Rozdział 17

2.1K 95 9
                                    

Nie mogłam się ruszyć. Dlaczego nie zdziwiła mnie ta informacja? Czemu wcześniej się nie zorientowałam, że jest coś nie tak? Widziałam, że jest coraz słabsza. Ona nie może umrzeć. Ja nie wiem co wtedy zrobię. To moja przyjaciółka. Znam ją od najmłodszych lat, a teraz chce mi ją zabrać śmierć? Dlaczego akurat ona? 

-O-od kiedy wiesz? - zapytałam lekko się jąkając.

-Wtedy kiedy pojechałam do szpitala po pobiciu przez Andrew. - zamknęła oczy i opadła powoli na poduszkę. - Zrobili badania. Przy okazji te kontrolne na nowotwór. Wszystko rozbłysło. Wszędzie. Ja nawet tego nie czułam. Nie wiedziałam. - po jej policzku popłynęła łza.

-Ile jeszcze... - nie potrafiłam dokończyć tego zdania. To było dla mnie niemożliwe.

-Lekarz powiedział, że w najlepszym wypadku około czterech miesięcy. - odparła takim tonem jakby mówiła mi jaka jest właśnie pogoda.

-Tak mało czasu. - wyszeptałam prawie bezgłośnie. Nawet nie osiągnie pełnoletności.

-Lena. - mruknęła.

-Tak? 

-Ja nie będę mogła pomóc ci odnaleźć tego...

-Wiem.

Spojrzała na mnie dość dziwnym wzrokiem.

-Musisz pojechać do Davida Cravena. Kiedyś już ci o nim mówiłam.

-Mhm. Podaj tylko ulicę.

***

-Proszę na Gower Streed. - mruknęłam do kierowcy taksówki.

-Proszę bardzo. - odpowiedział głupio gapiąc się na mój nabrzmiały brzuch. Jak mnie to denerwowało.

Po chwili się odwrócił i przekręcił kluczyk w stacyjce. Rozbrzmiał warkot silnika i ruszyliśmy. W zupełnej ciszy przejeżdżaliśmy obok domów, chodników na których bawiły się dzieci, pojedynczych drzew, ludzi idących drogą i innych samochodów.Miasto było pełne życia, ale nie ja. Z każdą następną przecznicą czułam narastający stres. Musiałam spotkać się z tym chłopakiem. Sama. Co ja zrobię jak będzie to on? W ogóle o co mam go pytać?! Czemu nie ma ze mną teraz Rose?! A, no tak, jest śmiertelnie chora. Czemu ona? Tyle jest ludzi na świecie a wypadło na tą, która nigdy nikomu nic nie zrobiła.

Auto zatrzymało się. Podziękowałam, zapłaciłam i powoli wysiadłam. Samochód odjechał. Zostałam sama. Powoli przeszłam do przodu w stronę drzwi. Przystanęłam jeszcze chwilę przed nimi i zapukałam. Nikt mi nie otworzył, ale uderzyłam jeszcze kilka razy o drewno. Po paru minutach gdy miałam już odejść w drzwiach stanął wysoki mężczyzna. Wystraszona gwałtownym ruchem odsunęłam się kilka kroków. 

-Dzień dobry. - usłyszałam niski głos. Kiedyś już podobny słyszałam...

-Dziee... - zadarłam głowę w górę żeby spojrzeć na twarz nieznajomego i doznałam szoku. Te oczy. To niemożliwe, to nie mógł być on. - Dzień dobry.

Czułam jego jakby ganiący wzrok typu "Oj dziecko, co żeś ze sobą zrobiła. Trzeba było uważać." na moim brzuchu.

-Pan to David Craven? - głos mi lekko zadrżał gdy to mówiłam.

-Nie, David to mój syn. - odparł podejrzliwie.

Można by ująć, że odetchnęłam z ulgą słysząc jego odpowiedź. Na całe szczęście to nie on.

-Mogłabym z nim porozmawiać? - zapytałam zerkając ukradkiem za plecy mężczyzny.

-Z Davem? - odchrząknął jakby porozumiewawczo, ale ja nie wiedziałam o co chodzi.

Spojrzałam z powrotem na mężczyznę nie rozumiejąc dlaczego nie chce mi powiedzieć dlaczego niby nie mogę porozmawiać z tym chłopakiem. On może tego nie rozumiał, ale dla mnie było to bardzo ważne.

-Mhm. - mruknęłam wpatrując się w niego wyczekująco.

Nie potrafiłam powiedzieć skąd znałam te ciemne oczy. Przecież po raz pierwszy spotkałam tego faceta. Dlaczego miałabym pamiętać jego wzrok? Wtedy ukazało mi się wspomnienie, które kiedyś już widziałam...

-No hej. - powiedział zmysłowym, lekko zachrypniętym głosem stojąc tuż przede mną. Był wyższy, dużo wyższy. Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Staliśmy tak patrząc na siebie. Dzieliły nas centymetry. W sumie, to kompletnie nie znałam tego chłopaka, nie wiedziałam nawet jak ma na imię, ani jak wygląda, ale czułam dziwne przyciąganie i cichy głosik wytworzony przez moją podświadomość "Podejdź do niego jeszcze bliżej. Co się może stać złego? Idź.". 

Prowadzona tą dzikszą stroną Leny przysunęłam się do niego jeszcze bliżej. Stanęłam na palcach chcąc być nieco wyższą. On pochylił głowę.

-Hej - szepnęłam. On nie wiadomo z jakiego powodu uśmiechnął się i objął mnie w talii. Ja zarzuciłam mu ręce na szyi. Wyszczerzył się w jeszcze szerszym uśmiechu.

Chłopak połączył nasze usta na dość długo. Wyciągnęłam mocniej szyję, aby być jeszcze bliżej, ale po chwili poczułam jak jego ręce spadają z moich bioder poniżej ud i po chwili zawisłam w powietrzu oplatając nogi wokół jego pasa. W końcu jednak zabrakło nam tchu i oderwaliśmy się od siebie. Byłam tak blisko jego twarzy, że widziałam jego ciemne oczy błyszczące teraz z emocji. Po chwili zorientowałam się, że szeroko się uśmiecham.

Chłopak nadal ze mną na rękach przeszedł parę kroków i opadliśmy razem na łóżko. Znów mnie pocałował.

Wracając już do teraźniejszości czułam na sobie wzrok mężczyzny. To jego syn. Na pewno i bez wątpienia David Craven jest ojcem mojego dziecka.

-Przepraszam, ale ja muszę się z nim zobaczyć. - zaczęłam się przepychać w drzwich chcąc zobaczyć nieznanego chłopaka.

Pan Craven zdziwiony tą sytuacją możliwe, że nieświadomie odsunął się robiąc mi więcej miejsca. Wpadłam do domu. Nie wiedziałam gdzie znajduje się jaki pokój. Wyjądowałam w dość dużym salonie. Na ścianach wisiało wiele zdjęć. Podeszłam do jednego, na którym widniał wysoki chłopak o orzechowych włosach, ciemnych oczach i przystojnej twarzy. Obok niego stał mężczyzna, który otworzył mi drzwi. Oby dwaj się uśmiechali co dodawało im niezwykłego uroku.

Wpatrywałam się w to zdjęcie z niemym zainteresowaniem, gdy ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał ten facet. Spodziewałam się tego, bo któż by inny mógł to być. Przecież byłam w jego domu. W sumie to ja tutaj wtargnęłam, ale czemu mam się tym przejmować? Co to w ogóle za różnica.

-To jest David? - wskazałam palcem na bruneta widniejącego na obrazku.

Pokiwał głową i mruknął coś w rodzaju "Tak", po czym zaczął ciągnąć mnie za rękę w stronę wyjścia.

-Co pan robi? - zapytałam z oburzeniem.

-Nie ma go tutaj. - odparł tylko.

-To gdzie jest? - ogarnęła mnie lekka panika. Jak to go tu nie ma?!

-Nie wiem. - spojrzał na zegar wiszący na ścianie. - Teraz jeszcze pewnie na lotnisku...

-Co?!

-Jego samolot odleci za dokładnie dziesięć minut.

_____________________________________________________________

Wiem, wiem, wiem. Dawno nie pisałam i do tego teraz jeszcze taki krótki i beznadziejny. Wena mnie opuściła i nie miałam pomysłu na nic dłuższego. Przepraszam! Nie wiem jeszcze kiedy będzie następny rozdział, bo szkoła... Postaram się jeszcze jakoś w tym tygodniu.

Jeżeli spodobał ci się rozdział, to zostaw komentarz, albo chociażby zagłosuj. Dla ciebie to tylko kilka słów, albo jedno kliknięcie, a dla mnie to ogromna radość i chęć pisania następnej części.

Gdzie Jest TataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz