2: Bo grunt to dobre pierwsze wrażenie

3.1K 201 27
                                    



Po wybiciu przez zegar okrągłej godziny, uczniowie wlali się do sali obrony przed czarną magią. Kilka minut po nich drzwi otworzyły się ponownie, a do środka wleciały małe, prędkie stworzenia. W pomieszczeniu zapanował chaos, wszyscy uczniowie rzucili się na ziemię, byleby tylko uniknąć kontaktu z kreaturami.

— Chochliki kornwalijskie! — krzyknął któryś z uczniów znajdujących się w sali. Cynthia stojąca tuż za drzwiami, uśmiechnęła się do siebie, po czym pewnym krokiem wkroczyła do sali, trzaskając przy tym drzwiami.

Immobilus! — krzyknęła, stojąc w drzwiach, a wszystkie stworzenia zamarły w powietrzu. Płynnym ruchem różdżki zgarnęła je do stojącej niedaleko klatki.— Dzień dobry moi drodzy!— Uśmiechnęła się promiennie, po czym usiadła za biurkiem, mierząc uczniów spojrzeniem. Ci z kolei patrzyli na nią jak na wariatkę.

— A teraz szybkie pytanie. — Używając zaklęcia do transmutacji, zamieniła kawałek pergaminu w dużą płachtę, przykrywając za jej pomocą niedawno zamkniętą klatkę. — Kto z was określił ich gatunek jako chochliki kornwalijskie?

Chłopiec o blond włosach i niebieskich oczach podniósł nieśmiało rękę.

— Ja...— Przeniosła na niego swój wzrok. — Pani profesor — dodał szybko.

— Dziesięć punktów dla Ravenclaw'u, gratuluję! — uśmiechnęła się, obserwując reakcję uczniów.

Krukon rozpromienił się, a członkowie jego domu posyłali mu radosne spojrzenia. Reszta uczniów chyba nie podzielała ich entuzjazmu.

— Dobrze. Czy wiecie może jakie zaklęcie rzuciłam i na czym ono polega? — spytała, siadając na swoje poprzednie miejsce, wprawiając w ruch ciemne szaty. Tym razem rękę podniosła ciemnowłosa dziewczynka. Cynthia skinęła jej głową na znak, że może mówić.

Immobilus, pani profesor— zaczęła pewnie — Jest to zaklęcie, które na krótki okres zamraża określony cel...

— Dokładnie. Zechcesz zaprezentować? — Podniosła prowokująco brew. Dziewczynka ku jej zaskoczeniu posłała jej twarde spojrzenie, po czym wstała z różdżką ustawioną w gotowości. Cynthia wzięła do ręki pióro i rzuciła nim w uczennicę, ignorując zdziwione spojrzenia pozostałych zebranych w klasie.

Immobilus!— krzyknęła celując w pióro, które zwolniło, nadal kierując w uśmiechniętą dwunastolatkę.

Dziewczyna podeszła do niego, odwróciła w kierunku tablicy i cofnęła zaklęcie. Cała klasa oczekiwała w napięciu, aż wbije się w stojącą za Cynthią tablicę. Tak się jednak nie stało. Kobieta machnęła dłonią, a pióro opadło na biurko tuż obok otwartego notatnika. Klasa wydała pomruk zawodu, za to Cynthia uśmiechnęła się z dumą do uczennicy i powiedziała:

— Piętnaście punktów dla Hufflepuff'u!

Po sali przebiegł ryk zwycięstwa, a Cynthia zauważyła jak jeden z młodych Puchonów wytyka język do małego blondynka, który zdobył wcześniej dziesięć punktów dla swojego domu. W mgnieniu oka znalazła się przed ławką członka Hufflepuff'u i zmiażdżyła go wzrokiem.

— I minus dziesięć za obnażanie narządów, panie Rithory — wycedziła. Chłopak spojrzał na nią ze złością, na co zmrużyła oczy.

"Tak się nie będziemy bawić" pomyślała. Odeszła parę metrów od ławki i z obojętną miną rzuciła:

Levicorpus!

Chłopak momentalnie został pociągnięty za kostkę u nogi i poleciał do góry. Zaczął wrzeszczeć i miotać się dziko, próbując z powrotem znaleźć się na upragnionej ziemi. Krukoni tłumili chichot, a Puchoni byli zbyt wściekli na swojego kolegę za odjęcie punktów, żeby przejmowali się jego losem.

Cynthia zmieniła zaklęcie i, lewitując chłopca za sobą, powróciła do biurka i poważnym tonem spytała, czy ktoś jeszcze miał jakieś uwagi. Odpowiedziała jej cisza. Nawet Rithory zamilkł, badając stan w jakim się znalazł.

Kobieta opuściła go na niższą wysokość i już miała prezentować zaklęcie, gdy drzwi sali otworzyły się, a do środka wtargnął profesor Snape. Cynhia przeniosła swoją uwagę na gościa, przez co winowajca całej afery spadł plackiem na ziemię, wywołując parsknięcie ze strony klasy. Severus nie krył wściekłości.

— Czy ktoś może mi wyjaśnić — Omiótł całą klasę groźnym spojrzeniem i zatrzymał się na Cynthii. — Co tu się do cholery wyprawia? — Jak na złość, dokładnie w tej chwili rozbrzmiał dzwonek, a wszyscy uczniowie wybiegli, omijając szerokim łukiem Mistrza Eliksirów. W sali został tylko młody Rithory, który niepewnie podszedł do swojej nauczycielki .

— Pani profesor — zaczął. — Chciałem panią przeprosić ...

Cynthia spojrzała na niego ciepło i przyjęła przeprosiny. Chwilę później została sam na sam z byłym nauczycielem.

— Czyś ty do końca zgłupiała? — warknął.

— Dzień dobry, panie profesorze, mi też miło pana widzieć. — Wywróciła oczami.

Obdarzył ją za tę uwagę morderczym spojrzeniem numer pięć, zdolnie ignorując to, co przed chwilą powiedziała.

— Zdajesz sobie sprawę, że stosowanie zaklęć na uczniach jest niedozwolone? — powiedział, gestykulując żywo. Liczył bowiem na to, że machanie rękami trochę uwolni jego złość, dzięki czemu nie zabije tej kobiety na miejscu.

— Zdaję.

— To może wytłumaczysz mi co tobą kierowało?

— Dyscyplina.

— Dyscyplina — wypluł to słowo jak wyjątkowo niesmaczny sok z dyni. — W twoim przypadku nie istnieje coś takiego jak dyscyplina.

— Skąd ten pomysł? — przekrzywiła głowę, przez co kilka jej loków zwiniętych w koński ogon, spadło jej na ramię. Podszedł do niej swoim szybkim, pełnym gracji krokiem i, mierząc ją spojrzeniem, wysyczał:

— Uczyłem cię siedem lat, panno Davis, a nadal mogę stwierdzić, że jesteś krnąbrna, lekkomyślna, pyskata i mało odpowiedzialna.

— Mało inteligentna...

— Słucham?

— Kiedyś mówił pan, że jestem mało inteligentna — uśmiechnęła się. Severus patrzył na nią zbity z tropu. Wykorzystała to by go wyminąć i ruszyć ku drzwiom. — Proponuję inne miejsce na rozmowę...

— Nie będę marnował czasu na rozmowę z taką kretynką, jak ty, Davis — prychnął, na co ona uśmiechnęła się szerzej. — I nic w tym śmiesznego.

— Och, oczywiście.

— Nic się nie zmieniłaś Davis. — Potarł dłonią skroń.— Nadal psujesz mi nerwy...

— Może nareszcie odwdzięczę się za siedmioletnie psucie moich nerwów na każdej lekcji eliksirów.

— Gdybyś jeszcze chodziła do tej szkoły, już zarobiłabyś sobie na tygodniowy szlaban...

— Ale nie chodzę! — rzuciła śpiewnie, po czym minęła go i udała się do pokoju nauczycielskiego pewnym krokiem.

Severus stał w wejściu do klasy, nie wiedząc czy ma w tej chwili z marszu rzucić tę robotę w hipogryfy, czy może jednak pomęczyć się jeszcze do emerytury.

W końcu odwrócił się, zatrzepotał ciemnymi szatami i rozpłynął się w powietrzu, niczym prawdziwy nietoperz.

Czyli po prostu odszedł.


Czarna MagiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz