Nie spóźniam się.Wyciągam ramiona, by wpadła w nie słaba, blada, jak ściana albo papier, umęczona wszystkimi rewelacjami, tym dniem. Sadzam ją, półprzytomną, na krześle pod ścianą. Plastikowe nogi rozchodzą się na boki, gdy pada na nie bezwiednie. Nie wiem, za co ją przytrzymywać, by nie zjechała jak po zjeżdżalni. Pielęgniarka nadbiega z papierowym kubkiem wody i tabletką na uspokojenie. Stella nie pyta. Połyka zachłannie i czeka, aż rozpuści się w przełyku. Poklepuję ją po policzku, bo wciąż zdaje się odpływać. Jak żaglowiec. Albo tratwa.
-Co pan mówi – szepcze, brwi ma zmarszczone, czoło pofałdowane.
Lekarz stawia krzesło naprzeciw nas. I siada pochylony.
-Jak to możliwe, że o niczym pani nie wie? - pyta poruszony. Na korytarzu słychać tylko nierówny tętent trzech przekrzykujących się galopem serc.
-Niech pan mi to wyjaśni – zarzuca go winą.
Ale całkiem niesłusznie. Skroplony pot lśniący na czole lekarza Watsona uniewinnia go. Co oznacza, że wciąż nie mamy winowajcy.
-Pamiętam przypadek Viv bardzo dokładnie – rozpoczyna opowieść Watson. - Była najmłodszą pacjentką naszego oddziału. To niezwykle rzadko spotykane, by czternastolatka, zwłaszcza dziewczynka, chorowała na schizofrenię paranoidalną. Statystycznie w młodszym wieku częstsze są zachorowania wśród mężczyzn. - Razem ze Stellą chłoniemy jego słowa, ale wciąż nie rozumiemy fundamentów. - Lipiec tego roku był ciepły i słoneczny. Vivien przyprowadził na oddział jej ojciec.
-Ojciec? - dyszymy ze Stellą oboje.
-Wysoki, postawny, brunet o południowej urodzie.
-Christian – szepcze Stella, przytyka dłoń do otwartych ust.
Chcę zrobić to samo, ale to zbyt kobiecy gest. Więc siedzę cicho.
-Lekarzem prowadzącym był Andrew Mark. Chętnie bym was do niego skierował, niestety zaginął przed paroma tygodniami i nikt z rodziny nie jest w stanie powiedzieć, gdzie obecnie przebywa.
Ale ja wiem, bo doznaję olśnienia właśnie wtedy, gdy zimny pot wstępuje mi na twarz. Bo znam to nazwisko. Bo widziałem je na szpitalnym identyfikatorze. Wchłanianym przez ziemię. W lesie. W martwej kieszeni, na martwej piersi. Nie wiem, co się dzieje, nie rozumiem tych połączeń, ale w końcu je widzę. Mam szeroko otwarte oczy.
-Zdiagnozował u Viv schizofrenię we wczesnym stadium rozwoju. Słyszałem, jak rozmawiał o diagnozie z ojcem Viv. Niestety, gdy sporządzałem później archiwum pacjentów, nie znalazłem jej przypadku. Wstyd się przyznać, ale pominąłem to zaniedbanie. - Spuszcza głowę. Okulary zsuwają się z jego nosa i wpadają w koszyk splecionych dłoni. - Jednak nadal nie potrafię zrozumieć, dlaczego pani nie była niczego świadoma. Viv spędziła na oddziale pełne dwa tygodnie.
Ja również zaczynam się nad tym zastanawiać, ale absurdy, bo tylko tyle mogę z siebie wykrzesać,które napływają we mnie falami, kolidują ze zdrowym rozsądkiem.
-Lipiec 2014 – powtarza Stella i nagle widzę ogromny rozrost jej oczu. Zwraca się do mnie. - Mia przechodziła poważne zapalenie płuc. Została skierowana do sanatorium, dla zmiany klimatu. W lipcu 2014.
-A ty pojechałaś z nią – kończę. - I Viv została z Christianem. Sama.
-Ufałam mu – tłumaczy płaczliwie.
Nie mam jej tego za złe. Ufała człowiekowi, którego kochała i nie miała wpływu na to, że jego miłość do dziewiczego ciała była bardziej intensywna niż miłość do niej samej.
YOU ARE READING
Made in heaven
FanficJeśli pragniesz tęczy, pogódź się z deszczem. Pogodziłem się z deszczem, który obmywa mi głowę; spływa po mnie to co złe i to co dobre. Topię się w deszczowej roli samotnego ojca niesfornej pięciolatki; topię się w jej smutkach i potrzebach; topię s...