Rozdział 12

55.6K 3.8K 2.2K
                                    

- Przepraszam, muszę przyjmować zamówienia - wykrztusiłam zdenerwowana. Chłopak kiwnął głową zrezygnowany, a ja ponownie zawróciłam w stronę baru, aby nalać mu whisky. Jego głos był oschły i ciężki, ale sprawiał wrażenie, że miałam już z nim styczność.

To niemożliwe, w końcu pierwszy raz widzę tego człowieka na oczy. Czy ja nie wariuję?

George wrócił za bar, odstawiając mop na miejsce. Podszedł nieco zaniepokojony wyrazem mojej twarzy i zapytał czy wszystko w porządku, jednak ja nie byłam do końca tego pewna.

- Mam do ciebie prośbę - rzuciłam cicho, patrząc prosto w oczy kolegi. - Podaj temu przy bilardzie zamówienie - powiedziałam błagalnie, wciskając szklankę z alkoholem do ręki bruneta.

George obejrzał się za siebie, aby sprawdzić kogo boję się obsłużyć. Tajemniczy blondyn akurat pochylał się nad stołem, aby oddać kolejne uderzenie. George zaśmiał się, po czym odwrócił w moim kierunku podnosząc brew i patrząc na mnie pytająco.

- Tak ci się podoba, że nie możesz do niego podejść? - zapytał głośno, tak, żeby chłopak usłyszał. Jego kąciki ust powędrowały do góry, a ja miałam ochotę spalić się ze wstydu. Uderzyłam George'a z pięści w ramię. Z jego ust wydobył się cichy jęk.

- Nie podoba, przeraża - skomentowałam o wiele ciszej niż zrobił to chłopak - Możesz? - ponagliłam George'a. Ten zabrał zamówienie i pokierował się do klienta, kładąc mu whisky. Owszem, chłopak swoją urodą na pewno przyciągał wiele kobiet. Był nieziemsko przystojny, a jego tajemniczość dodawała uroku. Był dość wysoki, dobrze zbudowany i atrakcyjny.

Stojąc za ladą, kątem oka obserwowałam chłopaków, którzy zaczęli ze sobą rozmawiać. Zachowywali się jak starzy, dobrzy kumple. George podał blondynowi rękę, jakby na przywitanie i posłał mu szeroki uśmiech, który tamten odwzajemnił. Obaj w tym samym momencie spojrzeli się w moim kierunku i zauważyli, że patrzę na nich z zaciekawieniem. Gwałtownie spuściłam wzrok łapiąc za ścierkę i szorując blat. Nie dość, że George mnie skompromitował kilka minut wcześniej, to jeszcze przyłapali mnie na obserwacji. Nie mogło być już gorzej. Mój wzrok nie powędrował już więcej w ich kierunku. Skupiłam się na pracy.

~*~

Dochodziła godzina siedemnasta, a za oknami pub'u powoli nastawała ciemność. Na ulicach rzędem rozbłysły światła latarni. W barze pojawiało się coraz więcej klientów, jak to na wieczór. Od godziny dwudziestej drinki były tańsze o dwadzieścia procent, no i urządzaliśmy karaoke. Moja praca na dziś dobiegła końca. Zabrałam z wieszaka płaszcz i narzuciłam na siebie. Dzisiejszego wieczoru wracałam autobusem, gdyż Cassie pożyczyła moje auto. Wychodząc z budynku, rzuciłam krótkie cześć pracownikom i zniknęłam za drzwiami. Ulice pustoszały, a ja szłam wolnym krokiem aleją parku kierując się na przystanek autobusowy. Wzdłuż drogi było pełno neonów oświetlających moją drogę. Lekki wiatr rozwiewał moje włosy, które nie zdołały się schować pod kapturem płaszcza. Dźwięk obcasów moich butów obijał się echem, gdy przechodziłam między blokami.

W kieszeni mojego płaszcza rozbrzmiał dźwięk telefonu. Patrząc na wyświetlacz i widząc informację: Nieznany, moje kąciki powędrowały w górę. Chcąc nie chcąc, stęskniłam się za irytującymi telefonami Ashton'a. Przesunęłam opuszkiem palca po ekranie odbierając przychodzące połączenie i przystawiłam komórkę do ucha.

- Któż to zmartwychwstał? - zapytałam z nutką rozbawienia.

- Witaj Caitlin - odparł Ashton dość poważnie.

- Nie zdążyłam ci podziękować za sukienkę i wisiorek, który wcale nie oznacza mojego imienia - zaczęłam temat.

- Ufasz mi? - spytał jakby nie słysząc tego, co przed chwilą powiedziałam.

Cień [ashton irwin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz