Rozdział 24

860 62 9
                                    

Była pewna dziewczyna. Miała wszystko, czego chciałaby zapragnąć przeciętna nastolatka w jej wieku... no, prawie wszystko. Kochającą rodzinę, przyjaciół, dobrą szkołę. Układało się idealnie. Życie podstawiało jej pod nos chwile szczęśliwe. Cieszyła się nimi, chociaż czasem może i nich nie doceniała. Nie wierzyła w swoje nieprawdopodobne szczęście. Zajęta była wypominaniem wszystkiego co złe. Niepotrzebnie traciła czas na takie bzdety. Te cenne chwile, które mogła pożytecznie wykorzystać przepadały jej w nieprzerwanym ciągu innych zdarzeń. Wtedy nie rozumiała piękna i pełni swojego życia. Nie wiedziała jak ważna jest przyjaźń, ani jak wielki ból się czuje przy jej stracie. Teraz ta sama dziewczyna jest mądrzejsza i silniejsza. Teraz wie, że nie można żucać słów na wiatr, ani niedoceniać wielu istotnych chwil. Nigdy nie zapomni tej ogromnej straty, ani tym bardziej tego, czego nauczyło ją brutalne życie.

Wsiedliśmy do taksówki. Nie miałam pojęcia dlaczego Andrew nie miał samochodu (albo prawa jazdy), ale jakoś nie miałam ochoty go o to pytać. Siedzieliśmy odwróceni od siebie, a w każdym razie ja patrzyłam w okno na budynki i drzewa, które mijaliśmy. Nigdy nie przepadałam za samochodami. Przy większych prędkościach odczówałam dziwny ścisk w brzuchu, może to przez jakiś ukryty strach?

Dom, drzewo, drzewo, dom, drzewo, drzewo, dom. Monotonność tej podróży powoli mnie przerażała. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać dlaczego otrzymałam komórkę. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i go włączyłam. Był to zwyczajny telefon dotykowy, podobny nawet do mojej dawnej komórki... zaraz, przecież to JEST moja komórka. Z rozszerzonymi oczami zaczęłam oglądać telefon z każdej strony. Rzeczywiście w dolnym lewym rogu ekranu było zarysowanie, a na obudowie widziałam lekkie wgniecenie. Pamiętam jeszcze jak rozpaczałam nad tymi drobnymi urazami. Potem nagle komórka zniknęła. Dostałam nową zapominając o tamtej.

-Skąd masz mój telefon? - zapytałam spoglądając na chłopaka.

-Znalazłem go. - odparł odwrócony w drógą stronę.

-Gdzie? - chciałam wiedzieć.

-Czy to ważne? Znalazłem, to ci oddaję.

Nic nie odpowiedziałam, po prostu wolałam przejżeć zawartość karty pamięci. To co zobaczyłam mnie załamało. Zero zdjęć, kontaktów i innych rzeczy, które wolałabym mieć w swoim telefonie. Chociaż nie, był jeden kontakt, Andrew.

-Wszystko usunięte? - szepnęłam myśląc o moich zdjęciach z mamą, Emmą i przede wszystkim Rose... nie! Nie mogę teraz o niej myśleć! Rozpoczynam nowy rozdział życia, bez niej. - Nie ma nawet numeru do mamy... -mruknęłam. Do chłopaka jakby nic nie docierało z tego, co ja mówię, robię i tak dalej. - Czemu? - zapytałam trochę głośniej.

-Co? - odwrócił się spięty w moją stronę. Coś jest na rzeczy.

-Gdzie jedziemy?

-Zobaczysz.

-Ale ja chcę wiedzieć teraz. Gdzie jedziemy? - nie miałam zamiaru odpuścić.

-Załatwić parę spraw.

-Jakich spraw?

-Ugh... Wierz mi, że gdybym mógł, to bym zostawił cię w spokoju w domu.

-Gdybyś mógł?

-Tak. - wywrócił oczami na znak, że nie chce już dalej ciągnąć tematu, ale ja musiałam wiedzieć.

-Dlaczego?

Andrew spojrzał na kierowcę, po czym odparł:

-Powiem, ale nie teraz i nie tutaj. Może jak wrócimy?

Pokiwałam twierdząco głową. Ważne, że wreszcie się czegoś dowiem.

***

Opuściliśmy taksówkę za miastem, w miejscu, gdzie zaczynał się las i kończyły budynki. Andrew zapłacił, po czym stanął obok mnie, żeby zaczekać aż samochód odjedzie spowrotem do centrum.

-Chodzi- mruknął chłopak łapiąc mnie za rękę i idąc w stronę lasu.

Nie liczyłam kroków, skrętów, ani drzew, gdy weszliśmy w gąszcz. Moja cała uwaga (albo w każdym razie jej większa część) była skupiona na niezgubieniu Andrewa. Blondyn co chwilę spoglądał na zegarek, a z każdą mijającą minutą przyspieszał swoje tępo, aż w pewnym momencie musiałam za nim prawie biec. Po jakimś czasie zatrzymał się na niewielkiej polance. Na środku, przy drzewie stał niewielki domek. podeszlismy do niego, po czym weszliśmy do środka. Wewnątrz nie było wielu mebli. jedynie stół i parę krzeseł. Trzy były zajęte przez rosłych mężczyzn w czarnych garnituracz wygladajacych jak zbroja. Na czwatrym siedział rudy mężczyzna z przebiegłym uśmiechem, który na nasz widok się rozszerzył. Po minie Andrew wywnioskowałam, że coś jest nie tak...

___________________

Hej!

Dzięki wam wszystkim za 33.000 wyświetleń!

Dzisiaj znowu krótki, ale wrezzcie mam komputer, wiec może rozdziały będą częściej...

Wiem, że pewnie mnie nienawidzicie za to że tak żadko piszę :(

Mam pytanko, moze nest tu ktoś, kto mógłby pomóc mi przetłumaczyć całe GJT? :)

Gdzie Jest TataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz