Rozdział 13

2.5K 101 9
                                    

Siedzę przy łóżku Rose. Nie potrafiłam jej teraz zostawić nawet jak nie chce mnie znać. W pomieszczeniu panuje kompletna cisza nie licząc odgłosu oddechu mojego i dziewczyny. Od "wypadku" minęło parę godzin, a ona nadal jest nieprzytomna. Trudno mi było patrzeć na jej posiniaczoną twarz. Obwiniałam się o to, co się stało. Sama nie wiem jak, ale przecież mogłabym jej pomóc, albo chociaż zemścić się jakoś na tym chłopaku. Dlaczego to się stało? Czemu to ona jest cała poharatana? Mogłam przecież to być ja.

Rodzice dziewczyny od razu gdy przyjechali (czyli kilka godzin po tym, co Andrew zrobił Rose) zadzwonili po pogotowie. W sumie nie stało się nic wielkiego, ale nie miałam nic przeciwko. Po paru minutach karetka podjechała pod dom. Zabrali ją. Chciałam też jechać, ale mnie nie wpuścili. Musiałam pozostać na miejscu, ale to było prawie niemożliwe, w każdym razie dla mnie niewykonalne. Patrzyłam jeszcze za pojazdem, aż zniknął za zakrętem. Wtedy powłócząc nogami bardzo powoli poszłam do swojego pokoju. Jak ja bardzo chciałam teraz być tam razem z nią. Pomóc jej wstać, widzieć jak się budzi, razem z nią wrócić do domu. Lecz ona tego nie chciała. Wolałaby, żebym została tutaj, nie chce mnie widzieć. Tak twierdzi...

Położyłam się na swoim łóżku. Co ja mam teraz ze sobą zrobić? Co chwilę przechodziłam w jakieś inne miejsce. Przemieszczałam się bez żadnego celu. Nie wiedziałam co, ani o czym myśleć.

***

Stałam przy oknie. Było już ciemno. Jedynym źródłem światła był księżyc prawie w pełni. W okolicy wysiadł prąd. Nie zważałam na to. Czekałam po prostu na powrót pewnej dziewczyny ze szpitala. Już dość długo tam była, co mnie niepokoiło. Dlaczego jej nie ma? Coś jej się stało? Coraz czarniejsze myśli błądziły po mojej głowie. Czy nie wróciłaby już gdyby było wszystko okay? Na pewno nie było. Przecież ją widziałam. To... to nie może być lekki uraz...

Złapałam się za głowę chcąc zatrzymać potok tych strasznych wymysłów.

-Rose już niedługo wróci i będzie cała i zdrowa. - szeptałam sama do siebie chcąc się  utwierdzić w tym przekonaniu.

Ale jednak nadal jej nie było...

***

Kolejny dzień, a Rose jeszcze nie wróciła. Jak ja bym chciała się z nią zobaczyć, albo chociażby mieć pewność, że jest w domu tuż obok. Jak to już miałam w zwyczaju ostatnimi czasy spojrzałam przez okno w stronę jej pokoju. Był pusty. 

Zgarbiona powędrowałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w luźną, niezapinaną bluzę, bo tylko w taką się mieściłam i czarne spodnie od dresu. Przeszłam do pokoju i usiadłam na krześle przy oknie. Byłam tak zajęta swoimi zwyczajnymi czynnościami, które wykonuję codziennie rano, że nie zauważyłam ciemnego samochodu stojącego na podjeździe do domu dawnej przyjaciółki. Gdzieś już widziałam taką limuzynę. Wróciłam myślami parę tygodni wcześniej.

Andrew.

Co on tutaj jeszcze robi?! Jak śmie pokazywać się jeszcze w  tym miejscu?!

Pełna złości szybkim krokiem wyszłam z pokoju, potem z domu. Pokonałam chodnik i weszłam do domu, który nie wiem czemu, ale stał otwarty. Wpadłam do pokoju dziewczyny. Nikogo tam nie było. Przed domem jednak nadal stało ciemne BMW. Na pewno gdzieś tutaj był.

-Kogo moje piękne oczy tutaj widzą. - usłyszałam lekko zachrypnięty męski głos tuż za moimi plecami. Stał tak blisko, że czułam na plecach jego oddech.

Powoli się odwróciłam. Byłam od niego niższa o mniej więcej pół głowy. Patrzył na mnie z góry. Nie, on nie patrzył, on lustrował mnie wzrokiem tak, jakby chciał zapamiętać mój obraz na długie lata. Było to niezwykle krępujące.

-Co ty tutaj robisz? - warknęłam cicho.

-Przyszedłem tutaj, aby spotkać się z moją dziewczyną.

-Jak śmiesz! - zamachnęłam się, żeby uderzyć go w twarz, ale zdążył złapać moją rękę tuż przed jego policzkiem i pociągnął za nią tak, że znalazł się nagle bliżej mnie o te parę centymetrów, które nas dzieliły.

-Nie radzę. - szepnął tuż do mojego ucha. Zadrżałam.

-Zostaw mnie!

-Już. - mruknął i popchnął mnie w stronę ściany. Krzyknęłam, ale jego to nie zraziło. Trzymał moje oby dwie ręce przykleszczone do ściany nad moją głową, przez co nie mogłam się ruszyć. Przybliżył swoją twarz do mojej i przycisnął swoje usta do moich. W tym momencie przypomniałam sobie, że mam jeszcze nogi i kopnęłam go z całej siły w krocze. Zgiął się w pół i z jękiem upadł na kolana. - Cholera! - zaklął głośno.

Wybiegłam najszybciej jak mogłam zostawiając go w środku. Przez chwilę zastanawiałam się nad zadzwonieniem po policję, ale zrezygnowałam z tego pomysłu, gdy zdałam sobie sprawę, że nie miałabym co powiedzieć funkcjonariuszom. Jeszcze raz spojrzałam na auto, potem na dom i wstającego chłopaka w pokoju dawnej przyjaciółki. Zwrócił wzrok w moją stronę i wykrzyczał:

-Jeszcze tego pożałujesz! - jego wyraz twarzy wyrażał coś więcej niż gniew, ale nie potrafiłam stwierdzić co to było.

Nie patrząc więcej w tamtą stronę weszłam do pomieszczenia. 

Stojąc już w środku poczułam dziwne uderzenie w brzuchu, potem drugie i jeszcze jedno. Nie było to bardzo bolesne,  ale jednak czułam kopanie.

-Mamo? - odezwałam się lekko dysząc od emocji.

-Tak kochanie? - usłyszałam jak zbliża się do mnie szybkimi krokami.

-To... to coś chyba mnie kopnęło.

Widziałam jak na twarzy mojej rodzicielki pojawia się uśmiech.

-To cudownie! - wykrzyknęła rozradowana.

-Ja... źle się czuję... - mruknęłam, po czym pobiegłam szybko do łazienki i zwymiotowałam.

-Lena? Nic ci nie jest? - zapytała już lekko zaniepokojona.

-Nie. - odparłam przechodząc już obok niej. 

Weszłam powoli do swojego pokoju. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to widok z okna: Rose podpierająca się o ramię swojego ojca i idącej do domu. Wróciła! Nareszcie! Miałam ochotę teraz rzucić się na dół do niej i pomóc jej iść, porozmawiać, przeprosić, lub cokolwiek innego, aby spędzić z nią czas. Podbiegłam do okna. Wtedy dziewczyna się odwróciła, a jej twarz bez wyrazu mnie zamroziła. Myślałam, że wracając do domu będzie choć w miarę szczęśliwa, ale wcale tak nie wyglądała. Wręcz przeciwnie. Było tak, jakby szła teraz na skazanie. Coś musiało się stać i to na pewno nie było nic miłego. Chciałabym wiedzieć o to chodzi i smucić się tym razem z nią, ale czy ona mi powie o co chodzi? Wątpię.

____________________________________________________

Jeżeli spodobał ci się rozdział to zostaw swój komentarz, albo chociażby zagłosuj. Dla ciebie to parę słów, albo jedno kliknięcie, a dla mnie ogromna radość i chęć napisania kolejnej części.

Gdzie Jest TataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz