10.

1.3K 119 5
                                    

Minęło zaledwie kilka dni odkąd miałam ostatni patrol, a dziś przygotowuje się na następny i to w to samo miejsce. Będę patrolować granice miejsce, w którym po raz pierwszy spotkałam tego idiotę. Ehh... może tym razem obędzie się bez zawierania nowych znajomości, było by miło. 

Byłam już gotowa do drogi, broń wisiała bezpiecznie przy moim pasie, zapas wody i jakieś przekąski w plecaku i można ruszać. Jeszcze tylko muszę czekać na resztę. I,  że to niby kobiety długo się szykują. Jakieś dziesięć minut później Colin podjechał terenówką. Wsiadłam do wozu, myśląc co ciekawego mnie dzisiaj spotka.

Tradycyjnie musiałam iść kawałek do jeziora. Dzisiaj pogoda była wyjątkowo ładna, ciepło, ale nie za ciepło, idealnie. Z racji na sprzyjające warunki nie miałam nic przeciwko spacerowi. Szkoda, że nie mam zegarka, żeby kontrolować czas. Oczywiście musiałam o czymś zapomnieć, jak zawsze... No cóż zdam się na własne poczucie czasu, czyli krótko mówiąc pewnie spóźnię się  na podwózkę i będę szła pieszo. Mam nadzieje, że przy moim szczęściu zdążę chociaż na trening. Mówią, że nadzieja matką głupich, lecz także słyszałam, że głupi ma zawsze szczęście, więc może istnieje cień szansy, że uda mi się zdążyć na czas.

W końcu doszłam do jeziora. Słońce odbijało się w jego tafli, a leciutki wiatr powodował małe zmarszczki na jej powierzchni. Ogółem wszytko tutaj wyglądało przyjemnie i bardzo spokojnie. W tak ładną pogodę więcej może dziać się przy wodospadzie. No to ruszam w trzy godziną trasę, bosko... Z moich wyliczeń wynika, że jest około dziewiątej, więc na dwunastą powinnam tam być.

Sama droga nie była trudna do przebycia idziesz cały czas wzdłuż  ogromnego jeziora i idziesz i  idziesz, aż natrafisz na wodospad. Nic skomplikowanego, więc zamiast skupić się na drodze moją głowę pochłonęły różne myśli. Zaczęło się od planowania jak poprawić moją sprawność fizyczną,a skończyło się na błękitnookim. Nie wiem jak do tego doszło, ale ogólnie stwierdzam, że fajnie by było go zobaczyć bez ryzyka, że ktoś poderżnie mu gardło. Wbrew pozorom lepiej się rozmawia kiedy nie wisi nad wami widmo śmierci. 

Powoli dochodziłam do celu mojej wędrówki. Szczerze mówiąc byłam trochę spięta. To, że ostatnio obyło się bez żadnych kłopotów nie oznacza, że teraz też tak będzie. Młode wilki na pewno będą chciały rozładować zbędne pokłady energii, oby tylko nie posłużyło im do tego jezioro. Wiem jestem Łowcą, ale pomimo tego wolę unikać konfrontacji, szczególnie z bandą młodych wilkołaków.

Gdy dotarłam na miejsce rozejrzałam się po terenie i przysiadłam na małej plaży, nieopodal drzewa, którego gałęzie były częściowo zanurzone w wodzie, gdyż rosło bardziej poziomo niż pionowo. Moja pozycja była chociaż częściowo zasłonięta przez drzewo. Ehh w takim razie jest dwunasta. Dobrze by było posiedzieć niecałe półtora godziny i ruszyć z powrotem, trzy godziny marszu i pół jeszcze do końca granicy a tam odbierze mnie Colin. Proste? Proste.

Siedziałam chwile w ciszy, może z piętnaście minut, skupiając się na pięknie przyrody, gdy usłyszałam kroki. Momentalnie zerwałam się z miejsca. Stałam w pozycji bojowej, gotowa odeprzeć atak lub sama zaatakować potencjalnego wroga.  I zgadnijcie kogo zobaczyłam przed sobą? Tak zgadza się tego idiotę Tate'a.  

- Spokojnie mała, bo jeszcze mnie pobijesz jak na Łowcę przystało.- powiedział, a uśmiech błąkał się w kąciku jego ust. Dopiero teraz zauważyłam, że wszystkie mięśnie mam wciąż napięte, momentalnie się rozluźniłam.-No, a tak w ogóle to cześć.

- Hej...- odpowiedziałam trochę niepewnie. Uhh co ten chłopak ze mną robi. To pewnie dlatego, bo jest wilkołakiem.

- Powiesz mi co tu  robisz? Sama na granicy, tak blisko krwiożerczych bestii, to chyba nie miejsce dla takiej małej istotki?- przeszedł koło mnie i oparł się o konar drzewa przy którym parę chwil temu siedziałam.

- Mam parol.- odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersi w geście obronnym.

- Już nie mają kogo tu wysyłać.- prychnął pod nosem.

-Wątpisz w moje możliwości?- zapytałam podchodząc kilka kroków przybliżając się do chłopaka.

- W ciebie nigdy nie zwątpię maleńka.-zbliżył się jeszcze trochę.

- Mógłbyś mnie tak nie nazwać, nie jestem mała.- powiedziałam trochę podirytowana.

-Oh.. w porównaniu do mnie jesteś bardzo mała.- zakpił. Faktycznie może miał prawie dwa metry, brakowało może mu pięciu centymetrów, a ja niecałe metr sześćdziesiąt pięć, jednak to nie powód, żeby się ze mnie śmiać.

- Nie musisz podkreślać tego na każdym kroku.

-Owszem muszę- zawahał się chwilę a potem dodał- Mała.

Był tak blisko mnie, że czułam zawsze towarzyszącą mu woń wolności i tego czegoś czego będzie mi brak, pewnego rodzaju dzikości, radości z życia. Powietrze wokół  było naelektryzowane. I ta energia z powietrza przechodziła na nas zbliżając ku sobie. Stałam tak wpatrzona w jego piękne oczy, a on w moje. Czas na chwilę się zatrzymał.

-Oh.. Carter, mała Carter gdyby cie teraz...- nie dowiedziałam się co teraz, gdyż przerwał mu krzyk.

- Tate! Zostaw już do cholery jasnej tą Łowczynie! Mamy zadanie!- zadarł się do chłopaka jakiś inny wilkołak. Błękitnooki mruknął pod nosem coś w stylu Serio teraz?! Pięć minut później się nie dało. 

-Dobra Carter muszę lecieć. Trzymaj się maleńka.- powiedział wkurzony.

- Tylko nie wpakuj się w kłopoty! - krzyknęłam za nim, gdy był kilkanaście metrów dalej.

-Nie obiecuje!- odpowiedział.

Zobaczyłam jeszcze jak uderza lekko chłopaka w tył głowy, nie czyniąc mu krzywdy. Zastawiam się jak dalej potoczyła by się sytuacja, gdyby nie przerwał nam młody wilkokrwisty i nagle poczułam niechęć do tego chłopaka. Nie miał kiedy przyjść... 

Stwierdziłam,że nic tu dłużej po mnie, więc ruszyłam w powrotną drogę.Powoli nie spiesząc się, bo  po co ? miałam dość czasu. Pomimo nagłego zakończenia spotkania cieszę się, że spotkałam Tate'a. Sama rozmowa z nim uczyniła ten dzień dużo lepszym. Mam nadzieje, że spotkam go  w najbliższym czasie.

Łowczyni✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz