IV

484 34 17
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ted Tonks, 1969

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ted Tonks, 1969

Marzec tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego ósmego przyniósł ze sobą nagłe zaostrzenie mrozów i nieoczekiwane zmiany. W przeciwieństwie do Londynu, Szkocję pokrywała wciąż gęsta czapa puszystego śniegu i nie zanosiło się na to, by zamierzał choć trochę stopnieć. Zbliżające się wielkimi krokami SUM-y stresowały mnie coraz bardziej, a co więcej — najlepszy stolik w bibliotece był wciąż jak na złość okupowany przez elitarny Klub Naukowy pod przewodnictwem Paula Traversa. Życie wydawało mi się coraz bardziej niesprawiedliwe, a Bellatrix coraz częściej sprawiała wrażenie kompletnie nieobecnej duchem, więc musiałam zachować wszystkie swoje obawy dla siebie. I tu dochodzimy do momentu, w którym zaczęłam pisać pamiętnik.

Oczywiście dla spokoju ducha i potrzeby zachowania jakichkolwiek pozorów w myślach nazywałam go dziennikiem — poważna Krukonka nie zajmuje się przecież podobną dziecinadą. Dopóki nie wyszukałam odpowiednich zaklęć zabezpieczających, nosiłam go zawsze przy sobie, co w rezultacie okazało się całkiem dobrym pomysłem. Kiedy tylko dopadał mnie lęk albo wątpliwości, wyciągałam ten zeszyt i udając, że robię bardzo, a wręcz niezwykle, istotne notatki, przelewałam moje uczucia na papier. Z początku były to nic nieznaczące bzdury, potem zrobiło się tego więcej i więcej, aż w końcu zaczęłam spisywać wszystko, co się ze mną działo i co tylko przychodziło mi do głowy. Czułam się jak druga Jęcząca Marta, ale przynajmniej wyłam tylko w myślach, a nie w damskiej toalecie.

Pewnej soboty, w porze lunchu, do stolika Ravenclaw podszedł nieoczekiwany gość. Paul Travers stanął nade mną wyczekująco, a ja, nie wiedząc co zrobić, dla bezpieczeństwa zasłoniłam się atlasem albańskich przełęczy górskich z naniesionymi kryjówkami olbrzymów. Po naszej wielkiej nocnej eskapadzie, Paulowi pozostała na nosie niewielka jasna blizna. Zastanowiło mnie, czy bardzo mu przeszkadza.

Nie wiedziałam, czego mógłby ode mnie chcieć i nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Przypuszczałam, że chciał zapytać o Bellę, czy inne podobne bzdury, ale ku mojemu zdumieniu nie odezwał się ani słowem. Kiedy w końcu na niego spojrzałam, gotowa kazać mu się odczepić, rzucił mi jakąś kopertę, odwrócił się na pięcie i odszedł w milczeniu. Ta tajemniczość zupełnie do niego nie pasowała — zrobiłam się jeszcze bardziej podejrzliwa.

Wielka ucieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz