W pomieszczeniu zapanowało niezręczne milczenie, a Yūki i Zuko odsunęli się od siebie jakby bezwiednie. Nikt jednak nie zaczynał, tego jakże niewygodnego do rozmowy tematu. Zresztą czas też był nieodpowiedni, kilkanaście minut temu przyszedł służący z wiadomością, że grupa zwiadowcza odniosła sukces i znalazła kryjówkę buntowników. Aang miał tylko znaleźć przyjaciół, ale cóż nie do końca wszytko potoczyło się tak jak planowali.
Ponieważ nikt nie kwapił się do rozpoczęcia rozmowy, Katara po krótce objaśniła nowo przybyłym całą sytuację. Buntownicy rzeczywiście znajdowali się w opuszczonej przed laty twierdzy Narodu Ognia. Z tego co udało się ustalić zwiadowcom, nie było ich tak jakoś przerażająco dużo, a na pewno nie tyle ile wydawało się, że ich tam będzie. Stanowili zbieraninę niezadowolonych z obecnego obrotu sprawy doradców, generałów, ale w większości posłusznych żołnierzy, których mózgi zostały przeprane w czasie szkolenia.
Kiedy ustalono plan natarcia na dobrze osłoniętą twierdzę, przyjaciele rozeszli się do swoich komnat, aby przygotować się na męczącą podróż. Pomimo początkowych sprzeciwów, Yūki także uparła się im towarzyszyć. Nie była typem człowieka, który czeka na rozwój wydarzeń z założonymi rękami. Tak też wyruszyli przed świtem następnego ranka. Gdyby przyszło podróżować im samotnie wyruszyliby pewnie od razu, ale mobilizacja wojska trochę zajęła.
Nie chcieli się rzucać w oczy, a wymarsz żołnierzy zawsze przyciąga gapiów, dlatego też zdecydowali się na przeprawę tajnym tunelem pod murami miasta. Trwało to zdecydowanie dłużej, ale minimalizowało ryzyko wykrycia i rozproszenia się po mieście plotek.
Pierwsze kilka godzin szli zatęchłymi tunelami, pełnymi prastarych pajęczyn i małych obrzydliwych gryzoni. Temperatura na dole była zdecydowanie niższa od tej na powierzchni, dlatego też Yūki co chwila dostawała dreszczy i dygotała. Dziękowała czemu tylko się dało za błogosławieństwo jasnych płomieni pochodni, które rozświetlały swoim światłem panujący dookoła mrok i odpędzały przywykłe do mroku żyjątka, których było pełno w labiryncie tuneli.
Czasami można było usłyszeć pod nogami przeraźliwy pisk i tupot małych łapek na glinianym podłożu. Dziewczyna jednak nauczyła się, że lepiej nie patrzeć pod nogi w takiej sytuacji. Za pierwszym razem mało nie zwróciła pysznej kolacji, którą jedli poprzedniego dnia w grobowej atmosferze.
Minuty zmieniały się w godziny, a metry w kolejne przebyte kilometry. Było południe, kiedy w końcu wydostali się z ponurych korytarzy na powierzchnię, daleko od stolicy. Starożytni budowniczowie i architekci specjalnie umiejscowili wyjście z ciemnego tunelu daleko za murami bogatego miasta, zabezpieczając tym samym ewentualną ewakuację mieszkańców. Ale też ubezpieczając się, że w razie ataku nikt nie znajdzie tajnego przejścia.
Wychodząc na zalaną słońcem polanę, Yūki na początku zmuszona była przysłonić oczy. Długotrwałe przebywanie pod ziemią z pochodniami jako jedynym źródłem światła, odzwyczaiło jej soczewki od normalnej ilości bodźców. Z ulgą zauważyła, że nie tylko ona z przyjemnością zaciągnęła się cudownym zapachem polnych kwiatów. Aang tak jak i ona z ulgą powitał na twarzy przyjemny wicherek. Jako Magowie Powietrza, przyzwyczajeni do wolności i niezależności, dusili się w ciasnych korytarzach, w których Toph, jako jedyna, czuła się jak w domu.
Białe obłoki wysoko na niebie przypominały puch z poduszek, słońce cudownie rozgrzewało ich zmarznięte ciała, słodki zapach wiatru oczyszczał im płuca przy każdym wdechu, a stopy aż rwały się do biegu. Ach, jakże tęsknili za tym cudownym uczuciem, pomimo grozy sytuacji, to właśnie tu, na dzikiej łące czuli się, jak w domu. Nie dla nich życie w zbytkach zamku. Owszem piękne, ale to tylko fasada kryjąca okrutną i smutną prawdę o podłej naturze ludzi pełniących władzę.
CZYTASZ
Ostatni Mag Powietrza
FanficPo pokonaniu ojca, Władcy Ognia Ozaia i uratowaniu świata przed strasznym końcem, Zuko próbuje zająć się odbudową zniszczonego przez dyktatorskie rządy kraju. Los zdaje się mieć jednak inne plany. Na horyzoncie pojawiają się ciemne chmury. Nowe zag...