Rozdział 24 - One night room

439 34 8
                                    



Uciekałem na złamanie karku przed echem wystrzałów z pistoletu biegnącym za mną od osiedla Zayna, tuż po tym jak potraktowałem opony jego wymuskanej fury stopem mosiądzu i miedzi. Ostrożności w nieostrożności nigdy za wiele.

W oknach płonęły światła, dramatyczne halogeny u sklepienia sufitu. Fotokomórka uruchomiła światłość również na podjeździe i zaparkowałem w najbliższym sąsiedztwie samochodu Jasona. Z rozmachem rozwarte drzwi dźgnęły Mię klamką w ramię. Pojękujące pretensje oblepiły mnie jak pot w letnim skwarze.

-Zaczekaj - poleciłem, chwyciwszy ją za łokieć. - Odwiozę cię do domu. Musisz mi pomóc.

-Zepsułeś nam randkę, bracie - oznajmił Jason, ale tak jak głos Mii przedzierał się szeptem przez zasłony, tak chrypa Jasona wystrzelona, zanikała natychmiast. Nie czas na czułe pogaduchy.

Chciałbym mieć w sypialni taką szufladę, w której ekwipunek uciekiniera oczekiwałby mnie w gotowości. Tak bym mógł rozpiąć torbę i wrzucić wszystkie konieczności bez namysłu. Tak bym nie tracił minut, nie trwonił ich i nie gubił. Bym nie sterczał przed zamkniętym w szafie bałaganem i nie oddzielał bokserek od koszulek i dresów od rękawów bluz.

Spakowałem wszystko, wszystkiego po trochu, część konieczności, część nieprzemyślanych zbędności.

Pokój Amy charakteryzowała jedna nieprawdopodobna własność. Mianowicie przechodząc przez próg, każdorazowo wtapiałem się w ciepło, powiedziałbym nawet w lepkość słodkawego powietrza. Nuciła cichuteńko pod nosem, sklejona ze ścianą. Skrzypiąca framuga okręciła jej głowę i przez dłuższą chwilę snop światła wiązał nasze spojrzenia. Podszedłem roztrzęsiony - roztrzęsiony nią, sobą, punktem, w którym przyszło nam się zatrzymać. I padłem na kolana przed jej niskim pstrokatym łóżkiem.

-Tatuś musi na jakiś czas wyjechać - szepnąłem w jej włosy. Pachniała gumą balonową i mlekiem w proszku. - Zostaniesz z wujkiem Jasonem, dobrze?

-Niedobrze - zaoponowała cienkim głosem odkrywającym nagość jej zmęczenia. - Chcę zostać z tobą. I chcę, żebyś ty został ze mną. Żebyś opowiedział mi bajkę, dał buziaka na dobranoc. Wiesz, jak dawno tego nie robiłeś?

-Wiem - odrzekłem. Ale nie wiedziałem. Amy otworzyła moje, zdawać by się mogło, szeroko otwarte oczy. - Przepraszam.

-Nie przepraszaj. Po prostu nigdzie nie wyjeżdżaj. Zostań ze mną.

-Nie mogę. - Schyliłem ku niej głowę i oparłem ją na wątłym dziecięcym ramieniu. - Kochanie, chciałbym, ale nie mogę. Jeszcze nie teraz. Muszę poukładać parę spraw. Przepraszam - podjąłem znów. - Zrozumiesz wszystko, kiedy będziesz starsza. A teraz słuchaj wujka Jasona i nie zapominaj, że tata kocha cię najmocniej na całym świecie i żadna dziewczyna tego nie zmieni.

Ucałowałem jej nos i czoło, i obie powieki z osobna. Nie spodziewałem się odzewu, lecz kiedy rzeczywiście nie nadszedł, zrozumiałem, że całym sercem go oczekiwałem. Wyszedłem, zgasiwszy światło i osłoniwszy ją cienką poszwą kołdry, z milczącym błaganiem suszy w oczach. Ileż razy w ostatnim czasie poświata soli wgryzała się w moje policzki?

Jason i Mia badali swoje uzębienie cudzymi językami. Wkroczyłem pomiędzy nich, wręczyłem Mii kluczyki do samochodu i poleciłem, by tam mnie wyczekiwała. Odciągnąłem Jasona na stronę i powiedziałem głosem wyssanym z codziennych sił:

-Zaopiekuj się Amy, proszę. To sprawa życia i śmierci. - Uniosłem rękaw. Struga zaschniętej krwi szefa wypełniła pustki we wzorze tatuażu. - Pilnuj jej, proszę. A jak stracisz cierpliwość, zawieź ją do naszych rodziców. Po prostu... Miej na nią oko, stary. Wrócę najszybciej, jak to możliwe. Czyli doprawdy nie wiem kiedy.

Made in heavenWhere stories live. Discover now