— Czy ty w ogóle słuchasz, o czym mówię?
Jimin potrząsnął głową, zaprzeczając. Nie miał pojęcia, co się działo dookoła niego. Był zupełnie nieobecny.
— Przepraszam — wymamrotał. — Zaraz wrócę.
Wyszedł z salonu, po czym skierował się do łazienki. Stanął nad zlewem i spojrzał w swoje odbicie. Nie poznawał siebie. Duże siniaki pod oczami dawały jasno do zrozumienia, że ostatnią noc spędził bezsennie. Nie miał siły na nic: ani na płacz, ani na dalsze użalanie się nad sobą. Minęło kilkanaście godzin, od kiedy został wyrzucony z domu swojego chłopaka, a nadal był w szoku, nie wiedząc, co powinien zrobić. Żałował tego, jak się zachował dzień wcześniej, ale nie mógł cofnąć czasu i spędzić tego wieczoru w inny, dużo lepszy sposób. Poczucie winy zalewało go od środka, a on sam dawno nie odczuwał takiej pustki i bezsilności, co teraz. Wiedział, że jedyne, co mogłoby mu pomóc, jest pójście do Yoongiego i przeproszenie, ale wewnętrzna blokada, którą sam zbudował poprzedniej nocy, uniemożliwiała mu chociażby rozmowę z rodzicami czy dziadkami, a co dopiero z jego hyungiem.
Odkręcił zimną wodę. Umył najpierw twarz, potem ręce. Wszystkie jego ruchy były nienaturalne i machinalne, jednak nie potrafił tego zmienić. Zaczynał wariować.
— Jimin! — usłyszał głos matki z salonu. Mozolnie wyszedł z łazienki i skierował się do odpowiedniego pokoju. Nie spieszył się. — Posłuchaj, twój ojciec dostał wiadomość z pracy i musimy wrócić wcześniej.
— Rozumiem — wymamrotał, opadając ciężko na jeden z foteli. — W porządku, siła wyższa — dodał niepotrzebnie, siląc się na coś, co miało wyglądać jak uśmiech.
— Możesz wrócić z nami — odpowiedziała kobieta. Odwzajemniła gest swojego syna. Obserwowała, jak jego twarz zmienia swój wyraz z obojętnego na pełen zdziwienia i paniki. — I tak musiałbyś przyjechać za tydzień czy dwa, a skoro już jest wszystko w porządku, to nie ma sensu cię tu przetrzymywać — wyjaśniła.
— Dziadkowie już sprzedają domek? — zapytał, wyraźnie zszokowany. Momentalnie poderwał się z miejsca, ożywiony rozmową.
— Nie, Jimin, on i tak będzie nasz nawet po przeprowadzce do miasta. Zostawiamy go tutaj — powiedziała babcia, oderwawszy na moment wzrok od gazety.
— Chcesz wrócić, prawda? — tym razem to ojciec zadał pytanie.
Nie padła żadna odpowiedź. Jimin siedział tam, wpatrując się w martwy punkt i zaciskając palce na oparciu fotela. Zbierało mu się na płacz. Wyglądało na to, że pożegna się z Yoongim jeszcze wcześniej, niż obaj oczekiwali.
— Chyba nie... — wyszeptał ledwo dosłyszalnie.
— Co mówisz? Powtórz.
— Mówię, że... — zaczął, jednak nie było mu dane dokończyć. Po pokoju rozległ się dźwięk dzwonka wydobywający się z kieszeni chłopaka. — Przepraszam — powiedział, wstając i wychodząc na korytarz. Na ekranie świeciło się powiadomienie o połączeniu od Jacksona. — Tak?
— Słyszałem, że wracasz dzisiaj! — przywitał go rozentuzjazmowany głos przyjaciela. — To co, spotykamy się całą paczką? — zaproponował.
— Poczekaj, nie słyszę cię za dobrze — skłamał chłopak, wychodząc na werandę. Pierwsze łzy zalśniły w jego oczach. Nie miał ochoty na rozmowę z nim. — Powiedz jeszcze raz.
— Zarezerwowałem nam stolik w barze, no wiesz, tym naszym — zapowiedział tamten, śmiejąc się do aparatu. — Wszyscy nie mogą się doczekać na zobaczenie się z tobą! — wyznał.
YOU ARE READING
SUMMERTIME | myg.pjm
Fanfiction"i know it was getting rough all the times we spend when we try to make this love something better than just making love again" gatunek: fluff, trochę angsta