Rozdział VIII

6K 559 356
                                    

    Następnego dnia nie poszedłem do szkoły. Nie dałem rady. Wieczorem, po udaniu się do pokoju nie mogłem odgonić myśli od tego, co powiedział mi ten głupi trójkąt. Gdyby tego było mało, przez te myśli i ciemne scenariusze nie mogłem usnąć! Do około trzeciej przewracałem się z boku na bok, a rano budzik mnie nie obudził. Co prawda jakiś czas później Mabel wbiła mi z kopa do pokoju, ale ją wygoniłem mówiąc, że źle się czuję i ma mi dać spokój.

    I w taki oto sposób stałem o dwunastej po południu w kuchni w samych bokserkach i kapciach w żółte króliczki czekając aż mój ekspres przyrządzi trunek bogów, który się zowie kawa. Gdy tylko usłyszałem ciche pikanie,wyjąłem szklankę z ekspresu i ospałym krokiem ruszyłem z powrotem na górę do mojego pokoju. Nie zrobiłem sobie śniadania, zaraz po obudzeniu się nigdy nie jestem głodny, a nawet mogę powiedzieć, że mnie mdli na widok jedzenia.

    Usiadłem przy biurku, od razu odstawiając kawę na bok i włączając laptopa. Przez te całą noc wpadł mi do głowy tylko jeden pomysł, który zamierzałem wypróbować zaraz po powrocie siostry. Pokażę jej jakieś strony z gazet, lub zdjęcia dotyczące weirdmagedonu. Sam nie wiem czemu nie wpadłem na to wcześniej, przecież to jest takie oczywiste... Ten sam sposób przecież podziałał na Stanku. No cóż, jak to mówią,najciemniej pod latarnią.

    Szukanie informacji jednak okazało się trudniejsze niż myślałem. Oczywistym było, że nie dopuścili tego co się stało do informacji publicznej, tak więc moje kilka godzin spędzonych przed komputerem, bynajmniej nie na graniu,zostało zmarnowane. Musi być inny sposób aby zdobyć zdjęcia.

    Gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwiami wejściowymi, mimowolnie podskoczyłem w miejscu i odwróciłem się w stronę moich własnych drzwi od pokoju. Po chwili, gdy do moich uszu dotarło głośne walenie butami o schody byłem już pewien, że ona tu biegnie. Do mnie.

   Dziewczyna otworzyła moje drzwi z takim impetetem, że aż uderzyły one w ścianę. Mam tylko nadzieję, że nic z farbą się nie stało, bo nie mam zamiaru znów tego malować.

  - Braciszku~~~! - krzyknęła na całe gardło stojąc w drzwiach, a ja mimowolnie na ten krzyk się skuliłem. Co prawda jej piskliwy głosik był znośny, ale krzyk... szkoda gadać. Dobrze, że szyby nie popękały. - Jak się czujesz?! - podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Gdy się odsunęła, rozbawiona zmierzyła mnie wzrokiem. - A więc tak się ubierasz gdy nikogo nie ma w domu? - zachichotała, a ja zażenowany odwróciłem wzrok. Dipper ty idioto, dlaczego wcześniej nie pomyślałeś, żeby się przebrać?! - No muszę przyznać, że te bambosze pasują ci do oczu. - roztrzepała mi włosy po czym się odsunęła na odległość kilku kroków. - Dobra, skoro widzę, że żyjesz i jakoś sobie radzisz, to mogę już iść.

  - Co? - spojrzałem na nią zdezorientowany. - Gdzie ty chcesz iść?

  - Do kina. - uśmiechnęła się szeroko, a mi przez głowę zaczęły przechodzić najmroczniejsze scenariusze

    A co jeśli idzie z Bill'em?! Na jakiś romantyczny szajs?! I będą się tam... obściskiwać..? 

    Na samą myśl zbierało mi się na wymioty, oraz jednocześnie czułem też coraz większą nienawiść do tego trójkąta.

  - Z - Z kim...? - spytałem niepewnie patrząc na nią błagalnym wzrokiem.

  - Z Margaret i Susan na taką jedną komedie romantyczną. - powiedziała od niechcenia. Na jej słowa westchnąłem po cichu, by nie zwróciła na to uwagi. No cóż, przynajmniej z tym romantycznym szajsem zgadłem, chociaż, szczerze, cieszę się, że tylko z tym. - No a potem idę się z Bill'em przejść po parku, po mieście... - Nosz kurwa. - Wrócę pewnie wieczorem.

Prześladowca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz