Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja siedziałem nad brzegiem rzeki ruszając długim, chudym patykiem po tafli wody wprawiając ją w lekkie drżenie. Co jakiś czas zerkałem na słońce znajdujące się coraz niżej na nieboskłonie w oczekiwaniu aż zajdzie. Wciąż miałem w głowie słowa Bill'a i nie mogłem przestać zastanawiać się nad tym co przykuło jego uwagę w tym miejscu.
Po chili kątem oka dostrzegłem ruch obok, oraz czyjeś stopy zanurzone w chłodnej wodzie.
- Już wszystkie spłonęły? - spytałem zerkając na niego kątem oka. Na szczęście był już ubrany, jedynie nie miał na sobie butów i skarpetek, a nogawki spodni miał podciągnięte aż do kolan. Blondyn w odpowiedzi jedynie szeroko się uśmiechnął i rześko pomachał nogami, tym samym lekko ochlapując mnie wodą. Odruchowo lekko się odsunąłem od krawędzi rzeki. - Już jest wieczór... Powiesz mi więc co takiego chciałeś mi pokazać?
- Musisz być cierpliwy, Sosenko! - po tych słowach uśmiech niemal momentalnie zniknął z jego ust. - O nie, przecież wszystkie stworzenia zginęły, teraz nic z tego! - krzyknął niemal płaczliwym głosem, łapiąc mnie za ramiona i mocno nimi potrząsając.
- S - Spokojnie! - złapałem go za nadgarstki tym samym sprawiając, że przestał mną miotać. - Jestem pewien, że nie wszystkie zginęły... - powiedziałem pierwsze co mi wpadło do głowy, by jakoś załagodzić sytuacje. Bill za to spojrzał na mnie jak na idiotę, szeroko otwartymi oczami.
- Tak myślisz..? - spytał ciszej, trzęsącym się głosem. - Zobaczymy, obyś miał rację, jak będzie ciemno to się okaże!
- Nie wątpię...
Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, jedynym dźwiękiem jaki ją w jakimkolwiek stopniu przerywał, było chlapanie wody wywoływane przez Blondyna. Gdy słońce w końcu zaszło, w skupieniu obserwowałem taflę wody, która na początku była ledwo widoczna przez ciemność, jednak co jakiś czas dostrzegałem przemykające gdzieś w głębinach świecące się w kolorze błękitnym ryby, zupełnie jak jedna z tych, którą dzisiaj złowiliśmy. Z chwili na chwilę woda była coraz to jaśniejsza, zupełnie jakby duże skupisko światła ją oświetlało i, szczerze, nie myliłem się.
Gdy podniosłem wzrok dostrzegłem, że nad wodą unosi się chmara świetlików, wiele z nich także siedziało na drzewach, przez co wyglądały one jakby były ozdobione światełkami choinkowymi. To wszystko wyglądało razem niemal magicznie... Nie mogłem oderwać wzroku.
- Miałeś racje, jednak nie zginęły! - krzyknął rozentuzjazmowany, tym samym machając mocniej nogami, przez co ponownie mnie ochlapał, jednak nie zraziłem się tym jakoś szczególnie, po prostu wytarłem krople z twarzy i rozkoszowałem się tym widokiem. - Poza świetlikami, są tu jeszcze motyle wielkości dłoni, które się świecą na fioletowo! - po tych słowach, od razu na niego spojrzałem zaciekawiony. Muszę je zobaczyć!
- A wiesz gdzie mogą być? - mój ton głosu był spokojny, opanowany, jednak w środku czułem jak coś mnie roznosi. Nigdy nie przypuszczałem, że może być tu coś tak cudownego, jak świecące się ryby, czy też motyle.
- Hmmmmm... - udał zamyślony ton, a ja wpatrywałem się w niego z wyczekiwaniem. - Nie mam pojęcia! Jednego z nich po prostu spotkałem w nocy, był bardzo ładny i dlatego też wybrałem to miejsce. Może jakiegoś spotkamy!
- Kiedy tu byłeś..? - spytałem niepewnie. No tak, skoro wiedział o tym wszystkim to musiał tu już być, w łączeniu faktów dobry nie jesteś, Dipper.
- Kilka dni temu. - wzruszył ramionami.
- Po co? - ciągnąłem. Dlaczego on niby miałby być w Wodogrzmotach? Nic nie rozumiałem.
CZYTASZ
Prześladowca.
FanfictionPo wakacjach u wujków, Dipper wraz z siostrą wracają do domu, by przygotować się do nowej szkoły. Podczas zakupów Dipper zauważa tajemniczą osobę, której głos wydaje mu się być znany, jednak nie ma co do tej osoby dobrych przeczuć. Dość nietypowe...