Rozdział IV

3K 191 37
                                    


Wiktoria zeskoczyła z krzesła, i podbiegła do Nicka. Wsunęła swoje ręce wokół jego szyi, i ciepło go uściskała. „Och Nick, witaj z powrotem, skarbie!" Powiedziała, delikatnie tuląc się do futra pomiędzy jego uszami, „Naprawdę nas zmartwiłeś."

„Zabawne..." Odpowiedział, wciąż ochrypłym, i suchym głosem, „Ostatnią rzeczą, którą pamiętam było to, że ja się martwiłem-o to," Dodał, patrząc w oczy Judy, ściskając jej łapkę mocniej, i dłużej, „-i o to. Dzięki, że mnie nie zostawiłaś, Karotka."

Judy pociągnęła nosem, i wytarła róg oka. Nic nie powiedziała, ale ten radosny sposób, w jaki na niego patrzyła, był bardzo wymowny. Wiktoria ostatni raz ścisnęła głowę Nicka, i delikatnie pocałowała go między uszy. „Muszę już iść, ale wy zostańcie; rano muszę pójść do biura, i takie tam." Powiedziała, i puściła oko do Judy, tak, by Nick tego nie zauważył. „Opiekuj się nim, Judy. Och, Nick ona jest tak samo cudowna, jak mi opowiadałeś."

Nick zarumienił się w złości, i mruknął pod nosem, w irytacji, kiedy Wiktoria szła machając do nich. „Przyjdźcie do mnie czasem na obiad," powiedziała, wychodząc z pokoju.

Judy zachichotała i spojrzała z powrotem na Nicka, który był zajęty patrzeniem przez okno, by nie wyglądać na zawstydzonego.

Odchrząknął, i zwrócił wzrok w kierunku Judy, naprężając usta. „Cóż, teraz chyba..." zaczął, próbując usiąść. Nagle, zmrużył oczy, gdy poczuł palący ból. „Nie, nie... nie zrobię tego."

Otworzył oczy, i ujrzał Judy wpatrującą się w niego, mającą w przerażeniu szeroko otwarte oczy. Uśmiechnął się krzywo, próbując ją uspokoić, „Zrobisz mi przysługę, i podniesiesz mi oparcie, Karotka?"

Zachichotała i podeszła do łóżka od tyłu, zmieniając kąt oparcia, i ustawiając go w półleżącej pozycji, uważając na to jak szybko to robi, by nie sprawić mu bólu.

Gdy skończyła, westchnął głęboko, kładąc swe łapy na kolanach, i pytając się jej, mając na twarzy swój typowy zadowolony uśmiech. „Jak długo byłem nieprzytomny?" Spytał.

Wskoczyła na łóżko, tuż obok jego kolan, połowicznie odwracając się do niego, i trzymając jedną łapkę po drugiej stronie jego nogi, by utrzymać równowagę. „Postrzelili cię, wczoraj, około trzeciej rano. Przywieźli cię tu bardzo szybko, i -dzięki Bogu - wwieźli jeszcze szybciej, na salę operacyjną. Skończyli cię operować około piątej lub szóstej, a przez resztę dnia byłeś nieprzytomny. Teraz jest, hmm..." powiedziała, wyjmując telefon, „Osiemnasta trzydzieści dwa."

„Udało się im znaleźć tego gościa, co we mnie strzelił?"

Judy potrząsnęła głową, patrząc na podłogę, „Nie, przepraszam..., kiedy dostałeś, wiedziałam, że to jest coś poważnego... nie chciałam cię opuścić."

Jego twarz przyjęła zmartwioną minę, a on sam potrząsnął głową. „Jeśli byś to zrobiła, pewnie bym już nie żył... uratowałaś mi życie, Karotka." Powiedział, cichnąc szacownie pod koniec zdania.

„Hej, ty najpierw uratowałeś moje, proszę pana!" Powiedziała, i odwróciła wzrok na swoje stopy bujające się w przód, i w tył ponad brzeg łóżka. „Pojechałam dziś, na scenę zbrodni, kiedy spałeś," zaczęła mówić, z nieświadomym uśmieszkiem na twarzy, cicho chichocząc, „To był chyba głupi pomysł... wdałam się z małą sprzeczkę z Detektywem Wolframem..."

Nick zachichotał, lecz przestał, gdy poczuł ból w piersi, jednak wciąż mając na twarzy swój uśmieszek. „Czy to nie przypadkiem ten gość z Zooicide, co się wpienia, za każdym razem, gdy ktoś go bierze za lisa?" Spytał, „Co zrobiłaś? Spytałaś go, czy to mój ojciec, lub coś w tym stylu?"

Zwierzogród: Out of the WoodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz