Rozdział 15

1.7K 138 8
                                    

   Chłopak przymknął powieki. Nie tak to miało wyglądać, nie tak miała się dowiedzieć. Chciał jej w sposobnej chwili wszystko wytłumaczyć, a że takowej nie było to unikał dziewczyny. Teraz Yūki pomyśli, że specjalnie to wszystko przed nią ukrywał, znowu przestanie mu ufać i odsunie go od siebie.
   Chłopak ukrył twarz w dłoniach i cicho zaklął, natomiast magiczka patrzyła na niego z nieskrywanym przerażeniem i wzgardą.
Uzdrowiciel zauważywszy niemal namacalne napięcie pomiędzy dwójką nastolatków, zawczasu dyskretnie wycofał się z pomieszczenia. Oni, natomiast nie zwrócili na niego uwagi.
Tkwili w tym dziwnym bezruchu, nie odzywając się do siebie. Obydwoje pragnęli, aby to ta druga osoba rozpoczęła tę trudną i bolesną rozmowę.
   Po dłuższej chwili Yūki delikatnie odchrząknęła i utkwiła wściekłe spojrzenie w swoich drżących dłoniach.
   ─ Ale ja byłam głupia ─ powiedział cicho, a głos się jej lekko zachwiał. ─ Jak mogłam nie skojarzyć twojego imienia... Kiedy byłam więźniem TWOJEGO ojca ─ podkreśliła ─ czasami dochodziły mnie urywki rozmów. Raz usłyszałam ,,Książe Zuko", teraz dokładnie to pamiętam. Niesamowite jak imiona i tytuły sprawiają, że wraca człowiekowi pamięć, prawda? ─ Zaśmiała się gorzko i potarła czoło dłonią, jakby chciała sobie coś przypomnieć. ─ Ja ci zaufałam! Masz pojęcie co ten potwór mi zrobił!? ─ krzyknęła prosto w twarz chłopakowi.
   Zuko patrzył na nią coraz większymi oczami z przerażenia. Wiedział, miał świadomość faktu, że Yūki była torturowana, ale zawsze wydawało mu się to takie nierzeczywiste.
   Teraz dziewczyna powoli spróbowała stanąć, ale cały czas lekko się chwiała, co spowodowane było osłabieniem organizmu. Zuko od razu zerwał się na równe nogi i wyciągnął do Yūki pomocną dłoń. Ona jednak tylko spojrzała na nią ze wzgardą i podniosła się w końcu o własnych siłach.
   W pokoju zaległa cisza, chyba po raz setny podczas tego spotkania, kiedy dziewczyna powoli odwróciła się plecami do chłopaka. Zuko pomyślał, że się na niego obraziła i bez słów chciała mu przekazać, żeby się wynosił, co chłopak zamierzał właśnie zrobić. Yūki jednak delikatnie i powoli odsunęła materiał tuniki osłaniającej jej plecy, pokazując je w całej okazałości.
   Chłopak znieruchomiał ze zgrozy i zacisnął mocno szczękę wściekły, kiedy dotarło do niego, to na co patrzy.
    Po chwili dziewczyna szybko zasłoniła okropną bliznę i odwróciła się z powrotem twarzą do chłopaka.
Widząc nieme pytanie w oczach Zuko, spojrzała mu twardo prosto w oczy i powiedziała:
    ─ To zostało spowodowane uderzeniem pioruna Maga Ognia, twojego ojca. Trzy lata temu.
    ─ Zaraz, trzy lata temu? ─ zapytał Zuko intensywnie myśląc. Dziewczyna potwierdziła skinieniem głowy. ─ Wtedy zostałem wygnany, a dzień wcześniej dostałem od ojca w prezencie tę piękną bliznę ─ dodał gorzko, wpatrzony w błękitne niebo za oknem. Palcem wskazującym pokazał na swoją twarz.
    Dziewczyna zamarła, a jej gniew, dosłownie na sekundę, zmalał, ale to było tylko chwilowe zrozumienie. Odwróciła się z powrotem plecami do chłopaka i prychnęła pod nosem. Przejechała powoli wzrokiem po bujnym ogrodzie znajdującym się za oknem.
   Panujący w nim spokój i harmonia, działał kojąco na pobudzone zmysły Yūki.
    ─ Myślę, że powinieneś już iść ─ powiedziała z lodowatym spokojem dziewczyna. Nawet na niego nie spojrzawszy, spokojnie położyła się na macie i przykryła kocem.
   ─ Ja... ─ chłopak chciał coś powiedzieć, wytłumaczyć jej, ale nagle opuściły go wszelkie siły ─ Ja już pójdę.
   Po wyjściu chłopaka, Yūki pozwoliła sobie na płacz. Łykała słone łzy, które ciurkiem płynęły jej po policzkach. Z nosa jej ciekło, miała zaczerwienione oczy i sól na rzęsach. Znowu czuła się, jak tamta mała, samotna dziewczynka na plaży, oszukana i zdradzona przez wszystkich, a obiecała sobie, że więcej nie pozwoli nikomu się zranić.

~○~

   Katara zastanawiała się, co wydarzyło się między Magiem Ognia a Magiczką Powietrza. Chłopak wyglądał jakby coś go zżarło, wymemłało i wypluło. Dziewczyna z Aangiem i Zuko siedziała w gabinecie Uzdrowiciela Bāngzhù. Niepewnie spoglądali na poważnego mężczyznę. Jedynie zmarszczka między brwiami maga mówiła im, że coś go bardzo niepokoiło.
    ─ Wiecie może, jak ten wirus dostał się do organizmu Yūki? ─ Przerwał w końcu nerwową ciszę zamyślony mężczyzna. Nastolatkowie popatrzyli na siebie niepewnie.
   ─ Niestety. Kiedy dotarłem na miejsce Yūki już miała ten... no... W sensie miała ten swój atak ─ odparł Aang trochę nieskładnie.
   ─ Czyli nie wiecie co dokładnie go wywołało? ─ Cała trójka zgodnie pokręciła przecząco głowami.   Spojrzeli z rosnącym zainteresowaniem na maga. ─ Kiedy leczyłem waszą przyjaciółkę, dokładnie ją zadbaliśmy. Okazało się, że na karku miała niewielką dziurkę, wielkości główki od szpilki. Dookoła utworzył się czerwony, okrągły rumień. Myślę, że właśnie w tym miejscu została ukłuta. Moim zdaniem to nie był przypadek. Radziłbym wam to sprawdzić.
   ─ Uważa pan, że był to atak? ─ zapytała Katara, intensywnie myśląc.
   ─ Ja tylko sugeruję, żebyście to sprawdzili. ─ Mężczyzna podniósł ręce w obronnym geście. Nastolatkowie uśmiechnęli się do siebie ponuro.

* * *

   Po wyjściu od medyka całą trójką postanowili przyjrzeć się dokładniej miejscu zdarzenia. Do zachodu słońca pozostało im jeszcze sporo czasu, więc rozmawiając, skierowali się w stronę zewnętrznych ogrodów.
   Mijali kolejne krużganki,  odchodząc na boki korytarze, komnaty i sale, na chwilę zatrzymali się w kuchni. Spięta służba sztywno pokłoniła się swojemu władcy, a Zuko niepewnie spojrzał na Aanga, będąc nieprzezwyczajonym do końca do takiego traktowania. Na szczęście Avatar szybko zorientował się w sytuacji i przejął inicjatywę.
   Zamiast do głównej kucharki, która zdążyła się już psychicznie oswoić z niezapowiedzianą wizytą chłopak podszedł do niepozorne,  młodej dziewczyny. Katara i Zuko ruszyli za nim, aczkolwiek niepewnie.
   ─ To jest Yōkina. ─ Dziewczyna dygnęła głęboko. Zawstydzona, schowała, ubrudzone po łokcie pianą ręce i delikatnie się uśmiechnęła.
   ─ Miło Cię poznać, jestem...
   ─ Katara. Wiem. ─ Skończyła za magiczkę, a ta popatrzyła na nią z niepewnym uśmiechem i jakby z zapytaniem w ciemnych oczach. Jakby się usprawiedliwiając, dodała ─ Wszyscy wiedzą.
   Zapadła krępujące cisza. W końcu Aang kazał całej służbie wrócić do swoich obowiązków, a sam zwrócił się do Yōkiny.
   ─ Mogłabyś zorganizować nam coś do picia? ─ zapytał cicho. Dziewczyna kina lekko głową, po czym pożegnawszy się, umyła ręce i zaczęła przygotowywać napoje. ─ Będziemy w zewnętrznych ogrodach. ─ Ponownie kina głową, obrócona tyłem. 
   Przyjaciele szybko wycofali się z kuchni i nie robiąc już więcej przerw i przystanków dotarli na miejsce.
  Skrawek zieleni, na którym kilkanaście godzin wcześniej została otruta Yūki, nie zdradzał żadnych oznak czegoś nietypowego. Za pasem drzew wiśniowych, można było dostrzec wysoki mur okalający cały pałac. Natomiast po drugiej stronie znajdowało się skrzydło budynku z wielkimi oknami.
   Aang podrapał się po brodzie zamyślony, po czym kilka razy obszedł cały ten teren. Katara z uwagą przyglądała się ziemi i roślinom. W myślach dziękował wszystkim znanym bogom oraz poprzednim Avatarom, za brak deszczu, który zniszczyłby wszystkie potencjalne ślady. Jedynie Zuko stał miejscu i uważnie przyglądał się kamiennemu murowi, raz po raz odwracając się, aby spojrzeć na zamek.
   Katara po chwili również zatrzymała się i spojrzał w tym samym kierunku co Władca Ognia.
   ─ Jaka waszym zdaniem jest odległość pomiędzy tym trawnikiem, a murem? ─ zapytał spokojnie Zuko.
   ─ Może z tysiąc łokci? ─ Aang zatrzymał się w miejscu i tak jak i oni spojrzał na ciemny kształt.
   ─ Mniej więcej ─ odparł chłopak. ─ Katara czy zauważyłaś coś dziwnego w ziemi? Przez tyle lat tropiłaś zwierzynę, że musisz być w tym całkiem niezła.
    ─ Oprócz moich śladów, Aanga i Yūki, niczego nie znalazłam.
    ─ Czyli reasumując, mamy małą odległość z muru do tego miejsca, na ziemi nie ma żadnych śladów, a ja znalazłem to przed dziesięcioma minutami ─ powiedział i wyciągnął z kieszeni małą strzałkę.
   ─ Czyli to był jednak...
   ─ Atak. ─ Niska postać wyłoniła się z cienia. ─ Jak na wytrawnych wojowników to w ogóle nie jesteście czujni.
    ─ Toph!!! Nareszcie wróciłaś! ─ zawołała uśmiechnięta Katara. Podbiegła do niej i wyściskała dziewczynkę za wszystkie czasy. Po chwili jednak spoważniała i surowym tonem dodała. ─ Gdzieś ty, na wszystkie żywioły się podziewała?!
   ─ Mam wam sporo do powiedzenia.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

Witajcie moi drodzy czytelnicy!
Przepraszam za tę długotrwałą przerwę, ale nie miałam siły ani ochoty pisać. Bardzo często otwierała folder z tym opowiadaniem, ale za Chiny nie mogłam napisać ani jednego słowa.

Przepraszam również za stan tego rozdziału, ale zrozumcie pisanie na telefonie w 30° temperaturze na wakacjach, dodatkowo z włączoną autokorektą nie jest wymażonym miejscem i czasem do pisania.
Dlatego proszę o zrozumienie.

Od teraz rozdziały będą pojawiały się jak dawniej, w piątek.

Buziaczki,
mMissMarvel

Ostatni Mag PowietrzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz