Rozdział 14

1.9K 152 18
                                    

   Katara szybko urządziła akcję ratunkową. Możliwe, że nie było to nic poważnego. Woleli jednak nie ryzykować, w końcu chodziło o zdrowie przyjaciółki. We dwójkę odeskortowali niekontaktującą dziewczyną do prywatnego Uzdrowiska. Wzięli ją pod ręce i tak we trójkę zataczali się, niczym pijani imprezowicze. Wolno i ostrożnie zbliżali się do celu małej wyprawmy.
   W końcu udało im się dotrzeć do sławnego Ośrodka Królewskiego. Aang ze zdecydowaniem zapukał do wielkich, drewnianych wrót.
   Same zdobienia znajdujące się na tych ogromnych drzwiach wejściowych mogły uchodzić za istne dzieło sztuki, nie mówiąc już o budowli. Elegancka, jednopiętrowa, o białych ścianach z drewnianymi okrągłymi oknami i spadzistymi dachami, wyglądała przepięknie w tym starym ogrodzie.
   Spokojne szumienie otaczających Uzdrowisko wiśni, koiło nie jeden ból. Ludzie z całego świata zjeżdżali się, aby obejrzeć ten cud architektury, ale tylko nieliczni mogli wejść do środka.
Mimo swojego statusu ,,Avatara", również na chłopaka tutejsi uzdrowiciele patrzyli wilkiem. Według nich zakłócał naturalny porządek rzeczy. Za dawnych czasów z pomocy medyków Uzdrowiska mogli korzystać jedynie rodzina królewska i najwyżsi dostojnicy Narodu Ognia.
   Mimo swojego ostentacyjnie wyrażanego niezadowolenia, uzdrowiciele nie potrafili odmówić pomocy otrutej dziewczynie. Troskliwie zaopiekowali się bełkoczącą Yūki. W asyście Katary i Aanga wprowadzili ją do prostokątnej komnaty podpartej z każdej strony kilkoma czerwonozłotymi kolumienkami. Podłoga wyłożona połyskującymi kamieniami odbijała przyjemne dla oka światło wydobywające się z palenisk ustawionych pod ścianami. Na środku leżała miękka mata na niewielkim podwyższeniu, otoczona przez parę drewnianych półeczek z różnymi miksturami i przyrządami. Katara, jak zahipnotyzowana, podeszła do tajemniczych przedmiotów.
   W chwili kiedy miała ich dotknąć, czyjaś ręka chwyciła ją za nadgarstek, jednocześnie zmuszając do cofnięcia się i spojrzenia w górę. Para przenikliwie niebieskich oczu, patrzyła na nią uważnie. Tan sam starszawy mężczyzna pociągnął ją i Aanga przed salę.
   ─ Przykro mi, ale musicie poczekać tu, aż do zakończenia diagnozowania stanu waszej przyjaciółki oraz ewentualnej pomocy w razie zagrożenia ─ powiedział spokojnym głosem z miłym wyrazem twarzy. ─ Nazywam się Bāngzhù. postaram się jej pomóc, jak najlepiej.
   Katara przyjrzała się mężczyźnie dokładnie. Włosy miał precyzyjnie i elegancko związane, w dodatku ktoś ułożył je tak, żeby nie przeszkadzały w pracy. Jednak elementem, który zaintrygował dziewczynę, był jego strój. Szata mężczyzna delikatnie się wyróżniała, spośród innych czerwonych i długich ubrań magów zgromadzonych w pomieszczeniu i usiłujących utrzymać Yūki na macie. Tu i ówdzie miała małe niebieskie wstawki: na kołnierzu dyskretny błękitny worek, a po obu stronach szaty nad pasem opinającym i trzymającym wszystko na miejscu, wyszyte zostały spienione fale.
   Katara spojrzała na niego w szoku, a on uśmiechnął się dobrodusznie i rozłożył ręce w geście jasno mówiącym „co poradzisz".
   ─ Jesteś Magiem Wody!!! ─ wykrzyknęła wstrząśnięta. Aang natomiast uśmiechnął się półgębkiem. Bāngzhù skinął delikatnie głową. ─ Ale jak? Przecież jesteśmy w stolicy Nardu ognia!
   ─ Krótko mówiąc po porwaniu, okazałem się przydatny, a będąc wtedy jeszcze młodym chłopakiem, postanowili mnie oszczędzić. ─ odparł szybko, po czym spojrzał nerwowo przez ramię. ─ A teraz wybaczcie, ale muszą pomóc waszej przyjaciółce.
   Mężczyzna oddalił się śpiesznym krokiem i zamknął za sobą szczelnie drzwi. Dopiero wtedy Aang parsknął śmiechem, a widząc skrzywioną minę Katary, jasno mówiącą, co sądzi o jego zachowaniu, zaczął rżeć niczym koń. Przynajmniej w mniemaniu dziewczyny, która była dogłębnie zraniona i urażona grubiańskim zachwianiem swojego chłopaka. Obrażona usiadła w małym fotelu obok jednego z krągłych okien i ostentacyjnie wyrażała swoje wielkie niezadowolenie.
   ─ Gdybyś tylko widziała swoją minę! ─ wykrztusił w końcu chłopak, między salwami śmiechu. Po chwili opanował się i przybrał idiotyczną minę totalnego szoku, ale długo nie wytrzymał i znowu wybuchł niekontrolowaną radością. W końcu dotarło do niego, że chyba coś jest nie w porządku i spojrzał jeszcze raz na Katarę. Kiedy zobaczył w jej oczach chęć mordu, uznał, że chyba czas się wycofać i grzecznie usiadł w sąsiednim fotelu. Wtedy przypomniał sobie o Yūki i chwilowa radość całkowicie go opuściła. Oboje z marsowymi minami siedzieli pod drzwiami i czekali na jakiekolwiek wieści.

Ostatni Mag PowietrzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz