4

59 6 0
                                    

- Rosalie, obudź się, od godziny ktoś się do ciebie dobija.

- Ym, wstaję. - Przewróciłam się na drugi bok i dalej próbowałam zasnąć.

- Jak nie wstaniesz, to ci ten telefon wyrzucę za okno!

- No dobra, tylko zamknij się. - Zasłoniłam uszy poduszką.

- Dobra! Idę do mamy, wrócę późno, bo jestem potem umówiona. Tak, idę na randkę, a nie tak jak ty. Siedzisz tylko nad tymi książkami - powiedziała Hope i trzasnęła drzwiami wychodząc.

Wkurzona wstałam i poszukałam telefonu. Jak zwykle zostawiłam go kuchni.

- Wow, no nieźle, dwadzieścia trzy nieodebrane połączenia od tatusia. - Kiedy miałam już kliknąć ,,połącz", mój telefon zaczął wibrować i naprawdę głośno grać. Dlaczego jest tak głośno?

- Tak, tato?

- No, w końcu! Ile można się do ciebie dobijać. Mama kazała mi przestać wydzwaniać, bo może śpisz, ale doskonale wiesz jaki uparty jestem.

- Tak, tak, wiem. Ale mogłeś się posłuchać mamy, ona zawsze wie co robię... Nie mam pojęcia jak ona to robi.

- Złota kobieta. - Nie musiałam widzieć mojego taty na oczy, żeby wiedzieć, że właśnie spojrzał na swoją żonę i się do niej uśmiechnął. - To co u ciebie kochanie?

- Budzisz mnie z tak pięknego snu, tylko po to, aby się zapytać co u mnie? Świetnie! Rano poszłam do parku wypić kawę, potem na uczelnie, do biblioteki i do domu. Tato, u mnie tak nudno, że nawet sobie nie zdajesz z tego sprawy... Nauki jest tyle, że się zastanawiam co ja robię na studiach pedagogicznych.

- Z tego co wiem, to chciałaś nauczać dzieci w podstawówce.

- Ale ja chyba się do tego nie nadaję...

- Nadajesz. Kochanie, przyjedziesz do nas na weekend?

- Nie mogę, obiecałam, że wpadnę w niedzielę do Cooperów na obiad.

- Ach, no dobrze, to pozdrów ich tam. - Pożegnaliśmy się, więc poszłam dalej spać.

***

Od tygodnia Lukas się nie pojawił na wykładach. To chyba dobrze, przynajmniej ja mam spokój. Tego chłopaka widziałam raz na oczy, a tak namieszał mi w głowie. Się nie dziwię, mam lekką słabość do blondynów, lecz przez pięć lat, jakie spędziłam w dużym mieście nauczyło mnie odporności na ludzi. Zamknęłam się w sobie, może przez okres buntowniczy, albo, że straciłam wszystkich przyjaciół jakich miałam dotychczas w mieście, do którego wróciłam zaledwie dwa tygodnie temu.

Przez cztery lata byłam trudnym dzieckiem, rodzice mieli dość moich krzyków, buntów, bójek i innych złych rzeczy. Lecz to nie zmieniło moich wyników w szkole. Wręcz przeciwnie! Miałam więcej czasu dla siebie, bo nie musiałam się zajmować niektórymi czynnościami w domu. Olewałam rozkazy mamy. Z nudów wychodziłam do barów, aby pobić się z kimś, albo się uczyłam. Skończyłam szkołę z najlepszym wynikiem ze wszystkich ostatnich klas licealnych. W ostatnim roku postanowiłam wziąć się w garść i zacząć racjonalnie myśleć o swojej przyszłości. Po roku wróciłam z powrotem do mojego rodzinnego miasta, lecz zostawiłam rodziców oddalonych o tysiące kilometrów. I tak oto znajduję się na krześle studenckim w sali wypełnionej studentami.

- Cześć - powiedział dokładnie ten sam osobnik co tydzień temu. Lecz już nie było tego entuzjazmu i radości w głosie.

- Nie widzę cię i nie słyszę. - Powstrzymałam się od zerknięcia w jego stronę. Znowu był ubrany cały na czarno. W myślach przeanalizowałam dokładnie tą czarną plamę.

- Dobrze.

I to tyle? ,,Dobrze". Spojrzałam się na niego, nie wyglądał tak jak tydzień temu. Włosy miał nieułożone, bluzkę pogniecioną, lekki zarost...

- Chyba dała ci nieźle popalić, co? - Nie oderwałam od niego wzroku. Co on w sobie ma, że tak przyciąga. Przecież to normalny facet z normalnie niesamowitymi blond włosami i normalnie nieziemskimi niebieskimi oczami.

- Wcale nie - mruknął pod nosem. Nie mogę tako sobie olać ludzi, którzy może potrzebują drugiego człowieka. Sama przez długi czas nikogo nie miałam i wiem jak to jest być samotnym.

- Słucham.

- Co?

- No, słucham.

- Nie mów słucham, bo cię wy... no ten. - Zawstydzony odwrócił głowę w drugą stronę. Chyba dopiero jak to powiedział, to zdał sobie sprawę, do kogo mówi.

- Bardzo śmieszne. A teraz możesz się wyżalić.

- Tobie?

- A masz komu innemu?

- No pewnie! Mam tylu przyjaciół, że nawet ja sam nie dam rady ich zliczyć. - Spojrzałam się na niego i uniosłam jedną brew. - No dobra, nie patrz się tak! Pasuje ci dzisiaj po zajęciach?

- Spytaj się mojej sekretarki odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.

- Czyli, że dzisiaj po zajęciach. - Uśmiechnął się szeroko i rozwalił na krzesełku. Widać, że się rozluźnił. – A i w końcu się uśmiechnęłaś do mnie.

- Już ci przeszło? – zapytałam.

- Tak, dziękuję. – Uśmiechnął się i puścił do mnie oczko.

- Ty podstępna gadzino! Sam będziesz pił kawę! – Wstałam, wzięłam swoją kawę i wylałam na jego głowę. Nigdy nie zapomnę jego miny zdziwienia. – Jesteś mi winien picie! – Zmrużyłam oczy i poszłam. Nie mam zamiaru siedzieć dzisiaj na zajęciach w jednej Sali, co ten dupek. Ja naprawdę się przejęłam tym, że był smutny. Chciałam mu pomóc, a on perfidnie mnie wykorzystał!


Nie zapomnij o mnie 1.0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz