Rozdział 8 - Into cold water

615 44 1
                                    



Chciałbym powiedzieć, że tej nocy nie spałem dobrze, ale to oznaczałoby, że w ogóle spałem. A prawda była taka, że moje oko nie dało się zmrużyć; bacznie trzymało się cienia rzucanego przez zasłonę na sufit, dzielnie uczyło mnie cierpliwości.

O drugiej, gdy irytacja uderzyła wewnątrz mnie w szczytowy punkt, czmychnąłem spod kołdry, przemierzyłem metry korytarza i wkradłem się na palcach do pokoju Viv. Łóżko w rozmiarze przeszło dwa metry na półtora, ona zajmowała skrawek po środku, gdy kolana podeszły jej pod pierś, a kołdra obwiązała wokół. Obok było tyle miejsca. Tyle miejsca, które zająłbym i zasnął kołysany jej zapachem i cichym oddechem rozgrzewającym poszewkę. Ale nie położyłem się, jeszcze nie teraz. Zamiast tego ukucnąłem w rogu materaca, oczyściłem jej policzek z ciemnych sprężynek i ucałowałem kość policzkową, schodziłem po niej niżej i niżej, do zarysu szczęki. Uśmiech malował po moich ustach swoim pędzlem.

Na tym skończyłem zabawę jej nieświadomością. Słodycz ust zostawię na chwilę bez snu.

Wróciłem do łóżka i leżałem na wznak, zastanawiając się głęboko, dlaczego zapach jej skóry jest najwspanialszym zapachem, który do mnie dociera i dlaczego wszystko, co z nią związane, poprzedza przedrostek naj.

Raz jeszcze wstałem po szóstej, wraz ze słońcem, i wraz z moim słońcem. Zjedliśmy z Amy po misce płatków owsianych z suszonymi owocami, wymieniliśmy stos plotek przedszkolnych. Zlikwidowałem przepaść, która wyrosła między nami wraz z pojawieniem się bliźniaczek. I przepaść powróciła, gdy z domowego zacisza wyrwał mnie telefon od szefa.

Dlatego o dziesiątej tkwiłem w korku, pośród krzyku klaksonów, mój krzyczał równie głośno. Nadeszła moja kolej objęcia warty na piwnicznym stołku, w snopie słonecznego światła, jedynego w tej ciasnej klitce, teraz przesiąkniętej dziewczęcym zapachem, który wyparł wszelką wilgoć. Dlatego pogoń od zielonego światła do zielonego nie rozciągała przede mną tak złej perspektywy, jaką byłoby choćby podążanie za uciekającą Viv.

Dam jej czas na rozpostarcie skrzydeł. Potem z kolei pomyślałem, czy nie byłoby lepiej, gdybym sam rozprostował jej skrzydła.

W pół godziny po opuszczeniu miejskiego zgiełku byłem już w szeregu drzew obtaczających leśną drogę zewsząd, amortyzatory samochodu i niskie zawieszenie toczyły bój z wybojami i wrośniętymi w ścieżkę korzeniami. Koło toczyło się za kołem, w sennym nastroju zatrzymałem się w kłębie zakurzonego dymu pod drzwiami, tak że gdybym siedział na fotelu pasażera, po wygimnastykowanym wychyleniu się za okno chwyciłbym klamkę.

Kwartet umięśnionych byków krzątał się po magazynie. Szum wiatru, który nadszedł wraz ze mną, postawił mnie w centrum zainteresowania.

-Jesteś wreszcie - przywitał mnie szef; jego humor oceniłem na okrągłe dziesięć w skali Beauforta, prawdziwy sztorm na otwartym oceanie. - Same problemy z tą twoją panną. Same problemy.

-Sika co piętnaście minut, drze się jakbyśmy przypalali ją ogniem, jest definicją wielkiego kobiecego focha.

-Byłbyś tak samo nieznośny, gdybyśmy zamknęli cię w piwnicy - odgryzłem się. - Przybyłem, by zdjąć z was ciężar opieki nad małolatą. Ja mam w tej kwestii głębokie doświadczenie.

Wszedłem w piwniczne ciemności, schody poprowadziły mnie pod drzwi, w które tłukły małe pięści. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to jej uwolnione ręce i długie paznokcie okalające opuszki palców. Nie mam z nimi szans.

-Już idę, kotku. Już idę.

Gdy metalowe wrota zwolniły trzy asekurujące je kłódki, dziki szał umarł i swobodnie wszedłem do środka. Kaptur współpracował z piwnicznymi ciemnościami, oboje zakrywali moją twarz. Dziewczyna siedziała na materacu, tam gdzie zostawiłem ją poprzedniego wieczoru. Ale kondycja jej włosów znacznie odstawała od wczorajszego ładu. Co nie odbierało jej uroku i wdzięku, zwłaszcza gdy patrzyła spod byka, a jej oczy, zwykle tak wielkie, zwężały się do wygiętych w drobne łuki szparek. I choć jej uroda uderzała we mnie notorycznie, między nią a moimi bokserkami stanął mur, którego nie starałem się przebić. Podobała mi się, bo świętokradztwem byłoby niedocenienie jej urody. Ale nie pociągała mnie. Tak jak wbrew całemu światu robiła to Viv.

Made in heavenWhere stories live. Discover now