Dzień 4

56 6 4
                                    

  Znowu stałam na lotnisku opuszczając miejsce, do którego nawet nie miałam czasu się zaaklimatyzować. Nasz samolot zabierał nas do Tokio. Mieliśmy tam spędzić cztery dni. Postanowiłam więc, że zwiedzę to miasto z Luke'iem. O ile będzie miał czas. Odkąd wrócił ze swojego ostatniego koncertu, wydaje się być inny. Albo jest inny. Może przed moimi oczami dzieje się coś tak oczywistego, a tylko ja nie mogę tego dostrzec?

Siedząc w samolocie skupiłam się na tekście piosenki, której słuchałam. Praca domowa zadana przez Mr. Walsh'a zeszła kompletnie na drugi plan. W mojej głowie nie dość, że mieścił się blondyn to i Arzaleya oraz Austin. Głośno odetchnęłam, po czym zatrzasnęłam podręcznik od angielskiego.

- Jak tam Hannah? – Na wolne miejsce koło mnie, które swoją drogą powinien zajmować Luke, opadł Michael. Jego włosy były dzisiaj czerwone i nadal zadawałam sobie pytanie, co on robił, że mu nie wypadły od takiej ilości farbowania?

- Ugh, jestem kompletnie w innym świecie. Nie mogę się nawet skupić na tej głupiej pracy domowej. Jedyne o czym myślę to Ar... ale dzisiaj mamy dużo na głowie! – Szybko wybrnęłam z błędu, w który siebie wprowadziłam. Mike to kumple Luke'a, zaraz by mu powiedział jak jego dziewczyna zaczyna mieć bzika na punkcie jego prawie dziewczyny.

- Um, tak zgaduje, że mamy. Będziesz zwiedzać Tokio? – Zapytał sącząc swój soczek. Jak dziecko. Nie zastanawiałam się nigdy nad tym, ale Michael jest naprawdę uroczy i to aż dziwne, że nadal jest sam.

- Jutro razem z Luke'iem.- Odpowiedziałam podekscytowana. Jednym z plusów tej całej trasy koncertowej jest to, że będę mogła pozwiedzać wiele miejsc.

- Nie wiem czy...

- Hannah! – Nagle zza Clifford'a wychylił się nie kto inny jak Luke. To był dziwny moment. Zgromił Mike'a wzrokiem, po czym czerwono włosy odszedł, a Hemmings zajął jego miejsce. Wydawało mi się to dziwne. Zawsze pojawia się, gdy ktoś ma mi coś do powiedzenia. Czyżby próbował coś ukryć? A co jeżeli moje przypuszczenia są słuszne? – Skończyłaś lekcje?

- Um, nie jeszcze mi trochę zostało. Gdzie byłeś?

- Musiałem porozmawiać z Jeff'em odnośnie moich prób i tak dalej. – Mruknął i przełożył rękę za moją głowę. Ta cała sytuacja naprawdę mąciła mi w głowie.

Kiedy wreszcie dotarliśmy do hotelu było po szesnastej. Zostawiliśmy nasze rzeczy w pokojach, po czym zeszliśmy na dół po jedzenie. Spędziłam trochę więcej czasu z Hemmings'em przez co moje obawy odeszły w niepamięć. On by mi czegoś takiego nie zrobił. Gdy nakładałam sobie jedzenie w bufecie, Luke co chwila mnie zagadywał z czym kojarzą mu się te warzywa, owoce, ciastka, mięso i inne bzdety. Ma naprawdę wielką wyobraźnię.

- Te parówki kojarzą mi się z nogami modelek instagramowych. – Zarechotał, a ja mu zawtórowałam. Nagle jego ręka znalazła się na moim biodrze, przyciągając bliżej siebie. – Te parówki kojarzą mi się z czymś jeszcze.

- Zbok. – Burknęłam, uderzając go lekko w ramię. Ten uśmiech jest wart milion dolarów. Nie żartuję.

- Twój zbok. – Zaraz po złączeniu naszych ust poczułam stado motyli trzepoczących skrzydełkami w moim brzuchu. Miłość jest jednocześnie wspaniała i okropna. Miałam z Luke'iem jakoś bardzo mało złych doświadczeń, co mnie cieszy. Więcej było tych dobrych niż tych, o których myślę teraz. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby mnie zostawił. Jest jak moja podpora, jest moją oazą spokoju i źródłem szczęścia. Luke to wszystko co mam. W naszym powolnym i pełnym uczuć pocałunku nie znalazłam niczego niepewnego. Moje obawy zniknęły.

- O! Nie spodziewałam się was tutaj! – Nie wiem czy Luke i Arzaleya są spokrewnieni, ale pojawianie się w najlepszych momentach mają w krwi. Szybko odskoczyłam od bruneta jakby bojąc się tego co powie dziewczyna. Lecz co mogłaby powiedzieć? Że jest zazdrosna i nam nie pozwala?

- Hej Arz, już jesteście? – Powiedział Hemmings oplatając swoją rękę wokół mojego biodra.

- Jak widać. Dotarliśmy pół godziny przed wami. Może dosiądziecie się do naszego stolika? – Zapytała, a Luke nawet nie pytając o moje zdanie ruszył za dziewczyną. Ręka, którą zabrał z mojego ramienia zostawiła po sobie zimny ślad. Postanowiłam, jednakże ruszyć za nimi, mimo iż zostawili mnie w tyle. Gdy dotarliśmy, jak się NIETRAFNIE okazało, blondyn musiał usiąść obok Arz, a ja obok Austin'a. Cudownie.

Po piętnastu minutach unikania wzroku chłopaka siedzącego obok mnie oraz starania się ignorować śmiechu brunetki zdałam sobie sprawę, że mój apetyt zniknął.

- Czemu tak krzywdzisz to jedzenie? – Zagadał w końcu Austin, a ja spojrzałam na niego ponownie się pesząc.

- Um, ja po prostu... nie wiem. Straciłam apetyt?

- Lepiej coś zjedz, chyba nie chcesz wyglądać jak patyczek. – Powiedział i się uśmiechnął w bardzo uroczy sposób. Zdałam sobie sprawę, że martwi się o mnie bardziej niż Luke w ostatnim czasie. O ile, on w ogóle się o mnie martwi.

- Tak, masz rację. Powinnam coś zjeść. – Kolacja minęła nam właśnie w taki sposób. Ja starałam się nie ośmieszyć przez brunetem, a mój chłopak zabawiał swoją niedoszłą ex. Super.

Po zjedzonym posiłku wróciłam do pokoju sama. Hemmings został, żeby jeszcze porozmawiać z Arzaleya'om. Miałam tego dość, naprawdę zaczynałam tęsknić za domem i spokojem, który tam panował. Tym, że nie musiałam się martwić, iż spotkam Arz. Albo tym co odpowiem boskiemu Austin'owi! Miałam przynajmniej nadzieję, że jutrzejszy dzień, będzie lepszy niż ten. W końcu miał to być nasz pierwszy dzień w trasie razem. 

Infinity for us ||L.H|| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz