Rozdział 45

49.2K 3.3K 2.2K
                                    

Ashton's POV


Przyjaciel.

Kim on jest?

Czy taką osobą nie powinien być człowiek, który poszedłby za tobą w ogień?

Który nigdy nie okłamałby cię? Nie skrzywdziłby w żaden sposób?

Więc dlaczego do jasnej cholery on mi to zrobił? Uważałem go za osobę, której mogłem ufać, a on mnie zdradził. Na samo wspomnienie o nim, szlag mnie trafiał. Jakim cudem byłem tak ślepy i głupi? Czemu nie zauważyłem, że ten bydlak śmieje się prosto w moją twarz, w duchu nabijając się z mojej naiwności?

Przechodziłem obok baru, w którym pracowała Caitlin, zastanawiając się nad całym swoim życiem. Nie mogłem uwierzyć we wszystko, co aktualnie działo się wokół mnie. To jakaś paranoja, jedna wielka paranoja. Życie robi sobie ze mnie żarty, wystawia mnie non stop na próby, których ja nie wytrzymuję. Bo jak mogę przyjmować tak silne ciosy? Nawet najlepszy bokser byłby w stanie utrzymać się przy napływie tak mocnych uderzeń. Chociaż, jeśli chodzi o ból fizyczny, on zawsze jakoś przejdzie. Ale psychiczny? Wariuję, nie potrafię się trzymać, nie chcę.

- Irwin! - usłyszałem za swoimi plecami.

Od razu poznałem ten głos. Nie zwolniłem tempa. Spuściłem głowę, zakładając kaptur. Udałem, że nic do mnie nie dotarło. Towarzyszył mi brak czasu. Za dużo spraw krążyło wokół mnie, abym teraz mógł zatrzymać się na pogaduszki czy ciasto z herbatką. Chłopak jednak nie odpuścił, kilka razy zawołał mnie po imieniu. Gdy jednak zobaczył mój brak zainteresowania, zaczął biec w moim kierunku, chcąc mnie dogonić. W kieszeni bluzy zaciskałem już pięści. Wybrał nieodpowiedni moment.

Kiedy jego dłoń dotknęła mojego ramienia, puściły mi nerwy. Obróciłem się. Popchnąłem bruneta na najbliższy mur. Przycisnąłem swoją rękę do jego szyi, a drugą zaś trzymałem ciało. Byłem wściekły, a ten gnój tylko potęgował mój gniew. Czego chciał ode mnie akurat dzisiaj? Powinien był najpierw sprawdzić, czy mój humor nadaje się na rozmowę zamiast zaczepiać mnie na starcie.

- Posłuchaj, kundlu - syknąłem do jego ucha - Nie zabiłem cię ze względu na Caitlin, ale jak widzisz teraz jej tu nie ma - oświadczyłem grzecznym tonem, aby uświadomić dzieciaka - Ten dzień jest dla mnie bardzo pechowy, więc jeżeli za moment nie zabierzesz swojego zawszonego tyłka z mojej drogi... - urwałem, odsuwając się od niego tak, aby spojrzeć mu w oczy - Twoje wnętrzności wylądują na tym chodniku w przeciągu trzydziestu sekund - zagroziłem, puszczając chłopaka i czekając aż pójdzie.

- Caitlin nie jest z tobą? - spytał, jakby chciał się upewnić. W dodatku zmieniał temat, co nie spodobało mi się, gdyż moim aktualnym marzeniem było jego odejście.

Wziąłem powietrze do ust, a po chwili je wypuściłem. Odnosiłem wrażenie, że mały Georgey jest ślepy. Przez umysł przeszła mi także myśl, że Bóg nie podarował mu mózgu, tak samo jak Ginie, chociaż on wyglądał na trochę mądrzejszego od niej. A może po prostu udawał?

- A widzisz ją tutaj? Z tego co wiem, nie jest posiadaczką pelerynki niewidki - zadrwiłem.

- Ashton, musisz ją znaleźć - jego ton wydał się poważny; uniosłem brew - Logan chce ją porwać. Ma wtyczkę, która o wszystkim go informuje.

Ponownie przycisnąłem chłopaka do ściany. Moje oczy w ciągu kilku sekund stały się ciemne. Poczułem, jak moje ciało przepełnia niezwykły gorąc, a żyły szybko pulsują.

- Jaką wtyczkę? - zapytałem przez zaciśnięte zęby.

W tym samym czasie zadzwonił mój telefon. Posłałem pogardliwe spojrzenie ledwo oddychającemu George'owi. Odebrałem przychodzące połączenie od Luke'a.

Cień [ashton irwin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz