Rozdział 19

56K 3.7K 2.2K
                                    

Bicie mojego serca znacznie przyśpieszyło. Uderzenia były silniejsze, o wiele bardziej odczuwalne. Kąciki moich ust zadrżały, a oczy szeroko otwarte wpatrywały się w chłopaka z którym spotkałam się już wcześniej. Miał tą samą czarną, skórzaną kurtkę, a na jego twarzy malował się ten sam chytry uśmiech co w klubie. Wyglądał na dumnego z siebie, prawdopodobnie dlatego, że znów miał mnie w garści. Zaklęłam w myślach. Wyjazd był zdecydowanie złym pomysłem znając moją obecną sytuację. Powinnam siedzieć w cholernym mieście, zadzwonić na policję i jakoś to wszystko załatwić, a tymczasem potraktowałam tą sprawę jako błahostkę nie myśląc o konsekwencjach.

Odwróciłam głowę w stronę okna, kątem oka uciekając na twarz starszego mężczyzny naprzeciwko. Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy już otworzyłam usta, aby cokolwiek z siebie wydusić. Chciałam krzyczeć, wołać o pomoc, ale nie mogłam. Nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu, nawet pisku. Łzy powolnie napływały do moich oczu, które wręcz błagały o wsparcie. Próbowałam myśleć, znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie, jednak nic nie przychodziło mi do głowy.

- Caitlin... - usłyszałam jego chrapliwy głos przyprawiający moje ciało o dreszcze - Bez żadnych gierek... - kontynuował, gdy jego ręka przesuwała się za moimi plecami - Chyba, że chcesz mieć nieprzyjemności - mruknął.

Dłoń bruneta zatrzymała się na moim biodrze. Moja twarz gwałtownie zwróciła się ku chłopakowi, który uśmiechnął się chytrze. Przełknęłam głośno ślinę co chwilę zerkając na twarz oprawcy. Jego oczy zwężyły się i pociemniały, a morderczy wyraz twarzy wciąż mnie prześladował. Czułam, jak trzęsą mi się nogi. Mój wzrok wciąż błagalnie zawracał do staruszka, który co jakiś czas zerkał na mnie. Mimo mojego przerażenia, mężczyzna nie odrywał się od gazety. Jego pięści silnie ściskały końcówki prasy nie mając zamiaru jej puścić. Nie reagował na to co się dzieje. Nikt tego nie robił.

Wszyscy nagle wyglądali na zajętych. Kilka osób spoglądało na moje policzki zalane łzami, a inni - gdy już to zrobili - odwracali wzrok udając, że niczego nie widzieli. Zaczytywali się w książki, gazety, poczynali słuchać muzyki czy jeść śniadanie. Zaszklonymi oczami lustrowałam każdą osobę będącą w moim przedziale pogardliwym spojrzeniem. Nie liczyłam na obronę, albo wezwanie policji, ale chociaż na głupią improwizację, dzięki której miałabym szansę ucieczki.

Dlaczego nic nie robili? To pytanie krążyło w moich myślach. Może go znali? Może się go bali tak samo jak ja? Nawet nie spoglądali na tego chłopaka! Szybko mrugali, jakby strach w ich ciałach dominował, ale wzrok żadnego z tych ludzi nie spoczął chociaż na chwilę na chłopaku. Budził w nich przerażenie, ogromne przerażenie.

- Wstawaj - warknął, a ja posłusznie wykonałam polecenie.

Bujałam się na lewo i prawo, gdyż pociąg wciąż był w ruchu. Brunet mocno ścisnął moje ramię i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia z przedziału. Nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Ludzie nadal zajmowali się swoimi sprawami. Nadal nie mogłam zrozumieć ich postępowania. Mieli z nim kiedykolwiek do czynienia? Może to przed nim ostrzegał mnie Ashton?

- Zero sztuczek, albo zginiesz na miejscu - jego oddech obił się o moje uszy; wydałam cichy, pełny przerażenia jęk, a następnie skinęłam głową dając mu znać, że wszystko jest dla mnie jasne.

Brunet szturchnął mnie lekko do przodu, rozkazując tym samym, abym ruszyła. Moje nogi na moje nieszczęście odmawiały mi posłuszeństwa i z trudnością przemieszczałam się wzdłuż przedziału. Ciężko mi było zrobić krok, a co dopiero przyśpieszyć. Szurałam butami po podłożu licząc na jakiś cud.

Kiedy byliśmy blisko drzwi, te nagle rozsunęły się. W ich progu stanął wysoki mężczyzna z niebieskawą, spiczastą czapeczką. W dłoni trzymał notes w którym prawdopodobnie znajdowały się wzory mandatów, natomiast na jego ramieniu zwisał elektroniczny sprzęt sprawdzający bilety. Kontroler biletów potocznie zwany kanarem zablokował nam wyjście z przedziału.

Cień [ashton irwin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz