Dzień 49

61 7 4
                                    

Luke 

Trzy dni po tym jak Hannah opuściła Londyn nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Byliśmy w separacji- fakt, nie odzywaliśmy się do siebie dwa tygodnie- kolejny fakt, ale w tym samym czasie codziennie ją widziałem, słyszałem, czułem. Każdego poranka budziła mnie jej ręka na mojej twarzy, każdego dnia słyszałem jej słodki śmiech, czułem zapach owocowych perfum. W czasie, gdy mieszkaliśmy osobno i tak zdarzały się wypadki, kiedy na siebie wpadaliśmy. Wtedy patrzyłem w jej smutne oczy. Bolało mnie, że oboje się tak zmieniliśmy. Ale tamtej nocy miała rację. Obojgu zaczęło zależeć na czymś innym, tylko nie wiem na czym jej zaczęło zależeć bardziej.

W trakcie kolacji nie miałem ochoty jeść. Ani słuchać żartów, które serwował Jeff, ani tym bardziej starać się skupić na tym co mówi teraz do mnie Arz. Jedyne co chciałem zrobić to położyć się w łóżku, głową na udach Hannah, poczekać aż jej palce wplączą się w moje włosy i zasnąć. Tylko tego pragnąłem. Lecz jej nie było i nas również.

Ciągle zastanawiam się co mną kierowało, gdy mówiłem jej te okropne rzeczy? Przecież cholernie ją kocham i tęsknie. I zaczynam wierzyć, że jednak jest ważniejsza od kariery. Zawsze była.

- Luke? - Zawołała nagle Arz, dźgając mnie w żebra. Spojrzałem w jej stronę troszeczkę rozkojarzony.

- Tak?

- Nie słuchasz mnie. Znowu o niej myślałeś?

- Cóż, zerwaliśmy więc chyba to logiczne, że będę myślał o osobie, którą widziałem prawie, że na co dzień. - Odpowiedziałem, na co Arzaleya zmarszczyła nos.

- Oh biedaku, przejdzie ci. - Rzuciłem w jej stronę ostrzegawcze spojrzenie. Hannah nie jest żadną pieprzoną chorobą albo wirusem, ona nie zniknie tak od razu. Jeżeli już miał bym ją do czegoś porównywać to byłaby oceanem. Spokojna, ale czasami potrafi narozrabiać i oczywiście, jest moim ulubionym widokiem.

- Ashon, Calum, Mike. - Powiedziałem, gdy wszyscy wracaliśmy do swoich pokoi. Musiałem się od tego odciąć. I zrozumiałem, dlaczego Hannah tyle paliła. Stres.

- Wszystko w porządku? - Zapytał Ash.

- Nie bardzo, muszę się porządnie schlać. Idziecie?

- Byłeś ostatnio dupkiem Luke. - Mruknął Calum. - Ale ci wybaczam. W końcu jesteśmy jak bracia.

- Więc się wspieramy i idziemy się schlać razem! - Skwitował Mike. Boże, co ja bym bez nich zrobił? Bez Hannah ledwo co sobie radzę, a bez moich najlepszych przyjaciół?

Popełniłem błąd, wielki błąd. Wiem, że powiedziałem wtedy coś czego nie powinienem był powiedzieć. Nie powinienem był się zgadzać na zerwanie. Mogłem walczyć, ale nie walczyłem. Poddałem się i teraz dostałem swoją karę.

- Boże kurwa, pomóż mi. - Mruknąłem przy trzecim drinku. Nie żeby ktoś miał to usłyszeć.

Perspektywa Luke'a! Nie wiem czy wam się podoba czy nie, ale fajnie było spojrzeć na ta sytuację z jego punktu widzenia, co nie? Anyway, idę zrobić sobię herbatkę xx

Infinity for us ||L.H|| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz