Rozdział XIX

614 57 14
                                    

Podczas drogi nie rozmyślałam wiele. Dziwne, nieprawdaż? Jak nigdy, odcięłam się od wszechobecnego świata i wsłuchiwałam się w muzykę klasyczną puszczoną z radia w moim telefonie. Gdy przemierzałam pieszy kawałek mojej drogi do pracy, widziałam nawet ten czarny samochód. W nim jechała Wiktoria, ale najwyraźniej była zbyt zajęta, by mnie zauważyć i pomachać.
Innym razem. - Uśmiechnęłam się do siebie i powędrowałam dalej.
W szkole nie obyło się bez pierwszych przywitań z paniami woźnymi, z Sabriną oraz innymi nauczycielami.
Ciekawe, gdzie podział się mój gwałciciel? Pewnie ma na drugą lekcję albo uciekł, tchórz. - Zakpiłam z mężczyzny.
Tuż po udaniu się do pokoju nauczycielskiego i przywitaniu się z gronem pedagogicznym (a właściwie z jego częścią), poszłam do swojej sali na samej górze szkoły.
Gdy weszłam na trzecie piętro, widziałam sylwetkę Wiktorii. Przygryzłam wargę, gdy obok niej zobaczyłam Antoninę, która z zamiłowaniem o czymś opowiadała. Mimo to, Wiktoria jakoś nie pawała chęcią do rozmowy. Patrzyła gdzieś beznamiętnym wzrokiem. Nie było szczególnie późno, bo zostało piętnaście minut do rozpoczęcia pierwszej lekcji, toteż zdziwiłam się obecnością dużej części uczniów mojej klasy, a w tym chłopców.
- Dzień dobry, moi drodzy! - Zaczęłam.
- Dzień dobry!
Niektórzy nawet nie zauważyli mojej osoby. Weszłam spokojnie do klasy i zaczęłam rozpakowywać potrzebne materiały. Po chwili usłyszałam pukanie.
- Proszę.
W drzwiach pojawił się... Robert?!
- Dzień dobry, proszę pani... - Zaczął młodzieniec.
- W istocie - dzień dobry. - Spochmurniałam.
- Chciałbym panią przeprosić... Wie pani... Za wczoraj...
Spojrzałam na niego z powagą, tym samym nakazując kontynuację wypowiedzi. Chłopak wyciągnął rękę przed siebie, a trzymał w niej różę. Oniemiałam i stałam lekko zaskoczona, patrząc na Roberta pytającym wzrokiem.
Czy ci ludzie nie mają lepszych pomysłów niż śledzenie mnie, czy coś?! Skąd on wiedział, że białe róże są jednymi z moich ulubionych kwiatów? To nie może być przypadek!
- Nie chciałem być wczoraj taki chamski wobec pani. Palnąłem to, co mi ślina na język przyniosła, a to było głupie i dziecinne. Przepraszam. - Spuścił głowę na znak skruchy.
Wzięłam od niego kwiat i delikatnie, lecz sztucznie, się uśmiechnęłam.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że nie dopuścisz się więcej takich postępków.
- Tak jest, proszę pani!
- Powiedz mi, dlaczego chłopcy czekają pod salą? Przecież mam teraz zajęcia z dziewczynami.
- Tak, ale... - Popatrzył w inną stronę i od razu wiedziałam, że jest poddenerwowany.
- Słucham? - Rzuciłam beznamiętnie, kontynuując przygotowania do lekcji.
- Są po prostu ciekawi.
- Ciekawi czego?
- Jak ubrać to w słowa...? - Szepnął do siebie. - Chcą wiedzieć, czy mi pani wybaczy.
- Nie rozumiem. Co oni mają do naszej wczorajszej rozmowy oraz twoich obecnych przeprosin?
W tym momencie, usłyszałam zza drzwi wołanie.
- No dajesz! Wyduś to! - Skandowali chórem chłopcy.
- Czy masz mi coś do powiedzenia, mój drogi? - Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego badawczo.
- Bo wie pani...
- Najwyraźniej nie, więc mnie oświeć.
- Ciśniesz, kochasiu, ciśniesz!
- Poczekaj, co to wszystko ma znaczyć?
- No właśnie... Chciałem pani tylko powiedzieć, że... Ładnie dziś pani wygląda. - Wydusił wreszcie z siebie.
- Dziękuję, ale nie przyzwyczajaj się do takich wyznań.
Zrzedła mu mina i spuścił wzrok.
- Powiesz chłopcom, by się opamiętali? To jeszcze bardziej dziecinne niż twój wczorajszy wybryk. - Zachichotałam, a chłopak zarumienił się i uśmiechnął.
- Tak jest, proszę pani! Tylko mam jeszcze pytanie...
- Kto pyta, nie błądzi, więc słucham.
- Co pani ma na szyi? Chodzi mi o to zaróżowienie...
Czy aż tak widać tę malinkę?! Kurna!
- Nie powinno cię to interesować, ale zgoda, odpowiem. Trochę oparzyłam sobie to miejsce dziś rano wrzątkiem, bo zepsuł mi czajnik. Teraz ja zadam pytanie - Robert, mógłbyś tu prosić Wiktorię?
- Oczywiście. - Wycedził przez zęby i wyszedł.
W sali pojawiła się owa nastolatka, a ja zlustrowałam ją wzrokiem i przygryzłam wargę.
- Twoi koledzy nie podsłuchują?
- Nie, pognali za Robertem, krzycząc, że mu gratulują.
- Nie wiem dlaczego, ale niech będzie. W końcu nic nie osiągnął.
- Nie będę się nawet wdawać w szczegóły. - Zaśmiałyśmy się cicho.
- Właściwie, to zdradź mi tajemnicę tej wiadomości od ciebie.
- Ano tak! Dziękuję za przypomnienie. Wie pani już, jak mam z rodzicielką. Telefon też mam bacznie sprawdzany cały czas. Może i taka wiadomość w trybie ,,sztywnym" nie zmyli mojej mamy, ale nie jest przynajmniej w stanie mi zarzucić, że coś jest na rzeczy i widać to nawet w smsach.
- Dziękuję za oficjalną formę - szpenęłam na ucho dziewczynie, na co od razu się uśmiechnęła. - Mam nieciekawy plan, by to jeszcze bardziej zatuszować, aczkolwiek wymaga on wdrożenia osób trzecich.
- Myśli pani o swataniu mnie z Antoniną? Zastanawiałam się już nad tym, ale nie wiem, czy jest ona w moim guście.
- Jak zwykle genialnaś... - Popatrzyłam na nią lekko rozmarzonym wzrokiem.
- No tak, wiem za dużo. Ale nie szkodzi wiedzieć jeszcze więcej.
Dziewczyna podeszła do mnie bliżej, odgarnęła kosmyk włosów za moje ucho i stanęła idealnie na wprost drzwi, by zasłonić sobą całą mnie. Przybliżyła twarz do mojej i poczęła mnie delikatnie całować. To było naprawdę przyjemne. Rozpływałam się z każdym dotykiem jej warg. Nagle przestała i poczęła zwijać się ze szczerego śmiechu.
- Masz mi coś do powiedzenia? - Zapytałam zdezorientowana. - Z jakiego powodu to przerwałaś i co cię tak śmieszy?
- Twoja malinka... Na szyi... Została z wczoraj... - Ledwo słyszalnie szepnęła, zalewając się chichotem.
- Właśnie! Mogłabyś mi to wyjaśnić? Robert ją już widział. Byłam zmuszona kłamać, że jakimś cudem oparzyłam się rano wrzątkiem.
Dziewczyna nadal się śmiała. Pod wpływem jej uroczej twarzyczki, zmiękłam i zeszła ze mnie złość.
- Przepraszam, niech pani się nie gniewa.
- Niech ci będzie, tym razem odpuszczam... - Odparłam. - Ale następnym razem poinformuj mnie, że chciałabyś mnie oznaczyć.
- Czyli zapowiada się ,,następny raz"? A to dobrze się składa, bo mam coś dodatkowo, jako wynagrodzenie. - Puściła mi oczko. - Ponieważ kończymy o tej samej godzinie, zapraszam panią do siebie. - Szepnęła uwodzicielsko do mojego ucha.
Przytaknęłam, uśmiechając się łobuzersko, a w chwilę potem rozbrzmiał dzwonek i rozpoczęła się lekcja.
Jakaż ta dziewczyna ponętna! I am on fire!

Victoria's VictoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz