X

484 30 14
                                    

Tom Riddle, circa 1946

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tom Riddle, circa 1946

Nie wróciłam do domu na resztę wakacji. Pomiędzy mną i wujkiem Aldenem powstała niespisana umowa — dopóki nie napomykałam o powrocie, on również nie poruszał tematu. Przestraszyłam się też tego, co opowiedział mi o Tomie Riddle'u i wszystkich ludziach, którzy należeli do jego wizji nowego „państwa czarodziejskiego". Nie mogłam teraz ot tak wrócić i znosić ciotki Walburgi, więc odwlekałam powrót do Londynu tak długo, jak mogłam. Nie byłam w stanie zaakceptować tego, że Bella i Narcyza upodobały sobie mężczyzn, którzy najwyraźniej popierali nowy „czystokrwisty" reżim obiema rękami i nogami. Cała historia o piętnastolatkach, którzy umieli rzucać Niewybaczalne aż za bardzo przypominała mi o Lestrange'u i tym biednym chłopaku, którego podobno zabił. I chociaż nie byłam już teraz pewna, czy powinnam ufać jakiejkolwiek informacji z ust Augustusa Rookwooda, coś mi mówiło, że niefortunny koniec Harpera Lennoxa wcale nie był wyssaną z palca plotką.

Wujek Alden nie wracał jednak więcej do tematu planowanego przez Riddle'a zamachu na rząd, bo i też sam chyba do końca w te plotki nie wierzył, a ja również nie bardzo chciałam o tym rozmawiać. Przerażało mnie to, bo pachniało aż za mocno wojną i rewolucją — dwiema rzeczami, które jak dotąd znałam tylko z nudnych zajęć z historii magii. Obydwoje z wujkiem Aldenem mieliśmy chyba nadzieję, że jego ponure przeczucia są właśnie tylko tym — ponurymi przeczuciami.

Nie chciałam wracać do rzeczywistości. Nieco wilgotne, słone i pachnące jodem powietrze Dorset działało zbawiennie na moje nerwy. Po dwóch dniach zapomniałam o krzykach ciotki, po tygodniu udało mi się całkowicie wyciszyć. Nigdy nie sądziłam, że życie może być tak pozbawione nerwów, nakazów i krzyków. Wujek Alden zabierał mnie na długie piesze wycieczki po klifach, a przebrani w mugolskie stroje, których miał w przepastnej szafie zaskakująco dużo, zwiedzaliśmy West Bay. Nie było w nim oczywiście za dużo do zwiedzania, ale ja byłam zafascynowana każdym mugolem, którego zobaczyłam — do tego stopnia, że pierwszego dnia wujek musiał mnie niemal ciągle strofować, żebym przestała się gapić.

— Zachowujesz się jak dzikuska — burczał wtedy, a ja naprawdę starałam się zachowywać, jak trzeba.

Niestety nie bardzo mi to wychodziło. Interesowało mnie absolutnie wszystko — mugolskie funty i pensy, maszyny do lodów, telefony, kolorowe stroje, szerokie spodnie z dziwnego niebieskiego materiału, elektryczność, długie włosy i brody u mężczyzn, które bynajmniej nie stanowiły o wieku, a były wyrazem nowej mugolskiej mody, którą dotąd znałam tylko z gazet.

Pewnego dnia oszalałam dla tego nowego świata kompletnie. Koło południa na deptaku złapał nas deszcz. Usiedliśmy więc w malutkiej lodziarni, czekając, aż się rozpogodzi i wtedy w oko wpadła mi maszyna grająca. Błyszcząca, wielka i świecąca kolorowymi lampkami wydawała mi się czymś kompletnie nie z tej ziemi. Oczywiście znałam gramofony, w domu mieliśmy kilka staroświeckich egzemplarzy, ale nigdy nie widziałam czegoś takiego. Czarodzieje preferowali muzykę na żywo, a to było coś zupełnie nowego. Od tamtej pory przychodziłam do lodziarni co najmniej raz dziennie i z nieustającą fascynacją zmieniałam płyty, odkrywając nowe utwory. Przychodziłam sama, bo wujek Alden nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do tego, co młoda dama szlachetnego pochodzenia powinna, a czego nie. Sam uznał, że nie jestem na tyle głupia, by się zgubić, a poza tym potrzebował dziennie kilka godzin dla siebie, które przeznaczał na pisanie.

Wielka ucieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz