extremity

3.6K 578 100
                                    

Yoongi odetchnął tak cicho, jak tylko potrafił. Spojrzał z miłością na Jimina leżącego na jego kolanach i bez zastanowienia wplótł palce w jego miękkie włosy. Przeczesał je delikatnie, odsłaniając tym samym czoło swojego chłopaka i aż uśmiechnął się na ten widok. Wyglądał jak śpiący anioł. Śpiący, najpiękniejszy na świecie anioł. Nie czuł, że przesadza, bo naprawdę ten dzieciak wyglądał na najbardziej idealną osobę stąpającą po ziemi. Czuł się zaszczycony, mogąc go teraz dotykać tak długo, na ile tylko miał ochotę. Chciał codziennie się przy nim budzić, zasypiać, całować na przywitanie, całować na pożegnanie, jeść wspólnie śniadania, obiady i kolacje, śmiać się, płakać, nazywać swoim już wiecznie. Tak wyglądała osoba zakochana? Chyba tak. Wiedział, że jest zakochany w Jiminie bez pamięci, ale nigdy w życiu nie przyznałby tego na głos, a co więcej - z jego ust nie wypłynęłoby za nic w świecie znane i nudne "kocham cię", nawet jeśli rzeczywiście go kochał. Po co, skoro ich czas razem dobiegał końca? Rozstania zawsze są trudniejsze, jeśli obie strony się szczególnie zaangażują. Wolał, żeby Jimin potraktował go jako okres przejściowy, wypełnienie dni wakacji, przelotne zauroczenie, niż cierpiał następne tygodnie, a może nawet miesiące, tęskniąc za kimś tak nieodpowiednim, jak on. Wolał, żeby sam cierpiał i wspominał tego chłopaka jeszcze długi czas.

Yoongi ponownie westchnął, ponownie odgarnął rude kosmyki z czoła śpiącego anioła i ponownie pogrążył się we własnych myślach.

- Boże drogi, Jimin, ile można spać?

Świetne przywitanie. Chłopak przewrócił oczami i spojrzał na dziadka, którzy znowu go obudził, a potem trzasnął zirytowany drzwiami.

Cały poprzedni dzień spędził zakopany pod kołdrą, słuchając muzyki i pochłaniając ciasto, które upieczono specjalnie na jego przyjazd. Po śniadaniu, którego praktycznie nie tknął, zabrał całą blachę szarlotki i widelec do swojego pokoju, gdzie wynudził się niemiłosiernie. Próbował przede wszystkim znaleźć zasięg. Stawał na parapecie, wynosił krzesło na taras, a później na nim się bujał, chciał wejść nawet na dach - robił dosłownie wszystko dla upragnionej kreski sieci. Na jego nieszczęście nigdzie nie złapał połączenia i był zmuszony położyć się spać bez chociażby minuty rozmowy z przyjacielem.

Zaraz po przebudzeniu sięgnął odruchowo po komórkę, jednak brak jakichkolwiek powiadomień od razu zepsuł mu humor. Od co najmniej dwóch lat jego pasek zadań zawsze zajmowały liczne powiadomienia z portali społecznościowych, SMS-y, nieodebrane połączenia i e-maile. Zdążył się do tego przyzwyczaić i do jego rutyny weszło ogarnięcie całego tego spamu.

Nie wiedział, co ze sobą zrobić, skoro nie miał Internetu. Już jakiś czas temu wykasował wszystkie gry i zbędne aplikacje dla powiększenia swojej pamięci, dlatego bez choćby kreski zasięgu aparat stawał się wręcz bezużyteczny.

Nawet teraz, kiedy go uwielbiał i praktycznie wcale się z nim nie rozstawał, Jimin toczył wewnętrzną walkę, czy nie cisnąć urządzeniem o ścianę naprzeciwko dla wyładowania frustracji i obserwowania, jak telefon rozpada się na kawałki. Miał na to wielką ochotę, ale wiedział, że ulga minęłaby w ciągu kilku sekund, szybko zastąpiona poczuciem winy i jeszcze większą irytacją.

Wstał tak wolno, jak tylko potrafił. Potrzebował szklanki wody i rozmowy z Jacksonem. W taki sposób zaczynał swój każdy dzień w rodzinnym mieście, na obozach, wyjazdach rodzinnych czy w jeszcze innych okolicznościach - nie liczyło się to, co pomyślą inni. On po prostu przyzwyczaił się do niskiego, zachrypniętego głosu przyjaciela, który co dzień budził go klasycznym "wstawaj, Jiminnie". Ten nawyk pasował im obu i należał do tych rzeczy, które były wręcz niezbędne, by wyjść z domu w dobrym humorze.

SUMMERTIME | myg.pjmWhere stories live. Discover now