Historia Andromedy Black i kulisy Pierwszej Wojny. Czekają na nas skomplikowane relacje rodzinne, starożytne magiczne rody, źli mężczyźni, piękne arystokratki i bardzo dużo lat siedemdziesiątych.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Rabastan Lestrange, circa 1973
Gospoda pod Świńskim Łbem miała ogólną zaletę bycia dokładnie taką, jak nazwa to sugerowała. Nie spodziewałam się wspaniałego lokalu. Raczej brudnej, typowo angielskiej knajpy z ponurym barmanem i niedomytymi stolikami. Nie zawiodłam się, choć nieco mnie zdziwiło, że większość klienteli stanowili szósto- i siódmoklasiści ze Slytherinu.
— Często tu przychodzicie? — zapytałam Rookwooda, który puścił mnie przodem w drzwiach.
— Czasem. — Rozpiął marynarkę i poprowadził mnie przez tłum rozgadanych Ślizgonów. Wewnątrz panował wręcz nieprzytomny zaduch, wspomagany sporą chmurą papierosowego dymu, która unosiła się pod sufitem. — Wszyscy z mojego Domu wpadają na koniec siódmej klasy. Taka szkolna tradycja. — Mrugnął do mnie porozumiewawczo i przepchnął się do baru, po drodze witając się z niektórymi znajomymi, których wcześniej nie widziałam w Pokoju Wspólnym. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, ponuro wyglądający barman nalał nam dwie Ogniste Whisky.
— Trzymaj. — Rookwood podał mi kwadratową szklankę z bursztynowym, burzącym się płynem.
Nie chciałam być niemiła, ale co ważniejsze — nie chciałam się za nic przyznać, że nigdy wcześniej nie piłam whisky. Spróbowałam trochę i chyba widać było po mojej twarzy, jak bardzo mi nie smakowała, bo Augustus parsknął śmiechem.
— Po pierwszych kilku razach zacznie ci smakować — zapewnił mentorskim tonem.
Poprowadził mnie do jednego ze stolików, gdzie Mordred Lefay i dwóch innych nieznanych mi Ślizgonów rozprawiało o czymś przyciszonymi głosami — co w panującym wokół gwarze i tak stanowiło pewnego rodzaju wyczyn.
— Mordred, zrób miejsce dla damy! — Rookwood szturchnął jego krzesłem.
Mordred spojrzał na mnie wyniośle i dopił swojego drinka.
— Nie widzę tu żadnej — odburknął.
Starałam się nie pokazywać za bardzo oburzenia, ale widocznie nie umiałam panować za dobrze nad emocjami, bo Lefay obrzucił mnie kolejnym wyjątkowo nieprzyjemnym spojrzeniem. Zaraz też przeniósł je na Augustusa, po czym parsknął kpiąco i wstał, nie omieszkawszy przy tym zgrzytnąć porządnie krzesłem.
— Nieważne. — Poszedł do baru, najwidoczniej po więcej alkoholu, opuszczając stolik.
Rookwood pokręcił głową z dezaprobatą, wskazał mi wolne miejsce i sam przysunął sobie drugie. Usiadłam i dopiero teraz przyjrzałam się siedzącym naprzeciwko Ślizgonom.
— Ty! — Teraz już kompletnie nie potrafiłam powstrzymać zdumienia. Tuż przede mną siedział bardzo mi znajomy typ. Jak mogłam nie zauważyć go wcześniej!
— Ja — powiedział, oblizując wąskie usta i dopijając swój kieliszek wódki.
— O. Znacie się? — Augustus usiadł i klepnął go w ramię.