Rozdział VI

3.1K 161 51
                                    

Kojący chłód sączył się na jego czoło, spływając pomiędzy łapami. Działał jak balsam, uśmierzający przeszywający ból w klatce piersiowej. Gorąca woda, obmywała jego ciało, gdy łapał z trudem powietrze, rozluźnił zaciśnięte zęby, i powoli otworzył oczy. Patrzył się przez chwilę na rozcieńczoną strużkę krwi, znikającą w odpływie prysznicu.

Kiedy jego oddech się uspokoił, przytrzymał się ściany kabiny jedną łapą, a drugą ostrożnie sprawdzał ranę w swojej piersi. Wciąż była zszyta tak mocno, jak musiała być; wydzielanie krwi przez ranę co jakiś czas, było naturalne, tak jak mówili mu doktorzy - szczególnie wtedy gdy chciał wcześnie opuścić szpital. Zakręcił wodę, po czym stanął prosto patrząc w swoje odbicie w małym lustrze, wiszącym na ścianie. Wymusił na twarzy, najbardziej nonszalancki uśmiech. Bądź, co bądź, nie chciał, by Judy zobaczyła w jakim jest stanie; nie chciał obciążać jej swoimi zmaganiami z bólem.

Westchnął mając wychodzić spod prysznica, gdy ujrzał przelotnie, coś ciemnego odbitego w lustrze, sprawiającego wrażenie jakby wyłaniało się z mgły. Obrócił się na pięcie, prawie przewracając się w brodziku-nic tam nie było. Jego wzrok spotkał się z ścianą pokrytą lśniącymi kafelkami.

Zaniepokojony chichot, opuścił jego usta, gdy potrząsnął głową, by o tym zapomnieć. O czymś, czego tam nie było. To tylko efekt działania tabletek przeciwbólowych, powiedział do siebie, będąc jednak tylko w połowie o tym przekonanym.

Zdecydował pójść do biura wcześniej niż zwykle, mimo tego, że miał być to jego pierwszy dzień w pracy od pewnego czasu. Chciał się przygotować, co zajęłoby mu więcej czasu niż zwykle, z powodu jego rany. Wciąż było ciemno, gdy wsiadł do prawie pustego pociągu, jadącego pod Komisariat. Usiadł samotnie pośrodku ławki, wyciągając swój nowy telefon i wkładając słuchawki do uszu.

Kiedy nacisnął przycisk 'Odtwarzaj', odkrył w zadumie, że nigdy wcześniej nie miał czasu, by posłuchać muzyki. Entuzjazm Judy i jej okazjonalna natarczywość, gdy chciała podzielić się z nim słuchawkami, aby posłuchał uwielbianych przez nią utworów, odwracały jego uwagę. W końcu stało się to częścią ich cyklu dnia. Wszystko to, było zasługą pogodnej nawałnicy zwanej Judy Hops. Uśmiechnął się, wsłuchując w przygłuszone utwory. Podniósł połowicznie oczy i popatrzył w swoje odbicie w szybie obok wyjścia. Coś było nie tak.

Nick długo i twardo, spoglądał w to zamglone odbicie, przyglądając się przygaszonym zielonym oczom, wyglądającymi jak oczy ducha, ukrywającego jakieś tajemnice. Mroczny cień przeniknął przez szybę, prosto na jego połowiczne odbicie, kiedy poczuł lodowate szpony, drapiące go z tyłu głowy. Coś w jego wnętrzu przebudziło się, szepcząc do niego coś, czego nie pamiętał. Coś, co zablokowało mu się z dala od jego umysłu, tak jak powiedział Wolfram.

... powiedz 'do widzenia'...

...Nicky...

Odległy szmer, innego głosu przedarł się przez jego myśli, wracając do niego. Był ulotny, niczym obłok powietrza wydychany zimowego poranka, tak jakby prześlizgnął mu się przez palce i zniknął, nieważne jak bardzo chciał go złapać. On coś wiedział. To dziwne uczucie pojawiło się w jego głowie. Wiedział coś, czego nie mógł sobie przypomnieć. Poczuł jak przerażenie narastało i zaciskało się wokół niego. Zmienił utwór na 'Nie bój się chcieć' i skupił się na wspomnieniu, kiedy tańczył z Judy na koncercie Gazeli, wspomnieniu, które nigdy go nie zawiodło, gdy chciał się pocieszyć.

Nick pojawił się na komendzie, zanim jakikolwiek inny samiec zaczął swoją zmianę, za co był wdzięczny. Borykał się, z tym, jak założyć pasek i kamizelkę, ale udało mu się to zrobić bez płakania z bólu. Zatrzymał się przed lustrem, pocierając kciukiem o lśniącą odznakę, którą dano mu w zastępstwie za starą. Była identyczna pod każdym względem, z wyjątkiem jednego: to nie była odznaka, którą Judy przypięła mu, po ukończeniu akademii. Przyczepił ją na miejsce, mając nadzieje, że ta nie będzie musiała ochraniać go przed pociskami.

Zwierzogród: Out of the WoodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz