Rozdział 21

1.7K 82 15
                                    

Powoli wychodziłam z otępiającej i wszech ogarniającej czerni. Czułam jakby moje oczy powoli przyzwyczajały się do nieprzeniknionej ciemności. Wiedziałam, że coś tutaj jest, ale jeszcze tego nie widziałam. Wynurzałam się z cienia narzuconego na mnie jak koc. Potrafiłam już odróżnić pojedyncze kształty. Drzewa. Ulica. Auto. Samochód pędzący prosto na mnie. Leżałam na samym środku wąskiej wiejskiej dróżki. Poderwałam się gwałtownie z ziemi i ślizgając się po błocie między ogromnymi kałużami przebiegłam na mokry trawnik. Ciemny pojazd przejechał obok mnie i jak gdyby nigdy nic opryskując mnie przy okazji ciemną masą złożoną z wilgotnej ziemi i niewiarygodnej ilości wody. Zaklęłam cicho pod nosem widząc swoją bluzkę i spodnie umazane błotem. Samochód zatrzymał się parę metrów dalej tuż przed mrocznym lasem rzucającym długie cienie w poświacie dużego księżyca w pełni. Drzwi limuzyny bezgłośnie się otworzyły. Mogły wydać nawet jakiś dźwięk, ale on i tak byłby zagłuszony szumem spowodowanym padającym deszczem i porywistym wiatrem wprowadzającym drzewa i liście na nich w ruch. Nie aż tak powoli mokłam siedząc skulona na ziemi patrząc na ciemną postać wychodzącą poza czarny samochód. Sądząc po wysokości i szerokich barkach był to mężczyzna pokaźnych rozmiarów. Ubrany był w czarny, raczej drogi garnitur, markowe spodnie tego samego koloru i eleganckie buty. Narzuconą miał na plecy gruby płaszcz. Na głowie nie miał żadnej czapki, a jego włosy rozwiane na wietrze nasiąkały wodą wciąż lejącą się kaskadami z szarych chmur nie wyglądających przyjaźnie.

Nieznajomy wpadł do drewnianego domu znajdującego się tuż obok. Nie miałam pojęcia skąd on się tam wziął. Na pewno go nie było tam parę minut temu...

Od środka zapaliło się światło ledwie widoczne przez brudne, zakurzone szyby w oknach. Ujrzałam tuż nad sobą błysk i parę sekund później rozbrzmiał przenikliwy grzmot. Oznaczało to tylko jedno. Burzę. Co się za tym ciągnęło, że byłam zmuszona ukryć się w starej chatce stojącej kawałek dalej. Przebiegłam dzielącą mnie od jasnego pomieszczenia odległość ledwo trzymając się na nogach i zapadając się w grząskim błocie.

-Witaj. - usłyszałam znajomy męski tembr. Po samym brzmieniu wiedziałam, że się uśmiecha. To był on. Mój wróg.

-Czemu zawdzięczam tą niespodziewaną wizytę? - moje zmysły maksymalnie się wyostrzyły gdy TEN drżący głos. Dziewczęcy. Tak dobrze mi znany. Myślałam, że już nigdy nie będzie mi dane go słuchać.

-Oh, dobrze wiesz kochanie. - czuć było w tym nutkę rozbawienia.

-Nie nazywaj mnie tak. - warknęła tracąc już cierpliwość, a razem z nią traciłam ją ja. Miałam ogromną ochotę wbiec tam i ukatrupić tego chłopaka własnymi rękoma. Zamiast tego przesunęłam się kawałek, żeby lepiej widzieć całe zdarzenie. W tym samym momencie Andrew przekręcił delikatnie głowę w moją stronę, a kąciki jego ust minimalnie się podniosły w i tak już szerokim uśmiechu. Zobaczył mnie?

-Przyszedłem się zabawić. - wyszczerzył się tak, że było widać idealnie proste białe zęby. Od tego zrobiło mi się niedobrze, a Rose diametralnie zbladła.

-N-nie rozumiem. - odpowiedziała jąkając się. Bała się tego, co on teraz mógł jej zrobić. Mnie również obleciał strach.

Posłał jej spojrzenie typu „Nie kłam mała, obydwoje wiemy, że już skojarzyłaś fakty", ale w tym samym czasie sięgnął do tylnej kieszeni spodni. Ujrzałam jakiś błysk. To przekonało mnie do tego, że muszę wreszcie pomóc mojej przyjaciółce. Przebiegłam prawie bezszelestnie do drzwi. Na szczęści były uchylone n tyle, żebym mogła przecisnąć się między nimi a futryną nie przekonując się, czy skrzypią. Rose spojrzała na mnie błagalnie i z niemym podziękowaniem. Rozejrzałam się szybko po pokoju. Panował tu wystrój myśliwski. Skóry porozwieszane po ścianach, głowy zabitych zwierząt, poroża jeleni, dubeltówki, które według mnie były nienabite. Szkoda. Najchętniej rozwaliłabym łeb temu facetowi nie zważając na okoliczności. Niedaleko mnie stał stół z pełną zastawą składającą się z widelca, łyżki i noża. Wzięłam to trzecie do ręki i na palcach, ale w miarę szybko przemieściłam się do chłopaka. Jedna z desek pode mną zaskrzypiała, co było mi niezwykle nie na rękę w szczególności przy tej nieznośnej ciszy. Zdążyłam skoczyć na plecy Andrew zanim obrócił się w moją stronę. Przyłożyłam mu nóż do gardła. Zaczął się wyrywać chcąc zrzucić mnie z siebie, ale ja dzielnie trzymałam się przylepiona do niego ręką i nogami.

Gdzie Jest TataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz