Rozdział II

3.1K 217 20
                                    

Judy wskoczyła do ambulansu tak szybko, jak załadowali do niego Nicka. Mocne ściskanie jego łapy, i jej zawzięty wzrok, dały sygnał ratownikom, którzy nie chcieli jej od niego odsuwać. Momentalnie został podpięty pod kroplówkę, a w miejscu rany podczepiono długą rurę dostarczającą tlen, i utrzymującą oddech.

Gdy syreny zamigotały, silnik obudził się do życia. Judy trzymała jedną łapką Nicka, a drugą siedzenia, szepcząc modlitwę, by jej partner przeżył dzisiejszą noc.

Droga do szpitala trwała tylko dwadzieścia minut, jednak wydawały się one wiecznością. Ściskała jego łapę, gdy wwieźli go przez drzwi na ostry dyżur, lecz gdy skręcili gwałtownie w kierunku oddziału została stanowczo, lecz uprzejmie zatrzymana przez pielęgniarkę. Była nią wysoka, smukła antylopa z bladoniebieskimi oczami i eleganckimi rogami. Oczy Judy podążały za noszami Nicka, wjeżdżającymi na oddział. W momencie, gdy lekarze i pielęgniarki zaczęli go operować mogła wyłapać strzępki wielu głosów pochodzących z sali, nawet gdy próbowała usłyszeć, co mówi pielęgniarka zagradzająca jej drogę.

Potrzebujemy więcej tlenu, teraz!

„Będzie pani musiała zostać w poczekalni przed oddziałem. Jest w dobrych rękach, proszę się nie martwić" powiedziała, tak jakby było to możliwe teraz u Judy.

Wprowadzić drugą partię krwi, wykrwawia się... Tętno stabilne, musimy go przewieźć na salę operacyjną jak najszybciej.

Widząc rozpacz zasłaniającą twarz Judy, dodała delikatniejszym tonem, „Obiecuję pani, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy by go uratować." Wtedy odwróciła się i przeszła przez szklane drzwi prowadzące na ostry dyżur.

Judy westchnęła i udała się do poczekalni pocierając tylną częścią łapki czoło. Przestała, gdy zauważyła karmazynową maź zabarwiającą jej futro. Jej oczy w przerażeniu się rozszerzyły, gdy spojrzała na jej trzęsące się łapki pokryte krwią Nicka.

Chciała krzyczeć, lecz tylko stłumione sapnięcie opuściło jej gardło. Łzy kłuły ją w oczy, gdy popatrzyła wokół. Szalenie pragnęła uciec tym emocjom. Znalazła damską łazienkę i wbiegła do niej zatrzaskując drzwi, i podbiegając do zlewu. Zatrzymała się, kiedy ujrzała się w lustrze.

Na jej twarzy była smuga krwi Nicka, najpewniej od pocierania twarzy. Jej mundur został nią opryskany, a naramienniki nią umoczone. Rozdarła je i wyrzuciła do śmietnika. Musiała je zdjąć by się umyć. Odkręciła jak najmocniej kran i włożyła ręce pod wodę, gwałtownie je myjąc, gdy zaczęła szlochać.

Poczuła jak łzy płynęły po jej twarzy, kiedy zaczęła nakładać na ręce grube warstwy mydła. Zaczęła pocierać swe łapki szybciej, desperacko zmyć krew. Krew Nicka była na jej łapkach i to była jej wina - najdroższe jej zwierze umierało na stole operacyjnym i to była jej wina.

Tego było za dużo; załamała się i wydała z siebie bolesny przepełniony żalem krzyk. Upadła do swych kolan, przed zlewem, przyciskając do twarzy mokre łapki, i zaczęła gwałtownie szlochać. On musi przeżyć; błagała każdą cząstką ciała. Potworne odczucie, że mógł już w tej chwili być martwy nękało jej umysł, i wyzwalało potężny ból w jej brzuchu.

Ledwo zorientowała się, że ktoś puka do drzwi; nie miała siły, by się ruszyć lub mówić w odpowiedzi.

„Halo? Czy wszystko jest w porządku...?" Delikatny żeński głos dobiegał zza drzwi.

Minęła krótka chwila, kiedy Judy zorientowała się, że drzwi się otwierają i ktoś wchodzi. Poczuła się prawie oderwana od siebie, gdy delikatne łapy owinęły się wokół jej ramion, a łagodny głos przemówił, „Chodź, pomogę ci..."

Zwierzogród: Out of the WoodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz