XVI

337 25 9
                                    

Alana Thornpike, 1970

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alana Thornpike, 1970


Do końca 1970 roku już tylko jedna trzecia Amerykanów wierzyła, że wojna w Wietnamie jest słuszna. Kiedy podano do publicznej wiadomości informację o masakrze w wiosce My Lai, weterani zaczęli masowo dołączać do organizacji Vietnam Veterans Against the War. Najbardziej protestowali młodzi, ponieważ to właśnie oni byli wysyłani na front, a inni — bo wierzyli w słuszność ruchu antywojennego, który rósł w siłę z każdym kolejnym miesiącem. Tragiczne wydarzenia były na ustach wszystkich Amerykanów, ale gdy w czasie pokojowego marszu zastrzelono kilku studentów z Kent State University, zaczął protestować cały świat. Oburzenie Wietnamem dotarło i do Londynu, a lawina ruszyła tu ze zdwojoną siłą, gdy w nocy z trzeciego na czwartego października nieznani sprawcy, używając Zaklęć Niewybaczalnych, w bestialski sposób zamordowali grupę uczestniczącą w Marszu Praw Charłaków.

Chociaż nasza wojna dopiero się zaczynała i nikomu jeszcze nie przyszło do głowy, by w ogóle mówić o problemie bezpośrednio, sprawy szybko nabierały tempa. Wraz z dymisją Ministra Magii, Nobby'ego Leacha, do Ministerstwa powrócili bardzo źli ludzie, którzy nigdy nie powinni byli sprawować jakiegokolwiek urzędu. Teraz były Minister Magii umierał na „tajemniczą chorobę", a jego stołek przejęła Eugenia Jenkins, nieudolny polityk i słaby strateg. Wszyscy przeczuwali, że nie zdoła zapobiec temu, co lada chwila miało spaść nam na głowy. Rewolucję dało się niemal wyczuć w powietrzu, choć ja nie przypuszczałam, że nadejdzie ona aż tak szybko. Piątego października, w samym środku nocy, zostałam gwałtownie wyrwana ze snu:

— Wstawaj! — Nade mną, w pełni ubrana do wyjścia, stała madame Malkin.

— Co się dzieje? — Przetarłam oczy i momentalnie złapałam za różdżkę.

Madame uśmiechnęła się z aprobatą, widząc ten odruch.

— Grzeczna dziewczynka. — Zapięła do końca płaszcz i schowała włosy pod kapeluszem z szerokim rondem. — Pospiesz się. Musimy iść.

Gdy już się ubrałam, kazała mi schować twarz pod podobnie spektakularnym nakryciem głowy. Wyszłyśmy na Pokątną, która była wciąż pogrążona w mroku, a ja rozglądałam się dookoła, nadal nie przeczuwając nawet, co się święci. Madame ściskała mnie za rękę gdy przemykałyśmy pustymi, ciasnymi uliczkami. W końcu dotarłyśmy do muru, za którym znajdowało się przejście do mugolskiego świata.

— Dokąd idziemy? — zapytałam, nadal szepcząc.

Madame wyjęła różdżkę, stukając nią w odpowiednie cegły. Gdy przeszłyśmy na drugą stronę, po przeciwnej stronie ulicy zobaczyłam grupę ludzi w czarodziejskich szatach. Część niosła ze sobą transparenty.

— Maszerują na Ministerstwo — powiedziała madame, po czym pociągnęła mnie za tłumem.

Dołączyłyśmy do grupy czarodziejów, którzy mamrotali o czymś poddenerwowanymi głosami. Pomiędzy jednym a drugim zdaniem udało mi się wyłapać, że chodzi o zabójstwa podczas Marszu Praw Charłaków:

Wielka ucieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz