.17

1K 222 73
                                    

— Co zrobiłeś? — zapytał ponownie Jungkook, jakby chcąc się upewnić, że Tae jest stuprocentowo poważny. Blondyn spojrzał na niego wzdychając kolejny raz.

— Uderzyłem go i zwiałem — powtórzył beznamiętnie, ciągle wracając wzrokiem na ekran komputera. Opowiedział całe zajście, nie szczędząc szatynowi nawet szczegółów o tym gdzie dostał Jin. Był zadowolony z obrotu spraw, ale dostrzegł niepewność w oczach Jeona. Miał wątpliwości, bez dwóch zdań. Radość i uradowanie przyćmiewane były przez strach. 

Co jeśli to dopiero początek problemów? Skoro nie mógł pozbyć się Seokjina przez cztery lata, z pewnością nie pozbędzie się go w jeden dzień. To było po prostu niedorzeczne. Tak zaawansowany taktycznie prześladowca jak Jin nie poddałby się po zwykłym kopniaku. Nie byłby taki głupi żeby nie mieć alternatywy, gdyby Tae postanowił jednak nie działać zgodnie z jego wytycznymi. Prawda?

Takie myśli krążyły w głowie Jungkooka, nie dając mu w pełni cieszyć się z sukcesu starszego. Taehyung sam zaczął zastanawiać się czemu wszystko wydawało się takie trudne, a jednak poszło zbyt łatwo.

— Czemu to zrobiłeś? Teraz może się mścić — powiedział cicho Jungkook, a blondyn był pewny, że dało się tam usłyszeć wyrzuty. Czyżby jednak się nie cieszył?

— A co według ciebie miałem zrobić? Dać się przelecieć? — zapytał żartobliwie, ale milczenie Jeona lekko go zdezorientowało. Naprawdę to sugerował? Przecież Tae wolał zachować coś takiego dla kogoś ważnego. Jak siedemnastolatek mógłby mieć do niego problem o to, że nie dał się pieprzyć? Poczuł narastający żal i złość, co spowodowało, iż nie kontrolował swoich późniejszych słów.— Nie jestem tobą.

Dopiero szerokie oczy Jungkooka i rozdziawione usta uświadomiły mu, że te słowa padły na głos. Automatycznie zasłonił usta ręką, zastanawiając się, jak przeprosić? To prawie jakby uważał chłopaka za dziwkę, którą definitywnie nie był. Przynajmniej taką miał nadzieję.

Ciemne oczy wyższego zaszkliły z powodu napływających łez, a on sam cofnął się kilka kroków do tyłu. Kim karcił się jak tylko mógł. Nie powinien był tak myśleć, a tym bardziej mówić. Widział zdjęcia i filmy, więc wiedział, że chłopak przed nim przeszedł bardzo wiele, a on nie mógł go klasyfikować na podstawie informacji, które posiadał. Zachował się teraz jak wszyscy, którzy dotychczas go odtrącili, prawda? Brzmiał jakby brzydził się szatynem. Jakby oskarżał go o oddawanie się każdemu dookoła.

Co jak co, ale Jungkook z pewnością nie zasłużył na takie słowa.

— Jezu, Kookie, przepraszam — zaczął niepewnie Taehyung, podchodząc do młodszego. Wyciągnął rękę, chcąc dotknąć jego twarzy, ale Jeon natychmiast pacnął jego dłoń, a Tae poczuł się sto razy gorzej. 

— Więc za takiego mnie masz. Dobrze, Taehyung, że nareszcie to przyznałeś — mówił siedemnastolatek, a wraz ze spływającymi z jego oczu łzami, głos załamywał się coraz bardziej, przypominając bardziej szept.— Lepiej już pójdę...

Po tych słowach odwrócił się w kierunku drzwi. Kim stał sparaliżowany i patrzył na oddalającą się sylwetkę chłopaka. Czuł jakieś dziwne kłucie w klatce piersiowej i było ono miliony razy bardziej bolesne niż największa rana. Czuł, że się rozpada, a oczy zaczynały go piec. 

Do wszystkiego dołączyło również wrażenie, że jeśli teraz siedemnastolatka nie zatrzyma - straci go na zawsze. Zwyczajnie.

Pójdzie do szkoły, a szatyna tam nie będzie. Zniknie z jego życia, sprawiając, że na powrót będzie takie jak przed pojawieniem się Kooka. Chciał tego? W żadnym wypadku.

Jeon powodował u niego nagłą radość i chęć istnienia. Wcześniej co dzień rozważał odebranie sobie życia. Teraz chciał żyć bardziej, a najlepiej z pewnym wysokim chłopaczkiem przy boku. 

Praktycznie w ostatniej chwili rzucił się za Jungkookiem, który zdążył zejść na parter i zacząć ubierać buty. Wciąż czuł w oczach pieczenie i suchość w gardle.

— Jungkookie, czekaj! — pisnął, podbiegając do szatyna i dosyć kurczowo złapał ramie tamtego. Nie mógł go stracić. Chciał już zawsze trzymać jego rękę i czuć ten niepewny dotyk jakim młodszy go darzył. 

Pragnął ich dziwnych pocałunków, których znaczenia nie znał. Bo w końcu parą nie byli, choć Taehyung wcale by nie pogardził. Każdego dnia chciałby słyszeć głos drugiego i móc przytulać go i nazywać swoim.

Właściwie to wystarczyłaby mu świadomość, że chłopak jest blisko.

Tak, dokładnie. Więc - czy prosił o zbyt wiele? 

Chciał tylko pomóc.

— Przepraszam, Kookie, tak strasznie przepraszam — jęknął zalewając się łzami. Zaciskał chude palce na swetrze tamtego, chcąc mieć pewność, że wciąż obok jest i nie ucieknie.— Błagam.

Szatyn spojrzał na mniejszego. Blondyn przytulał go, a on pomimo wcześniejszego zdenerwowania i chęci zwyczajnego zakończenia znajomości, pogładził machinalnie jego plecy. Kim przylgnął do większego jeszcze bardziej, czując dotyk tamtego. Wiedział, że dokonał dobrego wyboru. Kook mu wybaczył, więc wciąż miał nadzieję. 

— Hej, Jungkookie — zagaił Taehyung, kiedy obydwoje się uspokoili. Jeon spojrzał na niego zdezorientowany. Kim właśnie przypomniał sobie o pewnym fakcie, który go zaintrygował.— Kim jest Namjoon?

Poczuł nagłe spięcie u wyższego. Czyżby kolejna tajemnica, którą będzie musiał od niego wyciągnąć? A może powinien nigdy tych spraw nie wywlekać i zwyczajnie umówić się z Jungkookiem? Ale wtedy budowanie związku nie miałoby sensu. Kto chciałby żyć w takiej relacji przesiąkniętej kłamstwem?

— To chyba... były Jina? Nie wiem — odpowiedział sprawnie, udając, że może niewiele, ale coś wie. Właściwie to z chłopakiem miał kilka ciekawych wspomnień, jednak nie pamiętał tamtych czasów zbyt wyraźnie. W sumie to chyba nie pamiętał jak wyglądał ten cały Namjoon i jak brzmiał jego głos.— Ale Jimin wie.

Obydwoje ruszyli na powrót do pokoju osiemnastolatka i usiedli na łóżku. Leżąc wyjątkowo blisko siebie. Taehyung wybrał odpowiedni numer, a po chwili wsłuchiwali się w monotonny sygnał nawiązywania połączenia. Park znowu był rozwiązaniem problemów, zabawne.

— Tae? Dawno nie dzwoniłeś — odezwał się po jakimś czasie chłopak po drugiej stronie. Nastolatkowie spojrzeli na siebie nawzajem, jakby chcąc niemo uzgodnić, który z nich będzie mówił.

— Cześć, Jimin — odezwał się w końcu Kook, a ich rozmówca zwyczajnie zgłupiał słysząc inny głos. Po chwili jednak połączył właściciela z tym co słyszał i tylko krzyknął do słuchawki, na co obydwoje się skrzywili:

— Jeon?!

— Niespodzianka — odpowiedział mu młodszy, cicho chichocząc. Taehyung zawtórował mu i także wybuchł śmiechem.

— Zaraz, jest was tam dwóch? Co to za wygłupy? — burknął Jimin, udając obrażonego. Wtedy wszyscy spoważnieli, wiedząc, że rozmowa nie jest jedną z tych luźnych. Tym razem to Tae zabrał głos.

— Znasz Namjoona?

— Kim Namjoona? — zapytał tamten prawie natychmiast, jednak żaden z jego rozmówców nie był pewien jakie nazwisko nosił owy chłopak.

— Możliwe — odparł niepewnie, czekając, aż Jimin zafunduje im kontynuację tej historii.

— Kojarzę, ale możecie spytać Min Yoongiego, to jego dosyć dobry przyjaciel.

______________________________________

przepraszam, że tak późno x.x 





This is joke; vkookWhere stories live. Discover now