- Rosalie, obudź się, od godziny ktoś się do ciebie dobija.
- Ym, wstaję. - Przewróciłam się na drugi bok i dalej próbowałam zasnąć.
- Jak nie wstaniesz, to ci ten telefon wyrzucę za okno!
- No dobra, tylko zamknij się. - Zasłoniłam uszy poduszką.
- Dobra! Idę do mamy, wrócę późno, bo jestem potem umówiona. Tak, idę na randkę, a nie tak jak ty. Siedzisz tylko nad tymi książkami - powiedziała Hope i trzasnęła drzwiami wychodząc.
Wkurzona wstałam i poszukałam telefonu. Jak zwykle zostawiłam go kuchni.
- Wow, no nieźle, dwadzieścia trzy nieodebrane połączenia od tatusia. - Kiedy miałam już kliknąć ,,połącz", mój telefon zaczął wibrować i naprawdę głośno grać. Dlaczego jest tak głośno?
- Tak, tato?
- No, w końcu! Ile można się do ciebie dobijać. Mama kazała mi przestać wydzwaniać, bo może śpisz, ale doskonale wiesz jaki uparty jestem.
- Tak, tak, wiem. Ale mogłeś się posłuchać mamy, ona zawsze wie co robię... Nie mam pojęcia jak ona to robi.
- Złota kobieta. - Nie musiałam widzieć mojego taty na oczy, żeby wiedzieć, że właśnie spojrzał na swoją żonę i się do niej uśmiechnął. - To co u ciebie kochanie?
- Budzisz mnie z tak pięknego snu, tylko po to, aby się zapytać co u mnie? Świetnie! Rano poszłam do parku wypić kawę, potem na uczelnie, do biblioteki i do domu. Tato, u mnie tak nudno, że nawet sobie nie zdajesz z tego sprawy... Nauki jest tyle, że się zastanawiam co ja robię na studiach pedagogicznych.
- Z tego co wiem, to chciałaś nauczać dzieci w podstawówce.
- Ale ja chyba się do tego nie nadaję...
- Nadajesz. Kochanie, przyjedziesz do nas na weekend?
- Nie mogę, obiecałam, że wpadnę w niedzielę do Cooperów na obiad.
- Ach, no dobrze, to pozdrów ich tam. - Pożegnaliśmy się, więc poszłam dalej spać.
***
Od tygodnia Lukas się nie pojawił na wykładach. To chyba dobrze, przynajmniej ja mam spokój. Tego chłopaka widziałam raz na oczy, a tak namieszał mi w głowie. Się nie dziwię, mam lekką słabość do blondynów, lecz przez pięć lat, jakie spędziłam w dużym mieście nauczyło mnie odporności na ludzi. Zamknęłam się w sobie, może przez okres buntowniczy, albo, że straciłam wszystkich przyjaciół jakich miałam dotychczas w mieście, do którego wróciłam zaledwie dwa tygodnie temu.
Przez cztery lata byłam trudnym dzieckiem, rodzice mieli dość moich krzyków, buntów, bójek i innych złych rzeczy. Lecz to nie zmieniło moich wyników w szkole. Wręcz przeciwnie! Miałam więcej czasu dla siebie, bo nie musiałam się zajmować niektórymi czynnościami w domu. Olewałam rozkazy mamy. Z nudów wychodziłam do barów, aby pobić się z kimś, albo się uczyłam. Skończyłam szkołę z najlepszym wynikiem ze wszystkich ostatnich klas licealnych. W ostatnim roku postanowiłam wziąć się w garść i zacząć racjonalnie myśleć o swojej przyszłości. Po roku wróciłam z powrotem do mojego rodzinnego miasta, lecz zostawiłam rodziców oddalonych o tysiące kilometrów. I tak oto znajduję się na krześle studenckim w sali wypełnionej studentami.
- Cześć - powiedział dokładnie ten sam osobnik co tydzień temu. Lecz już nie było tego entuzjazmu i radości w głosie.
- Nie widzę cię i nie słyszę. - Powstrzymałam się od zerknięcia w jego stronę. Znowu był ubrany cały na czarno. W myślach przeanalizowałam dokładnie tą czarną plamę.
- Dobrze.
I to tyle? ,,Dobrze". Spojrzałam się na niego, nie wyglądał tak jak tydzień temu. Włosy miał nieułożone, bluzkę pogniecioną, lekki zarost...
- Chyba dała ci nieźle popalić, co? - Nie oderwałam od niego wzroku. Co on w sobie ma, że tak przyciąga. Przecież to normalny facet z normalnie niesamowitymi blond włosami i normalnie nieziemskimi niebieskimi oczami.
- Wcale nie - mruknął pod nosem. Nie mogę tako sobie olać ludzi, którzy może potrzebują drugiego człowieka. Sama przez długi czas nikogo nie miałam i wiem jak to jest być samotnym.
- Słucham.
- Co?
- No, słucham.
- Nie mów słucham, bo cię wy... no ten. - Zawstydzony odwrócił głowę w drugą stronę. Chyba dopiero jak to powiedział, to zdał sobie sprawę, do kogo mówi.
- Bardzo śmieszne. A teraz możesz się wyżalić.
- Tobie?
- A masz komu innemu?
- No pewnie! Mam tylu przyjaciół, że nawet ja sam nie dam rady ich zliczyć. - Spojrzałam się na niego i uniosłam jedną brew. - No dobra, nie patrz się tak! Pasuje ci dzisiaj po zajęciach?
- Spytaj się mojej sekretarki odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Czyli, że dzisiaj po zajęciach. - Uśmiechnął się szeroko i rozwalił na krzesełku. Widać, że się rozluźnił. – A i w końcu się uśmiechnęłaś do mnie.
- Już ci przeszło? – zapytałam.
- Tak, dziękuję. – Uśmiechnął się i puścił do mnie oczko.
- Ty podstępna gadzino! Sam będziesz pił kawę! – Wstałam, wzięłam swoją kawę i wylałam na jego głowę. Nigdy nie zapomnę jego miny zdziwienia. – Jesteś mi winien picie! – Zmrużyłam oczy i poszłam. Nie mam zamiaru siedzieć dzisiaj na zajęciach w jednej Sali, co ten dupek. Ja naprawdę się przejęłam tym, że był smutny. Chciałam mu pomóc, a on perfidnie mnie wykorzystał!
CZYTASZ
Nie zapomnij o mnie 1.0
Teen FictionCzęść 1. NIEZIEMSKI Te słowo idealnie opisuje Luke'a Fostera. Ma idealne blond włosy, niebieskie oczy, które zahipnotyzują każdą dziewczynę, posturę ciała...Przyciągnął Rosalie Richardson do siebie jak magnes. Ona mimo wielkiej i upartej walce, w ko...