Rozdział 3

3.9K 159 8
                                    

-Nic nie powróci. Oto czasy / już zapomniane; tylko w lustrach / zsiada się ciemność w moje własne / odbicia - jakże zła i pusta.  - szepczę cichutko czytając wiersz. Ostatnio w ręce wpadała mi tylko ta smutna poezja, która strasznie pasowała do mojego nastroju i samopoczucia. Ktoś zapukał do drzwi. Odwróciłam się szybko zrzucając tomik na ziemię.

-Lena, mogę wejść? - to Rose uchyliła lekko drzwi do pokoju.

-No jasne. - odparłam podnosząc niewielką książeczkę i delikatnie, niemal z czcią kładąc ją na stoliku. Kochałam poezję bez granic. Ona zawsze idealnie pasowała do każdego momentu mojego życia i przy niej od razu czułam się lepiej.

-Jak się czujesz? - zapytała siadając obok mnie na łóżku. Wiedziała o całym tym zdarzeniu. Już chyba każdy, kto zobaczyłby mnie, to zorientowałby  się, że jest coś nie tak. Zawsze byłam wyjątkowo chuda, a teraz już zaczął rosnąć mi brzuch, co było nie do ukrycia. Do szkoły przestałam chodzić równo dwa miesiące temu, czyli wtedy, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Mama codziennie zapraszała do mnie Rose, abym już kompletnie nie straciła kontaktu z rówieśnikami. W sumie, to ostatnimi czasy jedynymi osobami jakie widzę to mama i Rose. Ojciec zostawił moją rodzicielkę za raz po tym jak skończyłam dwa latka. Nie pamiętam nawet jego twarzy... - Halo, słyszysz mnie? - dziewczyna przerwała moje rozmyślania.

-Tak, jasne i czuję się świetnie, po prosu jak nowy bóg! - odpowiedziałam z udawanym uśmiechem, po czym wstałam, aby wziąć bluzę, bo zrobiło się dziwnie zimno. W pewnym momencie, mniej więcej w połowie dogi do krzesła, na którym wisiał sweter zwinęłam się z bólu i upadłam na podłogę. Ostatnio często mi się to zdarzało. Rose szybko do mnie podbiegła wołając moją mamę, która po chwili znalazła się w pomieszczeniu podnosząc mnie z ziemi. Z jej pomocą pokuśtykałam do łóżka. Od razu skuliłam się na nim  owijając ręce wokół kolan. Nic nie słyszałam przez głośny świst, który wypełniał cały pokój. Dopiero po jakiejś minucie doszło do mnie, że ja go wydaję, więc spróbowałam się uspokoić. Wdech, wydech, wdech wydech. Oddech się w miarę unormował, ale ból nie chciał tak łatwo odpuścić. To było nie do opisania, a do wytrzymania wręcz niemożliwe. Niech to już się skończy, błagam.

Dziewczyna i kobieta coś do mnie mówiły, ale ja ich nie słyszałam. Moje całe ciało i umysł ogarnęła myśl o okropnym bólu. Nie potrafiłam tego zakończyć. Po chwili ogarnęła mnie kompletna ciemność. Nic nie widziałam. Zaczęłam krzyczeć i wołać o pomoc, ale nikt nie odpowiedział. Byłam sama. Z żadnej strony nie było pomocy. Nigdzie mnie nie słyszano. Powoli zapadałam się w nicość. Ból ustąpił. Nic już nie czułam. Chyba umarłam. To taka wielka ulga, jakiej jeszcze nie czułam. Nie miałam jednak pewności. Wiedziałam tylko, że spadam, spadam w ciemność.

____________________________________________________________

Jeżeli spodobał ci się rozdział, to zostaw komentarz, albo chociażby zagłosuj. Dla ciebie to tylko kilka słów, albo jedno kliknięcie, a dla mnie to ogromna radość i chęć pisania następnej części. ;)

Gdzie Jest TataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz