Rozdział 18

2.1K 113 34
                                    

Poczułam jak owija mnie chłód. Byłam już tak blisko. Dotarłam już do tego wszystkiego, a jego tu nie ma. Mam teraz go szukać po lotniskach? Po pierwsze to jest tam strasznie dużo ludzi. Po drugie raczej nie zdążę. Po trzecie nawet nie wiem w którym miejscu on jest. Ja do jasnej cholery nawet nie mam pojęcia jak dokładnie wygląda! Na pewno nie poznałabym go w takim tłumie. Chociaż może... Przecież musiałam go znać i to dość dobrze... Ale czy pamiętam?

-Które lotnisko? - zapytałam na pozór spokojnie, chociaż szalałam z emocji (w więkrzości tych niemiłych lub stresu) od środka.

-Birmingham International Airport - odparł. - Szybko tam jedź, może jeszcze zdążysz.

Czy mi się wydawało, czy ten dość ponury facet właśnie dię do mnie uśmiechnął?! Ja mam chyba jakieś zwidy. To nieprawdopodobne.

Odwróciłam się i najszybkiej jak potrafiłam przeszłam te pare kroków do jezdni. Miałam już złapać jedną z przejeżdżających taksówek, gdy usłyszałam męski głos za mną.

-Zaczekaj chwilę. Ja cię podrzucę. - mruknął.

Potaknęłam tylko głową i pozostałam w tym samym miejscu. Po niedługiej chwili usłyszałam cichy warkot silnika i z garażu przepełnionego różnymi gratami wyjechała  czarna toyota. Samochód podjechał do mnie, a ja bez zastanowienia wsiadłam do środka. Nie minęło nawet parę minut, a staliśmy już w ogromnym korku. Zaklęłam pod nosem. Teraz to już na pewno nie zdążę. Jedynym wyjściem jeszcze by była wędrówka na pieszo aż pod samo lotnisko. W sumie nie byliśmy już bardzo daleko, ale to prawie pewne, że spóźniłabym się. Musiałam jednak spróbować.

-Dziękuję za podwózkę. - powiedziałam otwierając drzwi.

-Co ty robisz? - odwrócił się w moją stronę.

-Wysiadam.

-Na środku ulicy?

-Jakoś muszę się tam dostać, a samochodem raczej tam nie dojedziemy w ciągu siedmiu minut. - mruknęłam z lekką ironią w głosie.

-Hmmm. Dobrze, ale  uważaj na siebie. 

Przesłyszałam się, czy on - mężczyzna, którego znałam od mniej więcej pół godziny i raczej nie zrobiłam na nim zbyt dobrego wrażenia - nie chce, żeby coś mi się stało?

-Umm dobrze. - wysiadłam pospiesznie z auta i prawie, że biegiem zaczęłam przemieszczać się między pojazdami warczącymi złowieszczo.

Co chwilę słyszałam klakson, który był oznaką zniecierpliwienia kierowcy. W sumie każdy z nich miał grymas na twarzy, niektóry krzyczeli, inni wychodzili z smochodu, żeby zobaczyć jak długa jest kolejka.

Parenaście, a może pareset metrów dalej widniał ogromny szyld z nazwą lotniska. Po jakimś dość niedługim czasie znalazłam się niedaleko niego. Weszłam do budynku. Wszędzie były okna przez które zauważyłam tłumy ludzi. Wszyscy się pchali z niewiarygodnych wielkości walizkami, aby zdążyć na swój samolot, albo chociaż usiąść na jednej z niewielu wolnych ławeczek. Czułam na sobie spojżenia co najmniej jednej trzeciej osób będących w pomieszczeniu. Czułam się niezwykle skrępowana, ale brnęłam dalej. 

Przejżałam szybko cały rozkłam odlotów i przylotów. Bardziej interesowały mnie te pierwsze. Nowy Orlean...Nowy... tutaj jest. Zostały jeszcze trzy minuty. Nie zdążę. Miałam już opaść na najbliższe kszesło i się poddać, kiedy zauważyłam dziwnie znajomą niebieską bluzę. Do głowy wcisnęły mi się dwa pytania: pierwsze - Czy to on?; drugie - Jeżeli tak, to czy zawsze chodzi w tym jednym ubraniu? 

Bez zastanowienia poleciałam w tamtą stronę, ale chłopak zniknął. Dlaczego teraz? Biegłam (o ile można było tak nazwać moje niezdarne człapanie) na oślep. Co chwilę wpadałam na jakichś ludzi, który przeklinali lub krzyczeli, ale ja nie zważałam na nic. Najważniejsza była ta tabliczka z napisem "Nowy Orlean". Jeżeli jszcze nie wyruszyli to jestem na dobrej drodze. Stanęłam w miejscu, gdzie było dziwnie mniej osób. Nie zdążyłam?

Gdzie Jest TataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz