. Wyciągnęłam z szafki swojego iPod'a i zeszłam na dół do kuchni. Śniadanie czekało namnie na stole, pyszne naleśniki. Usiadłam i zaczęłam rozkoszować się tym smakiem, jednak poczułam jak cała zawartość podchodzi mi do gardła. Szybko pobiegłam do łazienki i na szczęście zdążyłam, wszystko wylądowało w kiblu. Postanowiłam, że zadzwonię do Roberta.
Jeden sygnał, drugi, za trzecim odebrał...
- Halo? Robert, ile ja wczoraj wypiłam?
- No, dużo trochę, a co? - czułam jak w głębi duszy się ze mnie śmieje. Nie dziwię się mu.
- Weź mi nawet nie mów, mam takiego kaca, że mam ochotę się zajebać.
- O w dupę, to aż tak? - zaczął się głośno śmiać.
- Tak... Dobra ja kończę, pa.
Musiałam się rozłączyć, bo czułam jak kolejna porcja posiłku skręca mi się w brzuchu. Czuję, że to będzie ciężki dzień. Postanowiłam, że zrobię sobie tylko herbatę i położę się. W sumie to nie miałam co robić więc zadzwoniłam do jednej z moich przyjaciółek.
Pierwszy sygnał drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty sygnał, odebrała!
- Halo Iza! Przepraszam, że się tak długo nie odzywałam.
- A kto mówi? - do oczu zaczęły napływać łzy. Czy ona serio mnie nie pamięta?
- Nie wiesz?
- Oczywiście, że wiem głupku!!! Opowiadaj co u ciebie, bo pewnie dużo się działo.
- No rzeczywiście...
Godzinę później...
- Powiem ci coś w tajemnicy, ale obiecaj, że nikomu na razie nic nie powiesz?
- Obiecuję! - przysięgłam.
- Za 3 miesiące biorę ślub! - zaczęła krzyczeć moja przyjaciółka.
- Aaaaa! Wkręcasz mnie?
- Nie! Mam nadzieję że się zjawicie z Robertem?
- Oczywiście, choćby nie wiem co się działo. Mega ci gratuluję kochana!
- Dziękuje, ja już niedługo będę żonata, teraz twoja kolej. - mimowolnie się uśmiechnęłam.
- No tak, w sumie racja... Ale nam się jakoś nie śpieszy, na razie jest dobrze tak jak jest.
*oczami Lewandowskiego, godz. 15:30*
Gdy podjechałem pod dom autem, nie mogłem się doczekać aż wreszcie zobaczę Paulinę. Nie widziałem jej od rana, okropnie się stęskniłem. Wchodząc do domu poczułem zapach sphagetti. Byłem głody jak wilk, więc z chęcią bym coś zjadł.
- Hej, już jestem! - zawołałem. Od razu usłyszałem biegnącą Paulę. Rzuciła mi się na szyję, tak mi jej brakowało, mimo, że nie było mnie tylko 8 godzin. - Aż tak się stęskniłaś? - Uśmiechnąłem się. W odpowiedzi usłyszałem tylko ciche "yhym", to mi wystarczyło.
- Zrobiłam sphagetti, chcesz? - powiedziała, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Jasne, jestem głodny jak wilk. Dasz wiarę że zjadłem dzisiaj tylko jedną kanapkę? - powiedziałem z przejęciem, na co usłyszałem głośny śmiech z kuchni.
- Biedny... - uśmiechnęłam się szeroko. - Wiesz co?
- Co?
- Nudno tu było bez ciebie. - usiadła mi na kolanach.
- Wiem... Ale dzisiaj ci ty wynagrodzę. - na mojej twarzy pojawił się szeroki banan, który za żadne skarby nie chciał zejść.
- Oj ty głupku. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - złączyliśmy nasze usta w długim, namiętnym pocałunku.
*Pół godziny później*
- Paulina, wszystko okej? - usłyszałem jak znów wymiotuje. To już 3 raz w ciągu 30 minut... Zacząłem się o nią martwić. Nie wydaję mi się, żeby aż tak męczył ją kac. Nie mogłem wejść do łazienki, bo zamknęła się na klucz. - Otwórz... - W odpowiedzi zobaczyłem otwierające się drzwi.
- Mam już dość... - powiedziała siadając na toalecie. Widać, że ledwo trzymała się na nogach.
- Paulina, mogę o coś zapytać? - kiwnęła głową. - A jeśli ty jesteś w ciąży?
- Że co? Przecież zabezpieczaliśmy się. Nie rozśmieszaj mnie.
- No ale wiesz, że żadna metoda nie jest w 100% niezawodna. - podszedłem bliżej i usiadłem na zimnych płytkach. - Robiłaś już test ciążowy?
- Nie...
- Kilka ulic wcześniej jest apteka, może podjadę i kupię?
- Dobrze. - z jej oczu pociekło kilka pojedynczych łez.
- No ej, mała... nie płacz, to przecież nic takiego, zresztą jeszcze nic nie wiadomo. - przytuliłem ją mocno.
*15 minut później*
Wbiegłem zdyszany do domu trzymając w ręku małe opakowanie.
- Mam już! - szybko podałem test ciążowy Paulinie.
- Dzięki. Robert...
- Co?
- Nie patrz... - wywróciłem oczami i odwróciłem się w drugą stronę.
- Już?
- Chyba tak. - widziałem ogromne przerażenie w jej oczach. - Zobacz na instrukcji ile trzeba czekać. Zwinnie wyjąłem małą karteczkę z kartonowego opakowania.
- Około 3 minuty.
- To będą najgorsze i najdłuższe 3 minuty mojego życia...
- Nie mów tak, przecież dziecko to najlepsza rzecz, jaka mogłaby nas spotkać.
- No wiem, ale nie teraz. Ja nie jestem na to gotowa. Mimo, że mam ponad 26 lat, czuję się jak hot 18, nie wiem czy to dobrze, czy źle...
*3 minuty później*
- Okej, patrzymy już? - zapytała. Kiwnąłem przytakująco głową. - Trzy, czte-ry.
Moim oczom ukazał się wynik testu ciążowego.
_________________________________________________
Dzieje się! XD
Swoją drogą, ten rozdział ma dużo dialogów. Podobają wam się takie, czy wolicie jak jest ich mniej? Dajcie znać w komentarzach :3
xx pontycherry
p.s Obstawiacie, że Paula jest w ciązy, czy nie?
NASTĘPNY ROZDZIAŁ = 50 VOTES + 15 KOMENTARZY! :)