Rozdział 22

1.5K 122 18
                                    

Powoli mijaliśmy samochody, latarnie, budynki oraz ludzi wracających szybko do swoich domów. Obraz za oknem powoli się zmieniał. Kolorowe domy z soczyście zielonymi trawnikami przed nowymi ulicami znikały. Zastępowały je opuszczone rudery obklejone szeroką taśmą z ogromnymi napisami „Nie wchodzić! Grozi zawaleniem!" lub niedokończone kamienice bez okien i drzwi. Idealna droga się zakończyła, a po niej pojawiła się piaszczysta ścieżka posiadająca więcej dziur niż ser szwajcarski. Próbowałam siedzieć jak najbardziej spokojnie, jednak nie było to łatwe, gdyż na każdym wyboju zarzucało mną do przodu. Lub do tyłu uderzając mną o fotel i odbierając dech w piersiach. Andrew siedział sztywno patrząc przed siebie.

-Proszę się tutaj zatrzymać - mruknął do kierowcy. Wyraz twarzy mężczyzny kierującego taksówką wyrażała zdziwienie, ale jednak zjechał na ubocze i zahamował.

Chłopak dał taksówkarzowi odpowiednią sumę pieniędzy i wyszedł z samochodu. Zanim zdążyłam się obejrzeć już otwierał drzwi auta po mojej stronie, aby pomóc mi wyjść. Nie zwracając większej uwagi na jego wyciągniętą rękę samodzielnie wyskoczyłam z pojazdu przy okazji się potykając i prawie się przewracając. Na całe szczęście Andrew w ostatniej chwili złapał mnie w talii i postawił do pionu.

-Idziemy - powiedział tylko nie patrząc na mnie.

Jeszcze przez bardzo krótką chwilę staliśmy w tym samym miejscu czekając, aż taksówka odjedzie. Albo mi się wydawało, albo chłopak spojrzał przelotnie na mnie, a potem na moją dłoń, jakby zastanawiając się, czy za nią złapać, czy może nie. Chyba jednak zrezygnował z tego pomysłu, bo bez słowa ruszył w ciemną uliczkę.

-Ty tutaj mieszkasz? - zapytałam rozglądając się dookoła.

Przechodziliśmy akurat obok zawalającej się kamienicy wymalowanej w nierozpoznawalne lub niecenzurowane wzory graffiti. Nielicznych słów typu „Kocham się Beth!" i nie tylko można się było jeszcze doczytać.

-Nie, nie tutaj. - odparł nie zatrzymując się.

Usłyszałam jakiś krzyk, prawdopodobnie nieznajomej dziewczyny z ciemnego budynku, który właśnie mijaliśmy, a po nim czyjś śmiech. Podskoczyłam przestraszona, przez co wpadłam na Andrew idącego tuż obok.

-Spokojnie - mruknął tuż do mojego ucha, przez co zadrżałam. Och nie, przecież ja teraz cała dygotałam jak liść i co najgorsze nie potrafiłam tego opanować. - Jeszcze tylko kawałek.

Dalej wędrowałam trzymając się kurczowo ręki blondyna będącego tuż obok mnie. Nie chciałam nic widzieć, ale jednak rozglądałam się dookoła. Patrzyłam na ciemne alejki między domami przeznaczonymi do rozbiórki, w których siedzą i niewiadomo co jeszcze robią ludzie mniej więcej w moim wieku.

Minęliśmy jeden, drugi, trzeci zakręt. Budynki w pewnym momencie się rozstąpiły. Stanęliśmy na czystym chodniku przed prostą ulicą. Trochę dalej widziałam idealnie zadbany domek jednorodzinny. Ściany były koloru białego, a dach pokryty został czerwoną dachówką. Przeszliśmy spokojnie przez szeroką drogę i jasną kafel kowaną ścieżkę leżącą na soczyście zielonej, niedawno skoszonej trawie. Znalazłam się przed mahoniowymi, ciemnymi drzwiami z eleganckimi i bogatymi w różnorodność ornamentami. Chłopak stojący blisko mnie z mojej prawej strony wyciągnął kluczyk, który włożył z kolei w zamek i przekręcił nim dwukrotnie w lewo. Rozległ się cichy zgrzyt, co świadczyło o tym, że drzwi zostały odryglowane. Andrew złapał za klamkę i pchnął drzwi do przodu na tyle, żebym mogła wejść do środka jako pierwsza. Nie pogardziłam tym wyrazem dobrych manier i wparowałam do środka. Gdyby na zewnątrz nie było tak przeraźliwie zimno, to może zachowałabym się bardziej stosownie, ale co ja poradzę na to, że nie chciałam doszczętnie zamarznąć? Dopiero gdy klamka przeskoczyła lekko zamykając drzwi zdałam sobie sprawę z tego w jakiej sytuacji właśnie się znalazłam. Byłam sam na sam w jednym domu, którego poza tym w ogóle nie znałam z chłopakiem, któremu w ogóle nie ufam i do tego się go boję. Do tej pory był ktoś z nami, albo chociaż miałam jakąkolwiek drogę ucieczki, a teraz? Możliwe, że jedyne wyjście właśnie zostało zakluczone i do tego było za plecami blondyna. Panika zaczynała we mnie narastać. Najpierw powoli, ale gdy Andrew odwiesił swoją i moją kurtkę na wieszak i zobaczyłam jakiś błysk w tylnej kieszeni jego spodni przypomniał mi się mój ostatni sen i tętno diametralnie mi podskoczyło. Nie miałam zamiaru dać po sobie poznać, że tak bardzo się boję. Niestety chyba mi się to nie udało, bo wyraz twarzy chłopaka zmienił się i teraz jakby mówił „Nie martw się, nic ci nie zrobię".

Gdzie Jest TataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz