Epilog

1.6K 93 62
                                    

Zuko siedział na wzgórzu.

Jego długie czarne włosy, które wysunęły się z za luźnego koczka targał ciepły i suchy wiatr. Podmuchy niosły ze sobą słodki zapach świeżo dojrzałych pomarańczy, rozgrzanej promieniami słońca gleby i delikatnej woni morza, którego szum uderzających białych grzyw o wyszczerbione urwiska nie mącił harmonii otaczającej Zuko natury. Powiewy wiatru poruszały wysokimi i wysuszonymi trawami, których połacie sięgały hen aż po horyzont i falowały niczym wzburzone wody oceanu.

Znajdujące się na lewo pasmo górskie oddzielało młodego Władce od gwaru i ścisku głównego miasta, która znajdowała się w dolinie otoczonej naturalnym murem obronnym. Zuko czasami nie mógł uwierzyć, że wystarczyło przekroczyć ostre i kamieniste szczyty by znaleźć się pośród nieskończonego spokoju Północnych Stepów.

Ośnieżone szczyty, które stanowiły naturalną barierę miasta, obijały ostatnie promyki powoli zachodzącego słońca. Pomalowane ręką odwiecznego artysty, mieniły się ciepłymi barwami płynnego złota i dojrzałej, soczystej brzoskwini. Zuko odwrócił twarz w stronę zachodzącego za linią bezkresnego oceanu Słońca. Rozkoszował się ciepłem ostatnich promieni, które złotymi refleksami otuliły jego zmęczoną i bladą twarz.

Wyspa Yūhi, ostatnimi czasy zaskarbiła sobie przychylność i szczególne miejsce w sercu Zuko swoim naturalnym pięknem, bliskością wszechobecnej natury i tymi przepięknymi zachodami słońca, których promienie tworzyły tak majestatyczne malowidła na nieboskłonie, że człowiekowi zapierało dech w piersiach. Ilość barw i sposób w jaki przeplatały się między sobą czerwienie, pomarańcze, fiolety i żółcie zdawał się być nieskończoną ilością kombinacji świetlnych odbijających się na niebie.

Zuko przymknął oczy, a długie rzęsy rzuciły cienie na jego szczupłą i jasną twarz. Dzisiaj mijało dokładnie dziesięć lat, odkąd poznał Yūki — wtedy zaledwie siedemnastoletnią, irytującą rówieśniczkę. Mały uśmiech zabłąkał się na jego szczupłych wargach, kiedy wspominał ich pierwsze spotkanie. Nadal potrafił sobie przypomnieć dziwną i tak charakterystyczną dla wieku nastoletniego mieszaninę fascynacji i irytacji młodą dziewczyną. Dobrze pamiętał w jaki sposób jej wargi wyginały się, kiedy zrobił coś głupiego lub niewłaściwego. Lub jak jej oczy błyszczały, kiedy czuła dumę z dobrze wykonanego zadania powierzonego przez Aanga. Nie potrafił, i nie chciał, zapomnieć sposobu w jaki jej policzki pokryły się szkarłatem po ich pierwszym pocałunku. Jaka była wtedy zagubiona i nie wiedziała co powinna zrobić.

Niestety delikatny uśmiech, który zabarwił jego wargi zachwiał się delikatnie na inne wspomnienie. Zuko zacisnął mocniej powieki, mając nadzieję, że niczego po sobie nie pokazał. Pomimo ciepłych promieni słonecznych otulających jego ciało, przez wszystkie członki przeszedł go lodowaty dreszcz, którego nie potrafił powstrzymać.

Szanse na przeżycie Yūki były niskie. Wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Katara to wiedziała. Aang to wiedział. I Zuko widział o tym doskonale. Nie raz był świadkiem wydarzeń, w których ludzie umierali na skutek łagodniejszych obrażeń. A jednak myśl, że dziewczyna miała nigdy więcej nie otworzyć swoich pięknych oczu i jeszcze raz spojrzeń na niego z tą swoją irytacją napawała go takim przerażeniem, że nie potrafił wziąć oddechu. Kilka razy zdarzyło się, że Zuko tracił przytomność, tylko po to by obudzić się kilka godzin później i wypytać wszystkich Uzdrowicieli o stan Yūki.

Feralna wyprawa na Fort sprawiła więcej bólu niż pożytku. Chociaż wygrana, to wszyscy czuli, że zbyt dużym kosztem. Zginęło wielu dobrych żołnierzy, Yūki została poważnie ranna, a prawda, którą odkryli, sprawiła, że pokonanie jednego odłamu Czerwonego Lotosu straciło na ważności.

Suki nie żyła. Wraz z nią kilka innych Wojowniczek zostało zamordowanych z zimną krwią. Kiedy porywacze zorientowali się, że dłużej nie mogą wywierać wpływu na Socce, nastolatka straciła na pożyteczności i stała się przeszkodą. Będąc wytrenowaną i śmiertelnie niebezpieczną wojowniczką, stanowiła zagrożenie, którego przełożeni Czerwonego Lotosu nie potrafili zlekceważyć. Więc zrobili jedyną rzecz, która wydała im się logiczna. Wyeliminowali potencjalne zagrożenie.

Ostatni Mag PowietrzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz