IX

415 26 29
                                    

Alden Rosier, 1959

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alden Rosier, 1959


Domek letniskowy wujka Aldena to właściwie pomalowany na niebiesko bungalow, którego jedyną zaletą było usytuowanie przy samym morzu. Całą resztę wystroju stanowiły dość... rustykalne graty. Zadbał o każdy szczegół, by upodobnić swój dom do wszystkich innych mugolskich domów w tym zapomnianym przez świat miasteczku, łącznie z zawieszonymi w nieładzie przy wejściu podziurawionymi sieciami rybackimi i stertą rupieci walającą się w kącie przy płocie. Chociaż przyznaję, że to ostatnie akurat mogło nie być o tyle przemyślanym elementem dekoracyjnym, co raczej stanowić efekt wrodzonego bałaganiarstwa.

W ciągu mojego krótkiego życia gościłam tu zaledwie raz i pamiętałam domek dość mgliście. Nie zapraszał do niego gości, dlatego teraz czułam się bardzo wyróżniona. Błękitny bungalow to jego twierdza i miejsce ucieczki przed denerwującymi osobnikami — czyli generalnie większością ludzi. Wujek Alden, delikatnie rzecz ujmując, przede wszystkim nie przepadał za dziećmi, dlatego sam fakt, że zostałam tu zaproszona musiał oznaczać... Cóż, chciałam myśleć, że być może byłam jego ulubioną siostrzenicą, ale prawdopodobnie chciał osobiście zakazać mi dalszych poszukiwań pamiątek po matce. Temat Druelli Black to wszak temat od lat zakazany w całej rodzinie.

Nigdy nie rozumiałam dokładnie dlaczego, spośród wszystkich dostępnych miejsc na globie, wujek Alden decydował się spędzać swoje lato w śmierdzącej rybami wiosce, której populacja wzrastała raz do roku wraz z nadejściem turystów, by później gwałtownie się przerzedzić. West Bay było małą mieściną w hrabstwie Dorset, położoną zaledwie kilka mil od zabytkowego Dorchester. Gdyby wujek wybierał się na wakacje właśnie do tego historycznego miasteczka, jeszcze bym to zrozumiała — z całym tym zamiłowaniem do pisania na antycznej maszynie i chomikowaniem starego szmelcu. Co zrozumiałe, do bólu ekscentryczny intelektualista Alden Rosier nie wziąłby podobnej oczywistości pod uwagę i uparcie, na przekór wszystkim niespisanym prawom etykiety Rosierów, wybrał West Bay.

Zrozumiałam jego powody dopiero, gdy przybyłam na miejsce i spędziłam tam moją pierwszą noc. Przedtem zjedliśmy razem obiad i przebrani w miarę po mugolsku przespacerowaliśmy się po kamienistej plaży. Nie mogę też powiedzieć, żeby ogromne, skaliste klify nie zrobiły na mnie wrażenia. Natychmiast zapragnęłam się na któryś wspiąć, a on domyślił się w jednej chwili i zaraz mnie tam zaprowadził. Był wyraźnie zadowolony, że podzielam jego zamiłowanie do pieszych wędrówek i za wiele się nie odzywam. Chodziliśmy po porośniętych wilgotną trawą klifach niemal do zmroku. Nie wspomniał o zdjęciu matki ani razu, więc ja też specjalnie nie podejmowałam tematu. Po kolacji uprzejmie życzył mi dobrej nocy i poszedł do siebie. Nie miałam nic przeciwko. Tak spokojne chwile, pełne swobodnego milczenia, dotąd dzieliłam tylko z Bellą.

Wujek Alden odstąpił mi małe rozkładane łóżko w swoim zagraconym gabinecie. Gdy zgasiłam lampkę naftową, która była jedynym źródłem światła, nie miałam już żadnych wątpliwości, dlaczego West Bay stanowiło jego azyl. Jedyny głośniejszy dźwięk dobiegający z zewnątrz to szum fal łagodnie rozbijających się o pomost. Przyzwyczajona w szkole do hałaśliwej Demeter Brownstone, a w domu — do stojącego w korytarzu antycznego zegara, który bił na alarm co godzinę, teraz, zagubiona w tej ciszy, nie mogłam zasnąć. Rozglądałam się po pogrążonym w ciemności gabinecie, liczyłam niezliczone nierówne stosy książek poustawiane na podłodze, obserwowałam walające się po biurku papierzyska i połamane długopisy. Wujek nie miał cierpliwości do piór i atramentu. Podziwiałam tę jego bezkompromisową ekscentryczność. Zastanawiałam się nawet przez chwilę, czy nie powiedzieć mu o maszynie do szycia matki. Spośród wszystkich ludzi na świecie, chyba tylko on by mnie zrozumiał.

Wielka ucieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz